Czy finał coś zmienił waszej ocenie.
Mnie osobiście jeszcze bardziej rozczarował.
Heh, gdyby było pozytywnie, to nie ociągałabym się tak z recenzją xd Muszę sobie to wszystko jeszcze przemyśleć.
no... własnie. Szczerze nie wiem na co liczyłam. Ale było tak sucho i dretwo.
I Richarda potraktowali znów fatalnie. To nawet nie idzie uwierzyć w to co on gada.
Nie będzie. Nie powinno być przynajmniej. Serial o wojnie dwóch róż powinien skończyć się z... końcem wojny dwóch róż.
Spójrz na róże Tudorów.
Hmm... Odcinek taki jak ostatnie, czyli mnóstwo scen, które cię zawiodą i zdenerwują poprzelatanych świetnymi momentami. Oczywiście bardzo dobre aktorstwo.
Szalenie podobały mi się dwa motywy związane z Ryszardem i Anną, wobec których twórcy serialu byli od początku do końca konsekwentni. Pierwszy z nich to motyw „dłoni”. Sposób w jaki dotykali swoich rąk i jego zmiana na przestrzeni kolejnych odcinków, dobrze obrazuje jaki był ich związek na początku, a jaki na końcu serialu. Ciekawe są też paralele odnośnie tego między Anną i Ryszardem. Na początku on trzyma ją w ramionach po śmierci Izabeli, potem ona jego po egzekucji Jerzego. Cały ich wątek zaczyna się na dobre w momencie, kiedy Ryszard podaje jej dłoń po śmierci Edwarda Lancastera, potem ich ręce zawsze są „dla siebie”. Wszystko zaczyna się psuć w ostatnich odcinkach i widać to już w 9 epizodzie, gdy Anna ma dotknąć leżącego Ryszarda, ale cofa rękę. W finale Ryszard podaje dłoń Elżbiecie York, nie żonie. Chociaż niektórzy fani zauważyli, że sposób w jaki ją dotykał w tym odcinku był inny. Na balu całuje jej rękę, ale potem jakby niedbale ją puszcza. Nie wiem czy to było zamierzone, czy fani za bardzo wszystko analizują, ale mnie to przekonało :) Potem na pogrzebie Edwarda, to Anna odmawia mu podania ręki.
Drugi motyw to wyznawanie sobie miłości. Wszystko zaczyna się od 6 odcinka i pytania „Do you love me, Anne?”, następnie „Do you love me, Richard, truly?”. W kolejnych odcinkach jest jeszcze mnóstwo wstawek w tym stylu, których nie będę już cytowała, bo wyszłabym na sentymentalną i ckliwą, ale to co mnie porusza w tym to koniec, a mam na myśli scenę, w której Anna stwierdza „You do not love me.”, a Ryszard nie odpowiada wprost na ten zarzut.
Te motywy nie łączą się w ogóle z książką, ale mimo wszystko bardzo mi się podobały. Co do związku Ryszarda i Anny, nie jestem fanką sposobu w jaki przedstawili ich pod koniec w serialu. Ryszard z „Córki” nigdy nie zachowywał się tak w stosunku do Anny. W serialu mówi, że zrobi co tylko będzie trzeba, aby wygrać tę wojnę, nawet ją zhańbi, po słowach „jestem córką twórcy królów(…)” odchodzi bez odpowiedzi. W książce kiedy Anna mówi, żeby jej nie obraził, odpowiada, że nigdy by jej nie obraził i „Jesteś moją miłością, serce moje. Złamane serce, co prawda…”. To stawia ten moment w zupełnie innym świetle, prawda? Nie podobała mi się scena śmierci Anny, podobała mi się i nie podobała mi się jednocześnie ta po śmierci Edwarda. Wzruszyło mnie „Not even for love?, You do not love me”, ale w książce piękne było to, że po śmierci ich synka byli dla siebie, Ryszard przyszedł do niej i razem płakali.
Trudno krytykować ich sceny, bo są fantastycznie zagrane i wypełnione chwytającymi za serce zdaniami, ale jako fanka książki aż nie mogę obyć się bez negatywnego komentarza. Tak, jestem teraz jedną z tych wkurzających osób-fanów, którzy negują wszystko w serialu, bo nie jest zgodne z książką. Sama nigdy nie lubiłam takich ludzi, a teraz zobaczcie :(
Wielkie brawa za scenę śmierci Ryszarda, nie znam się na scenach walki, ale mi się podobały. To napięcie, kiedy przyjechał Stanley, a potem „Zdrada!” Ryszarda. Tragiczna śmierć, fenomenalna scena, zaraz obok śmierci Jerzego i Henryka VI najlepsza w serialu.
Narzekaliśmy na jego wybielanie i teraz pewnie twórcy serialu się z nas śmieją. Jednak Anna nie jest villain nr 1. Ryszard zajął to zaszczytne miejsce. Tylko to nie o to mi chodziło. Nie. Ja się pytam gdzie ten miły chłopiec, który powiedział do Anny „tutaj jest wolne miejsce, Anno, gdybyś miała ochotę”? Najbardziej podoba mi się w serialowym Ryszardzie to jak bolą go oskarżenia ze strony żony odnośnie zabójstwa książąt. Wtedy aż widać prawdziwego Ryszarda. Bez jego gierek, manipulacji, kłamstw. Uwielbiam wtedy jego mimikę. Co do reszty, nie chcę się już rozpisywać.
Śmierć Edwarda była inna niż w książce, ale właśnie takie odstępstwa lubię. Tak jak w przypadku oświadczyn, mamy teraz dwie inne, ale równie dobre sceny.
Świetny Brackenbury. Podobały mi się wymowne spojrzenia na Ryszarda, kiedy zalecał się do Elżbiety i jak dobrze zachowywał się wobec Anny.
Ogólnie wszystko podsumował Stanley. Kocham scenę, w której pokłada się ze śmiechu, na co Margaret „mógłbyś mi powiedzieć, co cię tak rozśmieszyło?”. Śmiałam się razem z nim. No bo tak, to wszystko jest komiczne. Cały wątek romansu. Margaret wyraziła wszystko poprzez „Ale przecież to jej wujek. I jest żonaty!”. Kocham cię, Margaret. Jej komentarze i pokuta dla Elizabeth, cudo.
Szkoda, że wszystko było przedstawione tak, abyśmy trzymali stronę Henryka Tudora, który wyglądał na fajnego faceta. „Dajcie już kogoś nowego, bo ci bracia York są nienormalni”.
