PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=809336}

Another Life

2019 - 2021
4,7 5,0 tys. ocen
4,7 10 1 5042
Another Life
powrót do forum serialu Another Life

Uwielbiam sci-fi i bardzo się ucieszyłem, widząc, że nowy serial z tego nurtu został już przetłumaczony i jest dostępny na Netflixie. Ale rozczarowałem się. Poczułem potrzebę napisania tych słów o tym, co mnie szczególnie ubodło.

Załoga statku kosmicznego, która ma lecieć w daleki kosmos, jest skompletowana z osób niedojrzałych i niestabilnych emocjonalnie, zachowujących się jak banda nastolatków mająca problemy w relacjach interpersonalnych a nie jak jakakolwiek zdyscyplinowana załoga jakiegokolwiek pojazdu. Ci ludzie są niewiarygodni już jako załoga wozu strażackiego, kutra rybackiego, czołgu, nie mówiąc już o łodzi podwodnej, a taka byłaby jakimś pierwowzorem dla załogi statku kosmicznego. W dodatku jednym z załogantów jest były dowódca tej bandy idiotów, osobnik z antysocjalnym zaburzeniem osobowości, skłonny do manipulowania, wszczynania buntu i rzucania się na aktualnego dowódcę z nożem z racji własnego ego. (W dodatku nie jest to jeden taki, już w trzecim odcinku pojawia się psychotyczna załogantka – że niby zaraziła się obcą formą życia i stąd jej urojenia - ale nie oszukujmy się, jej zachowanie odpowiada ogólnemu profilowi załogi). Te postacie są całkowitym zaprzeczeniem astronautów z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej czy z programu Apollo. Zarówno jako jednostki, jak i jako drużyna. Jaki widz kupi, że NASA, ESA i armia USA wysyła w daleki kosmos, z ważą misją zarówno badawczą jak i dyplomatyczną, osoby zachowujące się jak debile? Obawiam się, że producenci wzorowali się najwyraźniej na „The 100”. Najwyraźniej uznano, że aktor grający debila musi być atrakcyjny dla widza. Tyle że Mr. Bean miał więcej wdzięku niż wdzięk obecny we wszystkich postaciach tego serialu! Tych bohaterów w żaden sposób nie da się polubić ani się z nimi identyfikować. Jedyne ich kompetencje to narzekanie, przeklinanie, histeryzowanie, podważanie kompetencji innych osób, manipulowanie i klikanie w tablet. Niektóre postacie mają coś wspólnego z nieśmiałością, ale to niczego nie urozmaica, bowiem wciąż wyglądają jak kliniczny przypadek, a nie osoba, która trzyma naturalny dystans do innych osób. Bohaterowie nawet mając na głowie hełm z szybką potrafią drapać się po nosie poprzez tę szybkę. Są niebotycznie irytujący. Wszyscy i to bez wyjątku – nie tylko ci niedorobieni astronauci, ale nawet generał na Ziemi, której rola polega na dreptaniu i przypatrywaniu się kamerze zza pleców jakiejś innej postaci, jakaś youtuberka mająca udawać dziennikarkę, no dosłownie wszyscy. Najlepsze i najbardziej wiarygodne postacie to te, które grają statyści w tle. Te postaci są tak durne, że kiedy kapitan statku – ewidentnie w obronie własnej i do tego przypadkowo, bez zamiaru morderstwa – doprowadza do śmierci załoganta, nie wspomina nikomu o tym, że była to obrona konieczna. Oświadcza za to dumnie wszystkim, że zabił tego, kto zagrażał misji, pozwalając załodze na snucie teorii spiskowych, nastroje prześladowcze i knucie intryg. Nawet komputer pokładowy pyta się dowódcy, „jak mogłaś zabić? Nie poznaję ciebie”, na co dowódca milczy, zamiast – jak by to zrobił każdy człowiek, nawet wyrachowany psychopata – wyjaśnić, że była to obrona własnego życia. Na litość boską, kto do jasnej ciasnej tworzył scenariusz i dialogi? Jaki kretyn wymyślił taką psychologię postaci? Powtórzę – wszystkie postacie w tym serialu są nierealne i niewiarygodne.

