W teorii serial ten ma przedstawiać walkę grupy bohaterów z przytłaczającym wrogiem... Niestety
nie zostało to wykonane w sposób właściwy. Naród Ognia miał być w świecie Avatara
odpowiednikiem Imperium z Gwiezdnych Wojen. O ile w Gwiezdnych Wojnach Imperium na
prawdę sprawiało że martwimy się o głównych bohaterów to w Avatarze bohaterowie są
praktycznie niezniszczalni. W zakończeniu drugiego sezonu Aang został ranny co byłoby
świetnym cliffhangerem... lecz został uleczony parę minut później więc to chyba nic nie zmieniło?
Nie miało to wpływu na zachowanie bohatera czy też umiejętności. Wyobrażacie sobie jaki
potencjał miałby sezon 3 gdyby Aang stracił możliwość kontroli jednego z żywiołów lub nie mógł
wejść w tzw. Avatar State? Nadałoby to dodatkowego napięcia przed odcinkiem kulminacyjnym.
Katara w parę miesięcy zyskuje umiejętności tak przesadzone że jest w stanie pokonać Azulę,
która przecież ćwiczy swoje od dzieciństwa.
Do tego dochodzi kompletnie zbędny, kiepsko napisany romans i mamy efekty.

Nie zmienia to faktu że Avatar jest bardzo dobrym serialem. Daleko mu jednak do najlepszego
serialu animowanego wszechczasów jak go niektórzy nazywają. Ma zbyt dużo odcinków o
niczym. Może Filoni nie był najlepszym wyborem? Jest wiele osób, które o wiele lepiej
sprawiłyby się roli reżysera serialu animowanego.