Nie patrząc na fabułę, wielkie brawa dla Aneurina Barnarda i Amandy Hale.
Przeczytałam twój cały komentarz i fantastycznie się bawiłam i zgadzałam się ze wszystkim z jednym wyjątkiem.
Zdanie "Dajcie już kogoś nowego, bo ci bracia York są nienormalni” jest genialne ale.. ja się z nim nie zgadzam.
Jakoś nie widziałam w Tudorze fajnego faceta... raczej był nijaki taki rozbity, bez pomysłu na siebie a jak coś to rozglądał się gdzie Czerwona Królowa. Uważam, że słusznie wytępili ich ród, za zamordowanie tak unikalnej jednostki jak Ryszard III (choć nie mowie ze była to całkiem pozytywna postać) ale za to jaka osobowość - jedyna w swoim rodzaju.
Nadal nie jestem fanem serialu i wiecej tu złego i niż dobrego. Mam tam swoje zdanie na temat Richarda (i to raczej że był mroczny i zły) ale dzieki temu polubilam go bez reszty.
A przez twój komentarz chce przeczytać tą książkę "Córki Twórcy Królów".
Cieszę się, że mój komentarz się podobał :)
"Nadal nie jestem fanem serialu i wiecej tu złego i niż dobrego." - ale spójrz na to z tej strony, gdyby serial był taki zły, to nie obejrzałabyś całego sezonu i jednak wywołał u ciebie jakieś emocje (że były one głównie negatywne, to inna sprawa xd).
Przypomniała mi się jeszcze scena, w której Anna mówi, że "chciałaby cofnąć czas i nigdy nie zostać królową". Widocznie władza i pieniądze to faktycznie nie wszystko. Biedna Ania :(
Muszę przyznać, a mówię to naprawdę z bólem serca, że Anna z ostatnich dwóch odcinków trochę mnie irytowała. Z jednej strony dobrze oddali jej zmęczenie i chorobę, ale właśnie mam jakieś "ale". Uwielbiam Faye we wcześniejszych odcinkach w tej roli i czytając książkę dokładnie tak sobie ją wyobrażałam, więc nie wiem gdzie leży przyczyna. A wy jakie macie odczucia odnośnie Anny? Może wy wiecie dlaczego. Scenariusz, aktorstwo, czy coś innego?
Obejrzane - i rzeczywiście mam mieszane uczucia. Lorien bardzo dobrze to ujęłaś - też miałam po części uczucie, że czas na kogoś nowego, bo to nijak nie może się dobrze skończyć. Myślę, że trochę przesadzili z tragizmem wydarzeń. Poza spotkaniem Małgorzaty z synem to w tym odcinku nie było chyba żadnego innego pozytywnego wydarzenia (podobnie w poprzednich). Przeglądałam sceny z początku serialu i powiem, że mi się gryzie to iż zaczęliśmy od romansu z przygodami i intrygami w tle (odcinki 1-6) a na koniec dostajemy tragedię grecką (7-10). Praktycznie od momentu śmierci Edwarda wszystko zaczyna iść źle. Może to założenie producentów, by pokazać nam dramat Ryszarda? Praktycznie każda jego decyzja sprowadza się do tego że najpierw chciał dobrze a kończyło się serią błędów i nieszczęść. Powoli czułam się tym zmęczona. Inna sprawa to jak pierwsze odcinki były rozwlekłe, a ostatnie strasznie napakowane treścią. W 10 aż nadto się to rzucało w oczy.
Kolejne co rzuciło się w oczy to gwałtowna zmiana Ryszarda z "ja nie chcę być królem" w "nie pozwolę odebrać Tudorowi mojej korony, bo za ciężko na nią zapracowałem". Trochę nagła zmiana z jednego odcinka na drugi. Wręcz pokonanie Tudora stało się dla niego obsesją. Jedyne co przychodzi mi do głowy, to że po tych wszystkich zdradach, egzekucjach i zaginięciu książąt - czuł że nie może przegrać, bo wtedy to wszystko byłoby na nic.
A mi się nawet Anna podobała, jak narzekałam na 8 odcinek, że przedstawili ją tak jednowymiarowo, to i w 9 i tutaj w 10 znów dali jej głębszą osobowość. Z jednej strony silna i nawet bezwzględna momentami, a z drugiej z strony widać było też tą kruchość i wrażliwość. Tak jak w tej scenie "I'm Kingsmaker's Daughter", która mi się nawet podobała. Na plus też ta scena, w której mówi że wolałaby cofnąć czas i nie zostać królową - trochę ją oddemonizowali. I scena z Brackenburrym jak pyta się o książęta z Tower. I zgadzam się, podobał mi się Brackenury - aż do końca lojalny na polu bitwy.
Już narzekałam, ale to trochę za szybko się działo - dopiero co zaczął się odcinek a już umiera Edward, potem po śmierci Anny też szybki przeskok pod Boshwort. Co do bitwy mam mieszane uczucie (tak, słynny śnieg też), niektóre fragmenty były dobre - np. śmierć Ryszarda, ale spodziewałam się lepszego wykonania całości.
Niezbyt mi się też podobało jak eksponowano relacje Ryszarda i Elżbiety jako "środek antytudorowy". Tak myślałam "serio? to nie lepiej zbroić się/zdobywać sojuszników, a nie najważniejsze to wyrwać mu pannę sprzed nosa". Przedobrzyli to, w książce to była bardziej wymówka, ale tutaj w moim odczuci scenarzyści chcieli zrobić z tego fragment intrygi.
Mi się scena po pogrzebie podobała - była bardzo intensywna i emocjonalna. Ryszard chciał z nią zostać i to "not even for love" wydawało mi się szczere. Myślę, że nie odpowiedział nic na ten zarzut, bo wiedział, że cokolwiek nie powie Anna i tak mu nie uwierzy.. Kwestia w której Anna oskarża, że zabił książęta a ją okłamał i to wypowiedziane łamanym głosem "I didn't" to też bardzo intensywna scena. W sumie jak szukasz pararel - to całość dobrze pasuje do sceny z końca 9 rozdziału, gdy to Ryszard odwraca się od Anny, gdy to ona próbuje się do niego zbliżyć.
