Spodziewałem się dobrej komunistycznej antyutopii a dostałem jakąś wizję quasifaszystowskiej Polski gdzie niby "PRL nie upadł" ale jakoś nie widać sloganów socjalistycznych, czerwonych flag, Sowietów, Partia jest po prostu Partią a nie PZPR-em, jedynym co przypomina PRL to ... nazwy "Milicja" i "SB". Karykaturalne wyobrażenie o "jedności narodowej" na dodatek oczywiście na poły klerykalnej ("porozumienia prymasowskie", przemówienia kardynała itd.) Bardziej to przypomina wyobrażenia o sanacji niż to jak mogłaby wyglądać Polska gdyby PRL nie upadł w 1989-tym roku. Powtarzam - poza jakimiś szczegółami niby przypominającymi o konwencji typu "Trybuna Ludu" na ścianach i nazwami SB/Milicja tu w ogóle nie ma nic z PRL-u. Pomijam żałosne insynuacje polityczne a propos współczesności. Ale w końcu wystarczy spojrzeć kto to wyreżyserował :) I wszystko się wyjaśnia. W skrócie fabuła ma wyglądać tak - po okrutnych zamachach terrorystycznych 1983-go roku władza dogadała się z klerem - stworzyli "nacjonalistyczno-faszystowski" reżim (no popatrzcie tylko na te stylizacje mundurów - groteskowy Kalarus (Trojan) "odrodzenia narodowego" (nawet godło zmienili). Sowieci gdzieś znikli, zły "reżim" sprzedaje broń nuklearną złemu Iranowi. Istna "oś zła". Jestem - powtórzę - okrutnie zawiedziony. "Pocztówki z krainy absurdu" były lepsze jeśli chodzi o taką tematykę political fiction. Ktoś tu niestety chciał przekazać swoją ideologię ubraną w - nie powiem - atrakcyjne szaty - "Blade Runnerowski" klimat podobał mi się i wizualnie jest to zrealizowane bardzo dobrze - tu szacunek. Ale fabuła jako taka jest okropnie kulawa i tak "łopatologicznie polityczna", że głowa boli. W sumie to Netflix plus p. reżyser więc nie ma się co dziwić. :) Dla mnie rozczarowanie na całej linii - dałem chyba 4 albo 5 ale to głównie za rolę p. Więckiewicza, który nigdy nie zawodzi
Pozdrawiam.
PS: lubię p. Kalarusa jako aktora ale równie dobrze można by obsadzić Dr. Evila z "Austina Powersa" w tej roli - to miał być serial dla poważnych ludzi?