Co sądzicie o ostatniej scenie serialu? Jeżeli mam być szczery, to byłem nieco skołowany. Miałem wrażenie, że wszystko to dzieje się w głowie Barrego, to wszystko było tak przerysowane (scena lipsyncu), że przez cały czas z tyłu głowy mi świszczało: "to się nie nie dzieje naprawdę. A jakie są Wasze przemyślenia?
Naprawdę chciałabym, aby to był sen Barrego! Ale - po ostatnim odcinku - ja nie miała wątpliwości, że zastrzelił detektyw Moss z zimną krwią. I wbiło mnie to w fotel!
To i tak było słabe w porównaniu do śmierci jego kolegi z wojska, Moss nie dała mu wyboru.... przyjaciela który miał żonę i dziecko zabił z zimną krwią, w dodatku przez niego całe życie będą się teraz zastanawiać dlaczego popełnił ,, samobójstwo "
Wtedy Barry na prawdę świrował, w przypadku Moss nie przejawiał żadnych wyrzutów sumienia... niczym psychopata z krwi i kości
Pod koniec przez chwilę myślałem że dostaniemy za rok więzienne przygody Barrego a ten po prostu wyszedł do niej z zamiarem likwidacji... genialne