Pani Małgosia Bela zaciążyła nad moją oceną pierwszego odcinka. Pan Dorociński
spowodował iż średnia ocena widzów poszła w górę z 6,7 na 7,1 aktualnie. Odcinek lepszy,
prawdziwszy, zagrany z biglem, nie przeszarżowany. Ponieważ - jak sobie obiecałem - będę
oglądał jakiś czas, nawet, jeśli mnie nie powali - skupiam się na grze aktorskiej.
Operatorka ładna, właściwa dla gatunku i przewidywalna, dźwięk super, terapeuta ma nie
za wiele do zagrania, ale jeśli będzie konsekwentny - utrzyma poziom.
Jestem ciekaw rozwojowi poszczególnych wątków, właściwie to nie zazdroszczę osobom,
które oryginał widziały.
PS - o niebo lepsza produkcja niż HBO-wska Mildred Pierce
Mam podobne wrażenia, naprawdę miałem obawy widząc zwiastuny że Dorociński przesadzi, jednak się nie zawiodłem.
Ja oryginały widziałem dawno, już nie pamiętam ich szczegółowo, ale dostarczyły mi swego rodzaju edukacji serialowej, i chyba wygodniej mi teraz się w to wgłębia, analizuje.
Przyznam że sprawia to niewielkie problemy w obiektywizmie ;) Jednak nadal sceny oddziaływają na mnie emocjonalnie, czuję się nieswojo momentami, parskam śmiechem. Więc źle nie jest, i świadczy o tym że polska wersja gorsza nie jest ;)
P.S. W amerykańskiej wersji w intrze była taka zabawka relaksacyjna z przelewającym się płynem w nieskończoność, która byłą analogią do plastyczności psychiki i niekończącą się pracą nad nią. Nie rozumiem polskiego odpowiednika, rozpadająca się ściana?