Jest to post-apo, ale nie według standardów amerykańskich. Zupełnie nie. Z jednej strony opowieść bezkompromisowa, z drugiej strony na swój sposób liryczna.
SPOILERY
Historia opowiada o świecie, w którym dorośli umierają, zostają wyłącznie (prawie) dzieci, i to w większości te młodsze. Okres dojrzewania jest zwiastunem śmierci. Trafnie jeden z bohaterów stwierdził, że długość życia ludzi i psów stała się podobna. Śmiercionośny wirus jest w każdym, ale uaktywnia się u dorosłych. Póki nie dożyłeś do okresu dojrzewania, możesz spać spokojnie.
Nie ma w tym filmie tego co jest dość typowe dla kina amerykańskiego czyli pójścia na łatwiznę. Postaci nie są czarno-białe, nawet psychopatyczna dziewczynka.
Dzieci, pozostawione bez dorosłych, dziczeją, ale wciąż pozostają dziećmi. Są więc głupie, okrutne, skore do zabawy, dające sobą łatwo manipulować, ale jednocześnie są zagubione, szukające miłości i opieki, zmuszone do walki o jedzenie, o przetrwanie, często walki bezwzględnej.
Nie ma w tym filmie taniego sentymentalizmu, ale pojawiają się ciche echa filozofii, w tym tej pytającej o sens natury wszechrzeczy.
Może jest szczypta inspiracji Władcą Much czy nawet Jądrem ciemności, ale przede wszystkim na pierwszym planie jest dziewczynka, która powoli wchodzi w emocjonalną dorosłość, przy okazji ucząc się tego czym jest pierwsza miłość, czym jest przyjaźń, czym jest odpowiedzialność.