Co do wątku "podawania ręki" - rzeczywiście jak tak opisałaś to widać ciągłość. Nie wiem czy pisząc o scenie z Elizabeth masz na myśli tą z pogrzebu - ja odniosłam wrażenie, że zmuszał się do tego. Chciał by była to Anna, ale gdy ta go odrzuciła pragnął jakiegokolwiek komfortu, więc zadowolił się Elżbietą.
Aczkolwiek nie wiem gdzie w tą wersję wpasujesz scenę, gdy Ryszard łapie za ręce Annę jak ta zasłabła na sali po tej rozmowie odnośnie "sukcesu planu antytudorowego"? :)
Ciekawa "teoria" ogółem, ale jakoś nie podejrzewam producentów o aż takie dbanie o szczegóły, choć z drugiej strony czytałam że Aneurin grając Ryszarda zwracał uwagę na najróżniejsze drobiazgi, więc kto wie,
Ogółem też się zgodzę - świetnie gra, mnóstwo świetnych scen, tylko moje zastrzeżenie jest takie do scenarzystów, że nie do końca składają się one w spójną całość. No i jestem też trochę zmęczona jego postacią, bo tak bardzo chcieli zrobić z niego tragiczną postać, że jednak przesadzili I na samym końcu nie widziałam dla niego innej przyszłości niż śmierć pod Bosworth, podczas gdy książkowy Richard pewnie by sobie żył i to całkiem nieźle. A tu nawet na polu bitwy wyglądał jak nawiedzony.
I podobała mi się jeszcze scena przy grobie Anny.. Te kwestie są tak dwuznaczne, że nie wiesz czy on naprawdę żałuje że umarła myśląc że mu na niej nie zależy a on teraz nie może nic z tym zrobić, czy też żałuje że jej śmierć pokrzyżowała mu plany.
No i lord Stanley z Margaret - jak zawsze jaśniutki punkt epizodu. Mimo że to ten zdrajca spod Bosworth to nie sposób nie uśmiechać się przy jego kwestiach :) Margaret też świetna w scenach z Elizabeth. No i świetna scena jak Elizabeth jej oświadcza, że i tak zostanie królową więc nie będzie musiała znosić więcej jej obecności - aż mi jej szkoda było wiedząc jaką pozycję potem będzie mieć Małgorzata a jaką ona.
No i minus to niestety Henry Tudor - nie wiem czy to wina aktora czy drętwy scenariusz, ale jakoś wrażenia na mnie nie zrobił. Znów w centrum była Margaret z jej "I'm Margaret Regina".
Ja widziałam tylko mizerne urywki dziesiątego odcinka, więc się nie wypowiem na ten temat, ale chciałabym wyrazić swoją opinię odnośnie nieszczęsnego Henryka Tudora.
Otóż, sądzę, że sam Henryk jako taki nigdy nie miał robić wrażenia. Wrażenie robić miała (i robiła) Margaret Beaufort. Przecież to ona de facto była założycielką dynastii, Henryczek to tylko pionek w jej zacnych rękach. Sądzę, że gdyby miała możliwość rządzenia na własną rękę, to byłaby zdecydowanie najwybitniejszą władczynią z tej całej' tudorowskiej" ferajny.
A co do H7, to dopatrzyłam się w serialu sceny walki tegoż młodzieńca - i samo to już robić powinno jakieś wrażenie, bo o ile się nie mylę (poprawcie mnie, jeśli jest inaczej) to ów zacny król angielski raczej się za bardzo nie wychylał pod Bosworth :P.
Akurat tej książki PG nie czytałam (jestem fanką poslkich tłumaczeń, samych książek zdecydowanie nie), ale jeśli serial kręcono zgodnie z fabułą, to trzeba przyznać, że ta pani ma nietuzinkową wyobraźnię :P.
„Aczkolwiek nie wiem gdzie w tą wersję wpasujesz scenę, gdy Ryszard łapie za ręce Annę jak ta zasłabła na sali po tej rozmowie odnośnie "sukcesu planu antytudorowego"? :)” – dlatego sprytnie nie wspomniałam o niej w mojej wypowiedzi xd A tak na poważnie, interpretuję ją tak, że był to jeden z tych momentów, w których widzieliśmy „prawdziwego” Ryszarda. Znasz moje zdanie na temat tej pary i wiesz, że uważam, że mimo wszystko on kochał Annę. Nic nie jest czarno białe, dlatego to, że ich małżeństwo miało wtedy poważne problemy, nie oznacza, że nagle te wszystkie spędzone wspólnie lata i przywiązanie do siebie minęły.
Innym takim momentem z „prawdziwym” Ryszardem była scena, w której razem z Anną biegną do umierającego Edwarda (świetny moment). Zauważ, że wcześniej zachował się podle w stosunku do Anny i grał w swoją grę zerwania zaręczyn z H7. I nagle przychodzi „prawdziwe życie” i ten Ryszard biegnie do swojego dziecka. Co za kontrast, zupełnie jak w przypadku tej sceny, o której wspomniałaś. Też wcześniej kiedy rozmawiali na tronach o planie antytudorowskim Ryszard był dziwny, trochę nawiedzony, musiał udawać (i przed Anną, że to tylko chęć zepsucia reputacji Elżbiety, i przed Elżbietą że naprawdę ją kocha), ale kiedy zobaczył chorą żonę, nagle, chociaż na chwilkę, ujrzeliśmy dawnego Ryszarda.
I proszę tu nie podważać mojej cudownej teorii xd Co do szczegółów, Aneurin faktycznie przygotował się do roli, ale myślę, że głównie chodzi o te blizny po bitwie u Ryszarda, a dłonie pochodziły już od twórców. Dla mnie to nie jest kolejna fanowska teoria, bo zauważ w jaki sposób je ukazywali. Są pełne zbliżenia rąk (są oczywiście też sceny, w których są one z daleka, ale jak dodamy i te, to w ogóle mamy ich mnóstwo), to nie ludzie przybliżali sobie te ujęcia. Tak jakby to nie fani doszukiwali się tych szczegółów, a to twórcy chcieli nam zasygnalizować ich znaczenie. Zaraz wyślę ci wiadomość prywatną, a w niej parę szczegółów. I masz mi przyznać rację!
Co do rąk i Elżbietki, nie chodziło mi o tę scenę (ale to kolejna do kolekcji). Miałam na myśli tę na balu, kiedy całuje jej rękę, a potem niedbale ją puszcza. I ta paralela, o której wspomniałaś jest świetna.