Zabawne jest wysłanie sygnału elektromagnetycznego z Ziemi do VY Canis Majoris, która znajduje się 4900 lat świetlnych od nas, który dociera do celu w czasie krótszym niż 50 lat, po czym tamtejsi kosmici równie szybko odsyłają na Ziemię sondę. Przy czym świat ukazany w serialu wygląda na taki, w którym równocześnie światło VY Canis Majoris wciąż potrzebuje prawie 5 tysięcy lat, aby dolecieć do Ziemi.

Zabawne jest, że przewidywany czas dotarcia misji załogowej do Canis Majoris to pół roku. Przypomnę, że gwiazda ta leży prawie 5 tysięcy lat świetlnych od Ziemi. Już 12-letnie dziecko jest w stanie zrozumieć wzory, z których to wynika, że nie da się rozpędzić niczego, co ma dużą masę, do prędkości choćby równej połowie prędkości światła. Masa rozpędzana do prędkości relatywistycznych ulega zwielokrotnieniu. W efekcie coś, co w spoczynku ma masę 1 grama, przy prędkości światła uzyskałoby masę nieskończoną. A jak rozpędzać nieskończoną masę? Nieskończoną energią. Jest to oczywiście niewykonalne, stąd właśnie wiemy, że nic, co ma masę, nie może osiągnąć prędkości światła. Niemniej jednak w świecie serialu, który wygląda jak świat, w jakim teoria względności obowiązuje, niespodziewanie dowiadujemy się, że statek kosmiczny może poruszać się z prędkością „nadświetlną”, czyli większą od światła.

Ktoś powie OK, w końcu to sci-fi, musi istnieć jakiś taki napęd, który pozwoli bohaterom przeżywać przygody w odległym kosmosie. No dobra. Niech tak będzie. Wciąż jednak pozostaje zagadką, jak możliwe jest dotarcie do Canis Majoris w pół roku, jeżeli załoga dotarła po miesiącu zaledwie do Syriusza? Syriusz znajduje się jakieś 9 lat świetlnych od Ziemi. Weźmy więc prosty rachunek. Droga z A do B wynosi 9 i pokonuje się ją w miesiąc. Ile czasu zajmie podróż z A do C, jeżeli droga ta wynosi 5 tysięcy? Ktoś pewnie powie, że statek kosmiczny może i przebył pierwsze 9 lat świetlnych przez miesiąc, ale w dalszej drodze do Canis Majoris będzie przyspieszał. OK. To niech jeszcze wtedy uwzględni czas potrzebny na zwalnianie przed Canis Majoris. Na litość, przecież te kwestie są oczywiste nawet dla 10-letniego dziecka! Nawet jeśli zgodzimy się na magiczny napęd warp, to wciąż nie będzie on tłumaczył, jak możliwa jest tak szybka wymiana promieniowania elektromagnetycznego, tj. fal radiowych, między Ziemią a Canis Majoris? Albo natychmiastowa, bezstratna wideo-konferencja między Syriuszem a Ziemią? Czyżby w świecie serialu bohaterowie potrafili osadzić każdy foton na mini-rakiecie zdolnej do zakrzywiania czasoprzestrzeni, przemieszczając te fotony z prędkością nadświetlną? OK, mamy więc światło zdolne poruszać się szybciej niż światło. Rewelacja!

