Zaczęłam oglądać to anime dobre kilka lat temu, ale wczoraj obejrzałam drugą część Kizumonogatari i nagle mnie naszło na wylewność.
Zacznę może od tego, że nieszczególnie przepadam za anime, a haremówki i żarty o majtkach budzą we mnie co najmniej duży niesmak. Ale, o ironio, jest w tym tytule coś takiego, co rekompensuje mi te wszystkie cyckowe śmieszki-heheszki. Goddammit, gdyby zignorować erotyczny humor, to anime jest cholernie mądre (mówię o całokształcie wszystkich serii). Dziewczyna, która nie może komuś wybaczyć, że potrafił uratować jej ukochaną, gdy ona tego nie potrafiła. Dziewczyna, która zgadza się na wszystko, winę widzi tylko w sobie, pozornie jest idealna, ale skrywa w sobie patologię absolutnej nijakości, którą przezwycięży tylko z pomocą przyjaciół. Lęk przed krzywdą, dumne "nie potrzebuję pomocy", podczas gdy w środku krzyczy się o ratunek. I tak dalej i tak dalej.
Uwielbiam również estetykę serii. Te wyludnione przestrzenie, piękne światło i wyraziste kolory tak strasznie, strasznie kojarzą mi się z esencją lata. Wystarczy, że o nich pomyślę, a już mam wrażenie, że poczułam ciepło wakacyjnego słońca, z dala od tłumu i niepokojów.
Nie wiem, dlaczego tak. To jakaś magia. Autentycznie.