Oczywiście zgadzam się z twoją uwagą na temat Ryszarda. Za bardzo ukazany tragizm tej postaci (ogólnie podpisuję się pod tym co napisałaś o tragizmie ostatnich odcinkach, bardzo dobrze to ujęłaś). Nie będę się powtarzać, więc powiem tylko, że twórcy serialu i Aneurin nie mają racji, kiedy mówią, że przedstawili Ryszarda w lepszym świetle.
Mi też podobała się scena przy grobie, chociaż jeszcze raz zaznaczę, że cały ich wątek był lepszy w książce. Tam też nie wiedziałam, co on tak naprawdę czuje, ale to wszystko było tak inne. Zobacz jak całkowicie inaczej oddali to w serialu. W książce, kiedy Anna ma wątpliwości, Ryszard zawsze próbował ją udobruchać i słodzić jej, a tutaj odchodzi bez słowa lub ma ten opętany wzrok.
Co do sceny po pogrzebie Edwarda, mam inne zdanie :) Dla mnie właśnie „Not even for love”, było świetne, ale nieszczere. Myślę, że tu się kłania sposób mówienia Aneurina i czasami przez tą modulację głosu, którą uwielbiam, mimo że mówi coś romantycznego, dla mnie to brzmi podejrzanie i manipulacyjnie. Weźmy np. takie „Do you love me, Anne?” z 6 odcinka, właśnie tak dla mnie brzmiało zdanie wcześniej wspomniane z finału. Chyba jednak miało wyjść tak jak mówisz, ale co poradzę, że ja tam słyszę manipulację. Dlatego to mi się podobało i nie podobało. Uwielbiam tę scenę, bo ma świetne dialogi i jest bardzo dobrze zagrana, ale wolałam to w książce, kiedy po prostu przyszedł do niej i razem płakali. Poza tym, Ryszard pragnął w książce kolejnego dziecka, ale był hmm…delikatniejszy? Nie stwierdził sztywno od razu po śmierci synka, że musimy mieć kolejne. W książce nigdy nie jest to wspomniane i ja przynajmniej zrozumiałam to, że nigdy na głos tego nie powiedział.
Potwierdź moje zaproszenie do znajomych, to ci wyślę te przykłady :) Zawsze na gifach, to inaczej widać.
Oczywiście Biała Ela nie zawiodła i przez większość odcinka była denerwująca, aczkolwiek pod koniec miałam wrażenie, że się czegoś nauczyła w końcu - kiedy powiedziała, że zemsta prowadzi do kolejnej zemsty czy jakoś tak;)
W sumie twórcy dość ładnie wybrnęli z tematem co się stało z książętami z Tower - nie dali konkretnej odpowiedzi, ale zastanawia mnie jedno -> skoro Richard wiedział, że Buckingham zdradził to nie mógł go torturować żeby się dowiedzieć co się z chłopcami stało? i w ogóle oni to Tower strzegli no to ktoś chyba coś musiał widzieć/słyszeć;)
Nie podobała mi się za bardzo Anne w tym odcinku - jakaś taka jędzowata była - nie czułam już jakiejkolwiek miłości Richarda i Anne.
Btw ten Stanley to ma jakieś niesamowite szczęście - Richard wiedział, że Małgorzata spiskuje przeciw niemu i Buckingham, a ponadto wiedział, że Stanley to człowiek-chorągiewka to w sumie nie zrobił nic żeby uchronić się przed zdradą Stanleya.
Cytat Elżbiety Woodville świetny, ale czy ja wiem czy się czegoś nauczyła? Tyle przeszła, korona kosztowała ją tak wiele, a mimo wszystko do samego końca dąży do zdobycia tronu przez swoją córkę.
Ciekawa uwaga odnośnie Buckinghama :) Może próbował wyciągnąć coś z niego przed wyrokiem? Sama nie wiem, jak już to trochę za krótko próbował.
Żeby uchronić się przed zdradą Stanleya trzymał jako zakładnika jego syna Georga, który w razie zdrady ojca miał być natychmiast ścięty. Dlatego Stanley zwlekał z przejściem na stronę Tudora do ostatniej chwili. Jeśli w filmie tego nie było to kicha totalna.
A swoją drogą dziś jest rocznica bitwy pod Bosworth.:)
W sumie to moja pierwsza wypowiedź w dyskucji - wiem, że już troche minęło od ostatniego odcinka, ale ja ze względu na wakacyjne wojaże obejrzalam go ze sporym opóźnieniem no i od paru dni czuję wielka potrzebę zwerbalizowania moich przemyśleń :) Również uważam parę Anne/Richard za najciekawszą i od początku byłam calym sercem po ich stronie, ale również wydaje mi się, ze twórcy poprzez brak konkretnego planu na to, jak te postaci poprowadzić, zmarnowali trochę niesamowity potencjał obojga aktorów.
Przyznaję, że "Córkę.." dopiero zaczynam czytać (żeby nie było, za sobą mam parę książek Gregory z czasów tudorianskich, no i w trakcie ogladania serialu czytałam "Red Queen"), ale osobą Ryszarda interesuję się od czasu słynnego parkingowego odkrycia - zwłaszcza, że mieszkam w UK i tutaj ta sprawa została mocno nagłośniona. Naprawdę dotknął mnie tragizm tej postaci - nie dość, że nie miał łatwego życia, to w dodatku nie zaznal spokoju nawet po śmierci, bo jego przeciwnicy na całe stulecia zszargali jego dobre imię, czynią z niego potwora - nie wiem, czy może być coś gorszego?
Wracając do serialu, najbardziej wkurzał mnie brak konsekwencji w ukazywaniu Ryszarda i Anny - jakby twórcom nie chciało się sięgnąć trochę głębiej albo popracować nad psychologią tych postaci - jak o już zostało wczesniej wspomniane, Anna z odcinka 7-mego a ta z 8-i 9-tego to jakby dwie zupełnie różne osoby, naprawdę nie sposób wytłumaczych jej nagłego "parcia na szkło" inaczej niż podejrzewając, że sodowka uderzyła jej do glowy... a jak napisala Lorien, tak naprawdę chodziło o ich być albo nie być, bo gdyby Riversowie dostali się do wladzy, los Anny i Ryszarda byłby mocno niepewny..