Co robią astronauci podczas podróży? Śpią. W dodatku śpią leżąc w szufladzie chowającej się w ścianie cały czas w tej samej pozycji, mając jakieś śruby w karku. Rozumiem, że jak statek szarpnie, szarpnie też bezwładnym astronautą w szufladzie ale śruby w szyi, umocowane na sztywno, nie rozerwą tkanek. Sęk w tym, że jak taki astronauta będzie leżał bez ruchu, wciąż w tej samej pozycji przez miesiąc, to na plecach, pośladkach, tylnej części ud i podudzi oraz na piętach wytworzą mu się odleżyny. Zatem obudzi się z masywnymi dziurami w ciele, przez które będzie można dojrzeć kości, a mięso wewnątrz będzie czarne i gnijące. Gnicie zapewniają bakterie beztlenowe, jakie znajdują się wewnątrz każdego z nas, jak też na naszej skórze. Zatem choćby szuflada do spania była w pełni sterylna, i tak martwa tkanka zacznie gnić, prowadząc do postępującej gangreny. W dodatku miesiąc leżenia, nawet w warunkach ziemskiej grawitacji, gwarantuje znaczny zanik mięśni. Załóżmy, że astronauta przeżył gangrenę z odleżyn i po obudzeniu się, chce się udać pod prysznic. Tylko jak to zrobić, mając same kości, ścięgna i skórę? Ale tylko z przodu, bo z tyłu będą odleżyny. Ktoś powie, że w nieważkości odleżyn nie będzie – ale oni na tym statku kosmicznym mają grawitację! W jakiś magiczny sposób nie lewitują jak astronauci na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, lecz chodzą i leżą w łóżku tak, jak to się zwykło robić w ziemskiej grawitacji.

Co ciekawe, ledwo astronauci się budzą ze snu zimowego (pominę, że od lat 80. wiadomo, iż hibernacja nie działa i nie jest to żadne rozwiązanie na podróż w kosmos), wprowadzają swój statek kosmiczny na bardzo małą orbitę wokół gwiazdy. Pytam się więc, jakim cudem oni przeżyli? Na ekranie widzimy, że lecą w obrębie korony słonecznej Syriusza, ukazanego jako niebieski olbrzym. Nasze Słońce ma w koronie słonecznej temperaturę większą niż milion stopni Celsjusza. Załóżmy, że tyle samo ma w koronie Syriusz. Przecież to temperatura znacznie przekraczająca temperaturę topnienia tworzyw sztucznych i metali! Statek kosmiczny, choćby był zbudowany z nie wiadomo czego, po prostu stopi się. Co więcej, milion stopni Celsjusza to tak duża temperatura, że rozrywa wszelkie wiązania chemiczne i jonizuje wszelkie atomy. Statek kosmiczny nie tylko stopiłby się, ale dosłownie wyparował zamieniając na pojedyncze jony! Gwiazdy są też, co każde dziecko wie, obiektami absurdalnie masywnymi. Ich grawitacja jest olbrzymia. A jak wiemy ze szkoły, tym większa będzie, im bliżej dwa ciała się będą znajdywać. Oddziaływanie grawitacji w obrębie korony gwiazdy będzie tak absurdalnie duże, że powstałe z tego powodu siły pływowe rozerwą każde ciało stałe na strzępy. Prawdę mówiąc, grawitacja rozerwie statek kosmiczny w odległości znacznie dalszej, niż korona – do korony dolecą jedynie strzępy statku, które tamże się stopią i wyparują. Tymczasem statek kosmiczny leci sobie tak, jakby nigdy nic. W dodatku parokrotnie przelatuje przez koronalne wyrzuty masy. Nawet, jeżeli jakimś cudem statek przetrwałby temperaturę i siły pływowe, to taka bliskość do gwiazdy zabiłaby astronautów samą siłą radiacji. Sam przelot przez koronalny wyrzut masy to przelot przez strumienie miliardów, miliardów, miliardów elektronów, protonów, fotonów gamma, rtg i UV. Te cząstki oczywiście przelecą przez statek i ciała astronautów jak przez masło, rozrywając wiązania chemiczne w każdej komórce i jonizując wszelkie płyny ustrojowe. Nie zapominajmy, że bohaterowie są w koronie gwiazdy, a nie przed reaktorem jądrowym na Ziemi. Ilość naładowanych cząstek w koronie gwiazdy jest niewyobrażalnie większa, niż w jakimkolwiek innym miejscu wszechświata. Nie nabawisz się tam choroby popromiennej (jej nabawisz się w zwykłym miejscu kosmosu daleko od gwiazdy). Tam się po prostu od promieniowania rozpuścisz. Ale wcześniej grawitacja rozerwie cię na strzępy a te się stopią w temperaturze miliona, jeśli nie kilku czy kilkunastu milionów stopni Celsjusza.

