Szumnie zapowiadany powrót Vandera jako Warwick okazał się mocno rozczarowujący. Nie dość, że zniszczono jego design zmieniając cybernetyczną wilczą bestię z gry w coś co bardziej przypomina goryla (w jednym odcinku nawet chodzi jak goryl), to przepisano jego całkiem dobrą historię na coś mocno nijakiego. Warwick w grze to człowiek zmieniony w bestię, który ma jedynie strzępki wspomnień swojego dawnego życia i stara się za wszelką cenę zachować człowieczeństwo i nie zatracić się w dzikich instynktach. Tutaj tego nie ma. Warwick to nieco zmutowany Vander, który bez problemu rozpoznaje Jinx i Vi, poza krótkimi scenami walki nie robi nic konkretnego tylko po to by za chwile zginąć, zmienić się w bezmyślną marionetkę Viktora, powrócić na chwilę w ostatnim odcinku ponownie nie robiąc kompletnie nic i znowu zginąć. W całym drugim sezonie wypowiada może ze 3 kwestie dialogowe. Nie tego oczekiwałem po całkiem udanym wprowadzeniu postaci Vandera w pierwszym sezonie i tych wszystkich zapowiedziach.