Nie mogę się nie odnieść do uczucia między Anną a Ryszardem (w końcu nas, kobiety, to zwykle najbardziej interesuje) - znów razi mnie ten brak konsekwencji. Ja też uważam, że Ryszard Anne szczerze kochał i chociaż kwestie praktyczne z całą pewnościa miały jakiś wpływ na decyzję o ich małżeństwie, to jednak przyjaźń, lojalnosć i wzajemne wsparcie mogły być dobrą podstawą ich małżeństwa i podejrzewam, że żadne z nich nie mogło pod tym wzgledem liczyć na lepszą partię. Z jednej strony widzimy Ryszarda kładącego Annę do łózka po śmierci ich dziecka ("not even for love" po prostu złamało mi serce i ja jednak jestem zwolenniczką opcji, że było szczere - wydaje mi się, że on naprawdę chciał się znów do niej zbliżyć, potrzebował jej obecności), czuwającego przy niej, a z drugiej lekko nawiedzonego egoistę, nie dbającego w ogóle o jej uczucia i honor, idącego do celu po trupach. Zdaję sobie sprawę, że Ryszard był osobowością zlożoną, na pewno nie czarno-bialą (i dobrze, dzięki temu bardziej realistyczną), ale mam wrażenie ,że w całe przedstawienie jego postaci było mocno chaotyczne, niekonsekwentne, bez jakiejś myśli przewodniej, bez planu. Wiem, że ta para była tylko jedną w wielu i w gruncie rzeczy nie najważniejszą, ale jendak wydaje mi sie, że gdyby ich wątek chociaż trochę dopracować, serial bardzo by na tym zyskał.
Mimo tych niedociągnięć ciesze się jednak, że dzięki cudownej kreacji Aneurina (mam nadzieję, że chłopak zajdzie daleko bo na to zasługuje) prawdziwy Ryszard ma szansę zaisnieć w świadomości wielu jako człowiek żyjący w niezwykle trudnych czasach, w pewnym sensie ofiara tych czasów, walcząca o przetrwanie i postawiona przed tragicznymi wyborami pomiedzy większym a mniejszym złem... a nie garbaty potwór który rzekomo spędził w łonie matki 2 lata i urodził sie z włosami do ramion i pełnym zestawem zębów jak to głosił jakis tudoriański peudohistoryk, o zgrozo!
Witamy w klubie hejtujących niekonsekwentność serialu :)
Dla mnie niestety, pomimo mojej olbrzymiej sympatii do Ryszarda, "not even for love" było i chyba już zawsze będzie jedną z gierek tego bohatera. Dopiero kiedy Anna oskarża go o zabójstwo książąt widzę tego prawdziwego Ryszarda, którego naprawdę zabolały takie słowa z ust kobiety, którą mimo wszystko kochał. Ostatni odcinek właśnie jest wypełniony opętanym Ryszardem i przebłyskami chłopca z początku serialu. Ale to tylko moja opinia i jestem świadoma tego, że nie dostaliśmy jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, co sprawia, że każdy widzi to inaczej, a ja uwielbiam czytać różne zdania i teorie zwłaszcza odnośnie Ryszarda. Oprócz tego zgadzam się ze wszystkim co napisałaś :)
"osobą Ryszarda interesuję się od czasu słynnego parkingowego odkrycia - zwłaszcza, że mieszkam w UK i tutaj ta sprawa została mocno nagłośniona. " - w takim razie zazdroszczę ci :) Fajnie, że takie informacje masz dostępne, u nas żeby natrafić na jakiś artykuł odnośnie np. ekshumacji Ryszarda III trzeba naprawdę interesować się tym tematem.
Oczywiście jestem ciekawa jak ci się spodoba "Córka Twórcy Królów". Miłego czytania!
"le to tylko moja opinia i jestem świadoma tego, że nie dostaliśmy jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, co sprawia, że każdy widzi to inaczej" - masz całkowitą rację, ja sie nawet zastanawiam, czy twórcy znali odpowiedź na to pytanie, czy po prostu sami nie mieli jasnej wyzji. Jeszcze jendna rzecz, która przychodzi mi do glowy, to że może nakręcono znacznie więcej materialu, ale potem przy montażu trzeba go było okroić i powstał taki misz masz? Ale to ich mimo wszystko nie usprawiedliwia... gdziesz czytałam, że na wersji DVD nie bedzie żadnych dodatkowych scen? Szkoda, bo może rzuciłyby więcej światła na tę sprawę.
Jestem przekonana, że po wszyskim co przeszedl, w Ryszardzie musiała dokonać się przemiana, wiele jego młodzieńczych ideałów zostało skonfrontowanych z brutalną rzeczywistością i zapewne upadło, tyle osób go zdradzilo że nie wiedzial już, komu ufać - nic dziwnego, że popadł w lekką paranoję. Ale jednak wierzę rowniez, że coś z tego chłopca, o którym piszesz, pozostało - żródła mówią, że płakał na pogrzebie Anny, a kiedy jej stan się pogarszał, lekarze doradzili mu by wyniósł się z sypialni żony, żeby się nie zarazić (co oznacza, że ją z nią dzielił - też raczej niezwykłe)... nie chcę mieszać rzeczywistości (której zresztą też do końca nie znamy) z literacką fikcją, ale tak mi się nasunęło. Idealistyczno-romantyczna część mojej natury podpowiada mi, że związek Ryszarda i Anny był jendak czymś szczególnym jak na czasy w których przyszło im żyć.
Dla mnie niestety, pomimo mojej olbrzymiej sympatii do Ryszarda, "not even for love" było i chyba już zawsze będzie jedną z gierek tego bohatera. - Lorien, tak w sumie to masz racje, to teoriosnucie jest bardzo wciągające :) - a co według Ciebie chcial osiągnąć Ryszard mówiąc to do Anne? Jedno co przychodzi mi do głowy to że chciał podjąć natychmiasowa próbe spłodzenia kolejnego potomka, ale z drugiej strony widać już było, że jest z nią źle...
ciekawa jestem Twojej teorii.
Po pierwsze, ja ostatnio doszłam do wniosku, że twórcy serialu pomylili się w kreacjach niektórych bohaterów, w tym Ryszarda, co sprawia, że niemalże niemożliwe jest ich zanalizowanie i uzyskanie jednej odpowiedzi. Każdą teorię neguje jakaś scena i na każdą interpretację można by znaleźć haczyk. Aneurin Barnard sam w jednym wywiadzie przyznał, że nie do końca odpowiada mu przedstawienie jego postaci i nie mógł za wiele zrobić w tym względzie. Chociaż z drugiej strony powiedział, że wierzy w winę Ryszarda III w sprawie morderstwa książąt, więc nie wiem co by wyszło gdyby dali mu więcej swobody w przedstawieniu jego postaci. Fallen28 wysunęła bardzo ciekawą teorię odnośnie błędów w ukazaniu bohaterów. Powiedziała, że wygląda to tak jakby twórcy serialu nie przekazali aktorom czego oczekują od nich zwłaszcza w końcowych odcinkach. I to prawda, jedno mówią ich kwestie, a co innego wyraża mowa ciała.