Najlepszy jest komputer pokładowy. Niby wszystko i wszystkich widzi, bo wedle uznania jest w stanie w dowolnym miejscu statku, w dowolnej kabinie i w dowolnym korytarzu, wyświetlić trójwymiarowy hologram z postacią przystojnego młodzieńca. Personel statku kosmicznego jest w stanie patrzeć temu hologramowi głęboko w oczy, a i hologram jest w stanie imitować patrzenie głęboko w oczy członkom załogi. Słowem, ludzie i hologram mogą się śledzić wzrokiem. Tylko skąd komputer wie, gdzie dany osobnik patrzy, aby skalibrować symulowane ruchy oczu, w tym rozstaw źrenic hologramu? Nawet gdyby miał kamery co metr na każdym pokładzie, wciąż miałby zbyt mało danych, aby ustalić w czasie rzeczywistym pozycję i ruch oczu członka załogi, dla którego wyświetla hologram patrzący się temu człowiekowi prosto w oczy. Zatem komputer pokładowy musiałby mieć wiele kamer na każdym centymetrze każdego pomieszczenia. OK, niech tak będzie. Tylko ciekawe, że wówczas jakoś nie widzi, kiedy na dowódcę statku rzuca się psychopata z nożem, ani nie widzi, jak znowu na dowódcę statku rzuca się inny załogant, chcąc dowódcę udusić. Ci się jeszcze szamocą przez długi czas, uderzają o różne ścianki, niszczą w walce elementy statku, w tym pewnie i kamery komputera pokładowego potrzebne, aby wyświetlać interaktywny hologram, a mimo to komputer pokładowy nic o tych zdarzeniach nie wie. A mimo to wciąż towarzyszy dowódcy statku na każdym kroku. Cóż, być może był w zmowie?

