Jestem po obejrzeniu 5-odcinka, ale nadal nie widzę w tym sezonie żadnej logiki ani głębszego sensu. Na pytania nie dostajemy odpowiedzi, wręcz mnożą się kolejne. Natłok nieprawdopodobieństw niczym w filmach typu "Niezniszczalni". Drugi odcinek to było apogeum absurdu i science-fiction. Ostatni odcinek brnie dalej: nauczyciel biologii dostaje kilka kulek, za parę dni normalnie prowadzi auto i śmiga po lesie jak ta lala. Zawadzki co najmniej dwukrotnie spada z wysoka centralnie na beton i na plecy nie robiąc sobie przy tym większej krzywdy. Ekipa złożona z nauczyciela i uczniów akurat dokładnie wie, gdzie szukać gościa, leżącego od 3 dni w rowie pośrodku jakiegoś wielohekarowego lasu. Komendant popija szkocką czy co to tam jest w komisariacie z gościem, który za moment będzie prowadził auto. Aha, no i od razu daje mu namiary na Rozłucką. Angażowanie tej akurat postaci do pomocy wydaje mi się mocno naciągane... No nic, obejrzę dalej ale tylko z przyzwyczajenia i z sentymentu do świetnego pierwszego sezonu. Ten póki co nawet się do poprzednika nie umywa pod żadnym względem, a już najbardziej pod względem aktorstwa: próżno szukać postaci, na które czekało się od emisji jednego odcinka do następnego (Molenda, Kuś, poprzedni komendant policji w Dobrowicach).
Na "Listach do M" chociaż ze 2 razy na cały film się zaśmiałam (mówię o pierwszej części, gdyż kolejnych nie widziałam i nie zamierzam). Tutaj wszystko jest tak "na serio" i pompatyczne,że aż prosi się o epicki facepalm.
Wybaczyłabym jeszcze tę żałosną strzelaninę w szkole, gdyby potem scenariusz trzymał się trochę zasad logiki
i prawdopodobieństwa. Niestety akcja jest tak niedorzeczna, że nawet aktorzy grają tak, jakby byli postaciami w jakiejś grze.
O klimacie i dobrym drugim planie z pierwszego sezonu nie ma nawet co wspominać.