Ale wróćmy do twojego pytania, bo jak zwykle musiałam się rozpisać. Dla mnie "not even for love" było desperacką próbą udobruchania Anny przez Ryszarda. Myślał, że jego żona dalej jest tą dziewczyną, która powierzyła mu swój los po bitwie pod Tewkesbury, nieco naiwna, zakochana i szukająca rycerza, co by ją uratował. Tylko Ryszard bardzo się mylił, bo Anna zmieniła się i mało pozostało z "tamtej" Anny. Dlaczego tak uważam? Po pierwsze dalej podtrzymuję moje zdanie odnośnie motywu wyznawanej miłości. W pozostałych odcinkach widzieliśmy jak Anna reagowała na każde zdanie, w którym występowało "love" i jak łatwo było Ryszardowi rozwiać jej wątpliwości i wpłynąć na nią poprzez użycie właśnie tego słowa.
"Do you love me, Anne?" - udało mu się zawstydzić Annę i utwierdzić się w jej uczuciach.
"You love me, Richard? Truly?" "Yes, perhaps I always have." - zdobył całkowicie Annę
"Do you love me, truly? - i potem udało mu się rozwiać jej wątpliwości po rozmowie z matką o potencjalnym rozwodzie
No i mamy "Not even for love?' i natychmiastowe stwierdzenie Anny "You do not love me". Dla mnie to straszne, zwłaszcza kiedy porównamy te słowa z tymi powyżej. Anna już nie jest tą samą dziewczyną. Nie zadaje mu pytania, po prostu stwierdza te tragiczne słowa, nie oczekując nawet jego reakcji.
Pod drugie i przede wszystkim, uważam te słowa za nieszczere, chociaż uwielbiam tę scenę, przez sposób w jaki wypowiedział je Ryszard. Ja tam nie słyszę szczerości. W finałowym odcinku, tak jak mówię mamy opętanego Ryszarda i wiele przebłysków prawdziwego, ale dla mnie nie jest to akurat ten moment. W tej scenie dla mnie prawdziwy Ryszard zaczyna się od "I didn't" i jego łamiącego się głosu. I tutaj kłania się to co napisałam na samym początku - wszystko sprowadza się do jego sposobu mówienia. To nie jedyna scena, w której zastanawiam się nad jego motywami i uczuciami przez modulację głosu Aneurina. Bardzo możliwe, że zamierzenie "not even for love?" było romantyczne, ale jeżeli tak, to sposób mówienia aktora temu zaprzecza.
Twórcy serialu byli po prostu niekonsekwentni. Philippie Gregory można wiele zarzucić, ale nie akurat to. Sama przekonasz się po przeczytaniu "Córki", że pojawi się w twojej głowie mnóstwo teorii, niekończące się analizy Ryszarda, po których i tak stwierdzisz, że nie masz pojęcia co myśli i czuje. Tylko w przeciwieństwie do serialu, analizowanie książkowego Ryszarda jest strasznie ciekawe i ma sens, bo jest to postać konsekwentna. Od początku do końca był tajemniczym manipulatorem, więc nie było potem takiego zaskoczenia jego nagłą przemianą.
Rozpisałam się, a nie odpowiedziałam dosłownie na twoje pytanie :P
Co chciał uzyskać Ryszard? Oczywiście chciał mieć dziedzica. Myślał też, że potrafi nią dalej manipulować (chociaż w serialu nie zawsze był złym manipulatorem, kochał Annę, ale to dłuższa dyskusja i do tego też można by się przyczepić. Wiemy na pewno z twittera Aneurina, że uważał, że Ryszard kochał Annę, więc i takiego Ryszarda grał na początku.). Sądził też, że może grać na dwa fronty - i mieć kochającą żonę, która dalej będzie go wspierać oraz wierzyć mu, i realizować plan antytudorowski poprzez romans z Elżbietą York. Jak napisałam w poście powyżej, Ryszard przecenił swoje umiejętności.
Serdecznie witamy w naszym wątku :) Ja też czułam niezmierną potrzebę zwerbalizowania moich opinii po ostatnich odcinkach :) Zwłaszcza że czytając opinie innych czułam jakby każdy oglądał zupełnie co innego. Począwszy od "biednego, nierozumianego Ryszarda, który zawsze chciał tylko dobrze" po stwierdzenia że wreszcie pokazał swoją prawdziwą mroczną stronę. Tak samo jak jedni dopatrywali się niezwykłej chemii pomiędzy Ryszardem a Elżbietą, a inni uznali sceny Ryszarda i Anny za deklaracje ich wielkiej miłości.
I chyba przez te wszystkie niespójności co do prowadzenia postaci, fabuły, nie wspomnę już o historii (np. Ryszard obiecujący Edwardowi że koronuje jego syna, Ryszard mieszkający w Warwick Castle, co było bardzo humorystyczne w ostatnich odcinkach, gdy Ryszard obawiał się utraty poparcia północy, bo mieszkał w Middleham, które znajdowało się na północy...) każdy widział w tych odcinkach to co chciał widzieć...
Ogólnie to klimat serialu też jest taki spolaryzowany - odcinki 1-6 to raczej romans z elementami intrygi i przygody w tle. O ile mamy śmierć/zdrady/knucie w tle to skupiamy się na pozytywnych wydarzeniach i postaciach. 8-10 to już coś na wzór tragedii, bo wszystko tam idzie nie tak. 7 miała być chyba takim przełomem, ale niestety zawiodła i w 8 odcinku można było poczuć się jakby to był zupełnie inny serial i inne postacie. Też zmienił się sposób prezentacji - zauważcie że w odcinkach 8-10 mnóstwo jest mrocznych scen, pełno cieni i ogólnie ponura atmosfera.