Dramat w kosmosie: dowódca statku osobiście pilotuje statek poprzez ciasną kupę gruzu w kosmosie. W dialogach nazwano to lokalnym obłokiem Oorta, choć obłok Oorta w ogóle tak nie wygląda. W pasie planetoid, pasie Kuipera i tym bardziej w hipotetycznym Obłoku Oorta – hipotetycznym, bo wciąż nie wiemy, czy w ogóle takie coś istnieje! - odległość między jednym obiektem a drugim jest astronomiczną liczbą kilometrów. Jak znajdujesz się na jednej asteroidzie w pasie planetoid, bądź w pasie Kuipera, nie masz szans dostrzec kolejną, najbliższą asteroidę gołym okiem! Tymczasem na ekranie widzimy gruzowisko złożone z jakiś małych meteroidów przypominające po prostu zwykłe ziemskie gruzowisko, jakie by powstało np. po zawaleniu się małego budynku. No dobra, niech tak będzie, takie coś znaleźli astronauci na torze swego lotu, w ostatniej chwili, po paru zderzeniach, bo komputer pokładowy, który normalnie pilotuje statek, to przegapił – najwyraźniej jest zdolny jedynie do wyświetlania hologramów postaci facetów z niewielkim zarostem. No więc ktoś pilotuje statek ręcznie przez tę absurdalną chmurę kamieni i… nagle ślepnie. Nie wiadomo dlaczego. Nie pokazano, aby cokolwiek wbiło się w gałki oczne, nie widać na nich ani zaćmy ani jaskry, ani objawów wylewu lokalnego. Ponieważ osobnik ten wciąż wypowiada się logicznie i porusza kończynami, a nawet chodzi, wiemy też, że nie doznał udaru obu półkul mózgu. Po prostu nagle stracił wzrok. Znając psychologię postaci możemy domyślać się, że zapewne zwariował do reszty, rozwinął psychotyczne objawy, bądź udaje, choć niekoniecznie świadomie, może to być np. napad histerii. Przepraszam, ale ta scena nie wyglądała dramatycznie. Wyglądała… komicznie. Pierwsze trzy odcinki składają się z szeregu tego typu żenujących scen. Jedna po drugiej. Jeśli nie sytuacja ogólna jest żenująca, to dialogi. Nie ma ani jednej sceny, która nie byłaby w jakiś sposób idiotyczna. Nie ma ani jednego ujęcia, które by zaciekawiło, zainteresowało, przykuło uwagę, wzbudziło zachwyt, albo przeciwnie, wzbudziło niepokój, obawy o losy postaci. Wszystko jest żenujące. I do tego tanie chwyty. Np. kontynuacja ślepoty – oślepły astronauta otrzymuje wiadomość od rodziny z Ziemi, ale nie widzi, co się dzieje na ekranie. Komputer pokładowy opisuje, że córka robi fikołki i stoi na rękach. No niby miałoby to być wzruszające, i pewnie byłoby, gdyby widz nie widział wcześniej, że ów astronauta nie ma absolutnie żadnej więzi z dzieckiem, bo w ciągu zaledwie minuty otrzymuje wiadomość o locie w kosmos i podejmuje się zostawić dziecko aby polecieć na pewną śmierć. Zresztą, nawet nie chce zapoznawać się z tym, co to dziecko chce przekazać. Generalnie wiadomo, że ta postać ma swoje dziecko w dupie. Czym się tutaj wzruszać? Mam wrażenie, że scenarzysta sam ma problem z rozumieniem ludzkich emocji i relacji. Inna, lepsza scena. W sposób kiczowaty zerżnięte z Aliena. Potworek rozwija się w załogancie i wychodzi z niego w trakcie posiłku, a do tego ta postać, która oślepła – co się dzieje, niech ktoś mi powie, co się dzieje? Czy to ma być komedia? Ostatnio widziałem fragment filmu, w którym przeciw potworom z kosmosu przypominającym Godzillę i latające smoki, wyruszyli inwalidzi o kulach i na wózkach. Aby było jeszcze śmieszniej, w tym serialu pasożyt rozwija się w ciele nosiciela z.. wirusa, którego struktura biologiczna nie jest oparta na węglu. Na koniec załoga dochodzi do wniosku, że skuteczny środkiem odkażającym jest… promieniowanie gamma. Zaskakuje jednak to, że załoga dowiaduje się o tym, że promieniowanie gamma jest szkodliwe, dopiero po tym, jak się naświetla. To tylko potwierdza, że w świecie tego serialu w kosmos latają debile. W dodatku tym, co jest szkodliwe w napromieniowaniu się, jest sterylizacja. To jedyny skutek uboczny. Rozumiem, że scenarzysta nigdy nie słyszał o ataku nuklearnym na Hiroszimę i Nagasaki, albo o katastrofie w Czarnobylu, ale na miłość boską, czy pisanie scenariuszy do filmów zleca się aż takim kretynom?

facebooktosyf

Od siebie mogę dodać, że scenarzyści "ciemną materię" potraktowali bardzo dosłownie... jako po prostu ciemną mgłę, fluktuującą sobie gdzieś na wprost. Mieliśmy też popis pobieżnego czytania Wikipedii w wypadku "wyciekającej materii egzotycznej", którą trzeba było ręcznie upuścić wajchą, by nie rozwaliło krypy...

ocenił(a) serial na 6
Winter_Midnight

Najgorszy w tym serialu jest jednak... trans. Ohydny bo to zwykły przebieraniec z zatuszowanym makijażem zarostem. W dodatku jest sztuczny, nudny i wzbudza niechęć usilnym introwertyzmem.

