Po co w serialu tyle tego feminizmu? Nie rozumiem po co to tutaj wciśnięto. Te drętwe teksty, że kobiety mogą to, kobiety mogą tamto, kobiety dorównują mężczyznom... Serio? Oryginał w ogóle nie skupiał się na tym aspekcie, a już Maryla niemal-sufrażystka... omal mi mózg przy tym nie wybuchnął :/
Halo, a już sam fakt, że Maryla i Mateusz woleli chłopca od dziewczynki i początkowo nie chcieli jej zatrzymać na Zielonym Wzgórzu, bo uważali, że nie będą z niej mieli żadnego pozytku? Na tym się chyba opierała książka, nie? A potem, że zmienili zdanie i w końcu powiedzieli Ani, że nie zamieniliby jej na tuzin chłopców? A to, ze Ania poszła na uniwerek, chciała się kształcić a nie tylko być żoną? A to, że Gilbert podkreślał, że "lepiej jak kobieta jest mądra niż piękna" ? Wątki feministyczne u Montgomery również są widoczne, może w nieco subtelniejszej formie niż w serialu, ale są. Być może człowiek tego nie zauważa przy pierwszej lekturze jako dzieciak, ale to nie powód, żeby twierdzić, że takich watków feministycznych w książce nie ma.
Nie napisałem, że w książce nie ma tych wątków, tylko nie na nich skupia się książka. Serial, niestety, wątek ten wyolbrzymia, wali chamsko w oczy feminizmem. I zadam raz jeszcze pytanie - po co?
Napisałeś: "Oryginał w ogóle nie skupiał się na tym aspekcie" i właśnie z tym stwierdzeniem tutaj polemizowałam, bo ja uważam, że jak najbardziej się skupiał.
A co do serialu, no cóż- po prostu pogłębiono w nim wiele treści z książki - w tym właśnie wątki feministyczne. A po co? Ano po to, żeby nie trzymać się ślepo oryginału, który był już wałkowany tysiące razy w kinie i w telewizji. Ot taki powiew świeżości i tyle, żeby trochę historię uaktualnić/uwspółcześnić i ewentualnie zwrócić uwage na aspekty, ktore w czasach pisania książki zapewne istniały, ale byly tematami tabu (np. dodanie wątku ciotki Barry, która całe życie mieszkała z "przyjaciółką"). Mnie to wszystko jakoś specjalnie nie razi, a nawet mi się to podoba.
Poza tym uważam, że w serialu rozszerzono historię kilku postaci, które były w książce jedynie zarysowane (Maryla, Mateusz, Gilbert, Ruby, Jerry) - i to na plus. Poza tym serial jest sprawnie zagrany i sfilmowany. Jest dobra muza, są dobre kostiumy, fajne zdjęcia, krajobrazy i klimat. Mnie się to wszystko podoba i jakieśtam wątki feministyczne nie zakłocają mi odbioru serialu. Pozdrawiam.
Książkowa Ania nie była taką niezależną buntowniczką.Kształciła się,bo jedynie wykształcenie mogło jej dać jakąś przyszłość.Jednak SPOILER już po wyjściu za mąż była tylko żoną ,która zajmowała się 7 dzieci i ogrodem oraz plotkami z sąsiadkami.Serialowa Ania wydaje się kimś innym ,aż przerysowanym w tych swoich dziwactwach ,wyjątkowo irytującym sposobie bycia.
Wszystkie postaci w tym serialu są takie "bardziej" niż w książkach I to moim zdaniem bardzo dobrze. A tak w ogóle to ostatnio odświeżyłam sobie książki, i o ile pierwsza część ma jakiśtam urok, to dalsze części to takie już trochę "pójście za ciosem" - historie są nudnawe, naciągane i niezbyt pasjonujące. Dlatego trudno mi słuchać tych ciągłych zarzutów co do serialu, że rozmija się z książką etc.
Problemem nie jest feminizm ale to że go wpleciono z wdziękiem i subtelnością niemieckiego pornola.
Film Mustang był megafeministyczny i byłam nim zachwycona.
Tutaj nieumiejętność i nachalność wprowadzania wątków feministycznych aż boli-mamy drętwe deklaracyjne wstawki i nachalną światopoglądową dydaktykę która zbija serial.