Co do postaci - no cóż dla mnie to co zrobili z Anną było ogromnym rozczarowaniem, zwłaszcza że polubiłam ją jeszcze bardziej niż w książce, bo subtelnie dodawali jej charakteru. W zasadzie to chętnie bym zobaczyła ją jako silniejszą i ambitniejszą postać, no ale w tym odcinku zrobili z niej praktycznie jednowymiarowy czarny charakter :( Ona naprawdę nie miała innej sceny niż narzekanie że Elżbieta to wiedźma, że jej nienawidzi i że ma obsesje na punkcie korony. Akurat nienawiść i całkowity brak zaufania do Elżbiety jest logiczny (choć to też zahacza o to co mi się nie podobało w serialu, Elżbieta Woodwille ma wiele scen w których mówi jak kogoś nienawidzi i jak życzy im śmierci, jednak zawsze są one tak zrobione by pokazać ją jako ofiarę i obronić jej racje, podczas gdy zarówno Małgorzata Beaufort jak i Anna w takich scenach dostają łatkę czarnego charakteru). No i tu też kolejny punkt - przez to pozytywne przedstawianie Elżbiety zupełnie niewiarygodnie wypadła nieufność pomiędzy nią a Ryszardem. Tak oto dostajemy obraz Ryszarda, zawsze lojalnego wobec brata, przysięgającego mu pomoc w ukoronowaniu syna, Ryszarda który nigdy nie był niemiły dla Elżbiety i w zasadzie skąd nagle ten brak zaufania? Tak samo ten cały wątek magiczny (też nie podoba mi się to jak Elżbieta i Jakobina są ukazane jako silne kobiety bo używają magii by osiągnąć swoje cele, a Maggie B. jako fanatyczka bo wierzy że to co robi to wola Boga). Gdyby jeszcze ta magia to były tylko rytuały... ale nie ona działa naprawdę... i to daje tak idiotyczne sceny jak np. Jerzy oskarżający Elżbietę o czary i zabicie jego pierworodnego syna, widzimy urażoną Elżbietę jak to Jerzy może tak o niej mówić a w zasadzie to Jerzy zbytnio się nie mija z prawdą; druga absurdalna scena to odcinek nr 8, Elżbieta przeklina Ryszarda, jego ramię, jego syna, żonę itp., Ryszard łapie się za ramię, Anna krzyczy że to robota wiedźmy, ogólnie scena wypada na niekorzyść Anny bo ukazuje jej paranoje, ale gdy uświadamiam sobie że ma rację to ta scena jest po prostu absurdalna, tak jak jej marudzenie w dalszych odcinkach że Woodwille to wiedźmy, ignorowanie tego przez Ryszarda, który potem idzie do sanktuarium do Elżbiety i w najlepsze dyskutuje sobie jak powinny rzucać klątwy (w książce to też wypadło strasznie nienaturalnie).
Wracając do Anny - w serialu zdali się całkowicie na wątek "I'm Kingmaker's Daughter" i ambicje Anny o zostaniu królową. No cóż ja bym raczej powiedziała, że o ile kiedyś marzyła o zostaniu królową, to po perypetiach z Lancasterami i uroczym Edwardem raczej się jej już to odwidziało. Do tego przez 10! lat praktycznie żyła z Ryszardem z dala od dworu, nie mieszała się w żadne intrygi, i niby nagle poczuła taką potrzebę realizacji siebie w grze o tron... Nawet biorąc pod uwagę jej niechęć do Elżbiety, ból po utracie siostry, to i tak uważam że najważniejsza byłaby dla niej troska o własną rodzinę (nie zapominajmy że poza synem przygarnęła też dzieci Izabelli). I gdyby dobrze przedstawili strach Anny i Ryszarda przed tym co może oznaczać dla nich władza w rękach Riversów, w pełni bym uwierzyła w Annę namawiającą Ryszarda by sięgnął po koronę - w książce wypadło to naprawdę wiarygodnie.
Co do Ryszarda - to jego też chyba podmienili w ostatnim odcinku. W 9 mieliśmy Ryszarda w depresji, rozpaczającego o los książąt z Tower, i teraz w następnym odcinku mamy "evil Richard" albo "Richard master of manipulation". Odcinek 10 jest dziwny... W zasadzie to patrząc na niego przed Bosworth czy nad grobem Anny jedyne co mi się nasuwa na myśl to "Ale tak właściwie to co się stało, że jesteśmy w tym punkcie?"
Fajnie, że jesteście temu tematowi tak oddane, też bardzo lubię takie dyskusje :)
Myśle, ze Wy po przeczytaniu książki macie dodatkową perspektywę, ja patrzę na tą parę i samego Ryszarda głównie przez pryzmat filmu i tych niewielu faktów, które znamy z historii.
Myślę, że wszystkie się zgadzamy co do tej wiele razy wspomnianej niekonsekwencji w pokazaniu obydwóch postaci, przez co faktycznie można się mocno pogubić.. Jedna rzecz to pokazać przemianę bohatera, który faktycznie w wyniku tragicznych zrządzeń losu gubi gdzieś po drodze swoje ideały i wikła się w raczej beznadziejną walke o przerwanie, a co innego dać caly miks scen nie mających ze sobą większego związku... Anna w ostatnim odcinku to prawdziwa zołza dla której naprawdę trudno odczuwać chociaz cień sympaii i zaczynam podejrzewać, że może przedstawili ją tak aby w pewien sposób usprawiedliwić ten romans nie-romansRyszarda z Elżbierą? Trudno się w tym wszyskim połapać. W ogóle to podejrzewam, że scenarzyści wcale nie podejrzewali, że perypetie tej właśnie pary wzbudzą aż takie zainteresowanie i sentyment widzów, dopiero wspaniała gra aktorska Aneurina i Faye dała ich postaciom ten glebszy wymiar.
Lorien - to naprawdę ciekawe, jak inaczej można interpretowac tę samą scenę - wiem co masz na myśli mówiąc o modulacji głosu Aneurina przy "not even for love", tylko że dla mnie późniejsze "I didn't" jest jakby kontynucją, dla mnie brzmi to właściwie tak samo, wypowiedziane takim miękkim, łamiacym się glosem, jakby Ryszard chciał się odsłonić w tej chwili intymności przed żoną, pokazać swoje prawdziwe oblicze. Ale szanuję Twoje zdanie, a widząc, jak to wszystko zostało pogmatwane, to podejrzewam, że twórcy sami nie mieli sprecyzowanej wizji..