Co do serialu to od pierwszych minut widać, że to tandeta. Słabe i drewniane aktorstwo, bardzo niskobudżetowe wzbudzające politowanie efekty, kreacja artefaktu to już kompletny facepalm - choinka świąteczna? Potem oczywiście dochodzą te wszystkie ekstremalne bzdury, dziury fabularne i zero zgodności z nauką. Obejrzałem pierwszy odcinek w całości bo wydał mi się zabawny w wyszukiwaniu niedorzeczności co jest wielkim sukcesem bo większość serialu netflixa wyłączam po kilku minutach. Potem drugi trzeci i... się wciągnąłem, przyzwyczaiłem do kilku bohaterów i chciałem poznać zakończenie, jestem na 6odc. i jadę dalej, ocena 4.2 jak razie jest w mojej opinii przesadzona i pełna zgorzknienia ;-). Mimo wszystko serial starał się w poważny melancholijny sposób przedstawić fabułę i psychikę bohaterów w samobójczej misji w kosmosie, pomijając tego nieudolność to nie jest kolejna wesoły sitcom latającej muszli klozetowej w kosmosie.

Ponieważ wielką radość daje wypływanie największych głupot tego serialu chętnie także wymienię kilka dodatkowych:

1) Zakładamy, że dwójka wybrańców którzy komunikują się z artefaktem i od których działań zależą losy ziemi, są arcy-wybitnymi jednostkami i naukowcami. W rzeczywistości jest to dwójka przygłupów nie mających żadnego pojęcia o fizyce i informatyce, którzy miesiącami puszczają dźwięki a gdy zostają one również sklonowane przez "choinkę" skaczą z radości niczym szympansy (bez urazy dla małp) na widok banana. Kolejne miesiące zajmuje im odkrycie, że w dźwięku była zaszyfrowana wiadomość, ale nie odkrywają tego głupi i głupsza chwaląca się ukończeniem jakiegoś dyplomu naukowego w wieku lat 15, tylko jakiś mietek programista z przypadku.

2) Anabioza WTF? Cudowny stan w którym się nie starzeją, a jednak mózg i ciało pracują na 100% bo bohaterowie mają cudowne niekończące się wizje i sny, ruszają gałkami ocznymi. Ewenement. Od początku i tak mamy też 10 osobową wybudzoną zbędną załogę, która nic nie robi poza żarciem i zużywaniem tlenu - oczywiście aż nie zaczynają się ciągłe niekończące się wybuchy, awarie i pożary. Wtedy wykazują umiejętności "gadania" oraz naprawiania elektroniki poprzez robienie uwaga zwarć i iskier! (czyli uszkadzania kolejnych elementów i obwodów). W Odysei Kubrica potrzebny był 1 wybudzony człowiek ale oni posiadali "porządne" AI. Tak jak założyciel tematu wykazał załoga to banda niestabilnych psychopatów, główna bohaterka jest takim wrakiem, że AI statku- cudowny hologram jest w całości zbudowane jako jej osobista psychoterapeutka i doradca. Nie potrafi jednak wykryć najprostszych awarii.

3) Wirusy i bakterie. Po walce o przetrwanie w walce z jednym wirusem, na kolejną planetę schodzą jednak pełni zaufania do swoich cudownych skanerów. Bez kombinezonów, jedzą co popadnie, ignorują wszelkie zagrożenia i możliwą faunę, ich zbadanie składu powietrza jest tak trafne że powoduję naćpanie się dwóch bohaterek ale wszyscy są zadowoleni.

4) Powtórzę wątek śmierci dowódcy ze względu na straszny niesmak. Ginie w wypadku atakując Niko, która popycha go w samoobronie. Potem mamy chorą wizję niedorobionego, mentalnie upośledzonego scenarzysty, że niejako ona zamordowała go z premedytacja co prowadzi do buntu załogi. Ktoś K*** w ogóle czytał ten scenariusz przed użyciem?
Może sam autor go nie czyta tylko klepie i wypuszcza bez sprawdzenia.

5) Strasznie irytowało mnie to, że wszystko co robiła ta załoga robiła pierwszy raz w historii ludzkości. No więc ludzkość posiadała cudowną technologię podróżowania na odległości setek lat świetlnych, wynajdowania nowych planet i ich składu ale mam rozumieć, że nigdy z tego nie korzystała?

A teraz humor.
Gdy uznałem, że z Michelle jest coś nie tak i tylko ciągle przeklina, chwilę potem nastąpiła taka oto scena.
Ona robi coś przy statku, na kanapie budzi się gość który zemdlał a ona odpala jakoś tak : F*** WTF , You F**** WTF.
Prawie spadłem z krzesła, poważnie :D

ocenił(a) serial na 6
daihat

A i jeszcze jedna rzecz. Aaron Paul z Breaking Bad ma sobowtóra czy dwa nazwiska robocze?. Serialu dlatego nie wyłączyłem po 5min bo zastanawiałem się co robi tu Jesse z Breaking Bad a to niby jakiś Justin Chatwin? WTF Rlly What the f***.

ocenił(a) serial na 6
daihat

Ostatnie odcinki wynagradzają wszystko. Powiedziałbym, że ocena rośnie o jeden punkt z każdym odcinkiem od 1 do prawie 10 co daje średnią 5.0 ;-). Ostatni odcinek REWELACJA.

facebooktosyf

Dzień Dobry. Ogólnie nie wypowiadam się na filmwebie, ale Twój wpis był najlepszym wpisem przeczytanym w tym roku i musiałam Ci to napisać. Napisałeś wszystko o tym serialu co trzeba było napisać ;)

facebooktosyf

Z technologią to chyba nie na czasie jesteś ;-). Głupie i proste systemy gier potrafią odczytywać w przestrzeni ruch każdej części ciała, także ruch gałek ocznych, a Ty byś potrzebował do tego kamerę co parę centymetrów? ;-) Badania ruchu gałek ocznych (oczywiście na dużo prostszym poziomie) są często wykorzystywane w marketingu. Ale walić to - serial jest słaby. Mam jednak wrażenie, że spodziewałeś się jakiejś Odysei Kosmicznej...

ocenił(a) serial na 3
facebooktosyf

Zgadzam się z wpisem, chciałbym tylko dodać, że w "The 100" taki a nie inny dobór załogi był przynajmniej czymś umotywowany - te dzieciaki wysłano na misję w ramach odbywanej kary i ze względu na "przeludnienie stacji". Było to jakoś uzasadnione logicznie. W Another life selekcji załogi nie da się niczym wyjaśnić, chyba oprócz przekonania twórców (jak widać po reakcjach widzów błędnego), że dzięki temu serial będzie ciekawszy.

facebooktosyf

W sedno! Dzięki za Twoją recenzję :)

użytkownik usunięty
facebooktosyf

Człowieku.... ale Ty się czepiasz. Get some life bro!!!

ocenił(a) serial na 3
facebooktosyf

trochę z tego co napisałeś to czepialstwo. Mamy 2 kategorie filmów sf - zgodnych z wiedzą i nie (ale zakładam, że być może za xxx lat będzie taka wiedza, że można będzie robić to i owo). Ja sam lubię filmy i książki z 1 kategorii ale jak mi się trafi coś z 2giej to nie rozdzieram szat. Tym bardziej, że jest mnóstwo filmów średnio zgodnych z obecną wiedzą. Film jest fatalnie zagrany i cały Twój wstęp dotyczący jakości załogi to 100% racji. A reszta jak wspomniałem - czepialstwo ale pewnie wynika z nędzy tejże załogi (więc z automatu szuka się gwoździ do dobicia trumny).

ocenił(a) serial na 4
facebooktosyf

Bardzo trafna analiza. Właśnie męczę drugi sezon (chyba tylko z chęci popastwienia się nad tym potworkiem) i tak mnie naszło na przejrzenie forum.

ocenił(a) serial na 3
facebooktosyf

Serial jest słaby i tu nie ma o czym mówić. Co do napędu statku i czasu trwania lotu, no cóż można to załatwić na dwa sposoby. Pierwszy lot trwa bliska 9400 lat. Czas potrzebny na rozpędzenie, hamowanie i fakt że lecisz jednak jakiś mały procent poniżej prędkości światła. Tu kłania się książka Wieczna Wojna, polecam. Serial będzie długi, bardzo długi przynajmniej z punktu widzenia ziemian. Będzie też bardzo interesujący, lecą, lecą, lecą i nic się nie dzieje bo co ma się dziać w pustym kosmosie. Mamy też drugie podejście gdzie napęd jest dużo bardziej sprawny i statek lecie z prędkością większą niż światło. No włąśnie czy leci a może skacze? Battlestar Galactica nie pamiętam napęd FTL? Rozgrzej skacz odpocznij, rozgrzej skacz itd. No ale można też lecieć z prędkością nadświetlną, no tylko jaki mnożnik zastosować 10x w tym wypadku podróż zajmie tylko 900 lat to może 100x no to mamy tylko 9 lat. A gdybyśmy chcieli polecieć na przeciwległy koniec galaktyki? Ups znowu coś nie działa. Generalnie z przygodami w kosmosie jest potężny problem, masz do wyboru nudy z uwagi na dystans lub absurdalną fizykę i wówczas jest szansa że w jednym sezonie doleciesz do planety na drugim końcu galaktyki zniszczysz ją i dostaniesz medal na ziemi.

ocenił(a) serial na 6
facebooktosyf

Ok, zarzut o 3-miesięczną podróż na CM jest słuszny, w świetle obecnej fizyki. Ale reszta... Podchodzisz do kwestii zgodności naukowej tego serialu zbyt emocjonalnie.

Motyw z astronautami pogrążonymi w hibernacji pojawia się non stop. Nolan w Interstellar tez zamknął astronautów na lata w kapsułach i też powinni mieć odleżyny, bo w kapsułach po prostu leżeli. Ale jakoś nie mają. Jednemu z bohaterów udało się nawet wydostać z czarnej dziury. To o wiele większa bzdura, od "lokalnego obłoku Oorta" (bo kto powiedział, że nie może gdzieś istnieć taki obłok, który wygląda inaczej, niż ten "nasz" z naszego układu słonecznego?).

Piszesz, że udowodniono, iż hibernacja nie działa (nie prawda - czytałem w Fokusie o mikroorganizmach zahibernowanych przez dziesiątki lat w lodach Arktyki). I to jest twój błąd - podchodzisz do serialu science-fiction jak by jego akcja działa się dziś, w roku 2022 i powinna być w 100% wierna wyłącznie aktualnym dziś odkryciom naukowym. Równie dobrze moglibyśmy w ten sposób podważyć połowę opowiadań Lema.

Owszem, ten serial ma braki. Ale to wynika z niskiego budżetu a twoja krytyka scenarzystów wynika z faktu, że nie wiesz, jak się pisze scenariusze. A scenariusze do wysoko ocenianych seriali z Netflixsa pisane są przez kilkudziesięcioosobowe zespoły ludzi. Sam próbowałem pisać scenariusze i wiem, jak szybko traci się obiektywność i kontrolę nad łącznością faktów. To trudna sztuka.

Łatwiej jest wytykać błędy, choć sam w twoim wywodzie zrobiłeś ich kilka.

Ja też mam wiele zarzutów do logiki bohaterów. też przeszkadza mi, ze Pani kapitan nie broniła się, że zabiła tamtego gościa w obronie własnej. Ale postanowiłem oglądać ten serial dalej. Po prostu dla rozrywki. 

facebooktosyf

Pełna zgoda! Świetnie podsumowałeś absurdy tego gniota. Społeczeństwo kretynieje, skoro taki serial mógł w ogóle powstać.