Zaraz zamierzam sie zaszyć gdzieś z książką na resztę wieczoru i bardzo ciekawa jestem, jakie będę miała wrazenia po lekturze (nie to, żebym zamierzała ja calą dziś przeczytać) - ale na podstawie serialu głeboko wierzę w prawdziwość uczucia naszych bohaterów z 6-tego odcinka. Nie zapominajmy, że oboje byli wtedy jeszcze nastolatkami, i chociaż jestem przekonana, że na ich decyzję wpłynęły w duzej mierze względy praktyczne (w czym mówiąc szczerze nie widze nic złego, oboje coś na tym zyskiwali, a w tamtych czasach małżeńst nie zawierano z innych powodów), to jednak oboje byli wierni temu wyborowi, o Ryszardzie nie wiadomo, aby miał jakiekolwiek kochanki od momenu poślubienia Anny - był za to zniesmaczony dziwkarskimi nawykami swojego brata. W czasach, gdy większość bogatych mężczyzn posiadała po kilka bękartów, można to uznać za pewien ewenement, który o czymś świadczy.
Tak na marginesie to historyczny Ryszard miał 2 albo 3 bękartów ;) Wszystkie sprzed ślubu z Anną, do tego dwójkę uznał i oboje je wychowywali. W sumie to pomimo tego że mieli tylko jedno swoje dziecko, wraz z tamtymi i dziećmi Jerzego i Izabelli to mieli całkiem ładną gromadkę ;)
Tak historycznie to dość prawdopodobne że małżeństwo Izabelli i Jerzego też było udane. On jako jedyny nie miał żadnego bękarta ;)
Wiem wiem, jak je spłodził to miał zdaje się ok 15-16 lat (od jego slubu nic nie wiadomo o przypadkach niemoralnego prowadzenia się ) :) Ale jak napisałaś, dzieciaki zostały uznane i wychowywane przez Ryszarda i Annę, razem z osieroconymi dziećmi Jerzego i Izzy. Co też daje taki obraz raczej ciepłego, rodzinnego czlowieka,
"Lorien - to naprawdę ciekawe, jak inaczej można interpretowac tę samą scenę" - a żebyś wiedziała. Na przykład Fallen28 rzuciła całkiem inne światło na scenę, o której miałam już wyrobione zdanie i sprawiła, że obie wersje są teraz dla mnie tak samo możliwe. Chodzi o moment z "Jakie są twoje intencje względem Anny Neville? "A jak myślisz?" i ten niesamowity wzrok Aneurina. Od razu jakoś widziałam w nim tajemniczego Ryszarda, który ukazuje swoje prawdziwe motywy (dalekie od romantyzmu) wobec Anny. Taki bardzo książkowy Ryszard. Fallen28 natomiast wysuwa teorię, że był to jeden z momentów przekomarzania się między braćmi. Ryszard wiedział jak Jerzemu zależy na majątku i władzy wobec Anny, dlatego dodatkowo go podpuszczał. Ciekawe, co nie? :)
A wiesz co, to mnie akurat nie zaskakuje bo ja też miałam podobną teorię co do tej sceny, wydaje mi się, że w myśl zasady "winny sie tłumaczy", Ryszard zacząłby zaprzeczać w momencie gdy Jerzy zarzucił mu "you are not attracted by her". To, że nic na to nie odpowiedział wydaje mi się takim stanięciem ponad poziomem Jerzego, w sensie "a po co ja mam czas na ciebie tracić"... wiedział, że Jerzy patrzy na Annę jak na chodzącą skarbonkę, więc nie oczekiwał od niego zrozumienia dla jego intencji... nie to,zeby te intencje były w 100%ach altruistyczne...
Tak przy okazji, czy któraś z Was przypadkiem nie dziala na Youtubie jako "Klejnocik28"?? Właśnie trafilam na jakaś dyskusję pod jednym z filmików i padają tam bardzo podobne stwierdzenia do tych tutaj :)
Kurcze, zamiast książkę czytać to ślęcze przy kompie...
Lorien - bo ty chcesz postrzegać serialowego Ryszarda przez pryzmat książki, podczas gdy ja dawno doszłam do wniosku, że to dwie zupełnie inne postacie :) Ta twoja teoria o scenach "love" idealnie wpasowałaby się w książkę, ale niekoniecznie w serial.
Jakiś czas temu próbowałam się dopatrzeć złego, podstępnego Ryszarda w początkowych odcinkach, no i niestety nie mogłam. Jedyne czego można się przyczepić to morderstwo Henryka VI - choć tutaj prowodyrem raczej był Edward, więc młody Ryszard podążał za bratem, dodając do tego tą emocjonalną reakcję z 2 odcinka (szkoda że nie przedstawiono początków wojny dwóch róż - bo wtedy byłoby wiadomo że chodziło o śmierć jego ojca za jaką winił Henryka) to uważał że postępują słusznie. W sumie to mi nawet pasuje do późniejszego Ryszarda, który był w stanie zrobić coś brutalnego, jeżeli wierzył że postępuje słusznie (egzekucja Antoniego i Tomasza, egzekucja Buckingama, to jak zabrał księcia Edwarda V do Tower).
Co do scen Ryszarda i Anny z serialu - jak się do nich wróci to aluzji i odniesień do jej majątku jest mnóstwo. Chociażby ta rozmowa z Jerzym, to że Ryszard wogóle nie zaprzecza gdy się go oskarża że chce położyć łapki na jej fortunie, rozmowa z Anną w której chwali się propozycją Maggie B. i tym jaka to dobra partia (tak humorystycznie to jak Maggie randkowałą ze Stanleyem to było od razu "żadnego potomstwa z tego małżeństwa" a do Ryszarda to były "saint knees", co niektórzy bardzo ciekawie zinterpretowali ;) ), sama Anna jak się jej oświadcza zarzuca mu, że dostanie jej pieniądze. Ryszard to potwierdza przy czym dodaje, że ją kocha - i Anna to kupuje, tak jak i cała publiczność ;) W książce nawet jak Ryszard powiedział, że ją kocha, to miałaś co do tego podejrzenia. W serialu trudno się dopatrzeć nieszczerości - to jak on na nią patrzy wskazuje że naprawdę jest zakochany, możnaby spekulować że udaje, ale on ma to samo spojrzenie nawet jak ona go nie widzi... no i ta scena jego reakcji gdy dowiaduje że Anna wyszła za Lancastera, czy też scena tego zawahania gdy Małgorzata Andegaweńska proponuje mu za przyłączenie się do niej w bonusie Annę. W tym kontekście scena z Jerzym, gdy mówi "A jak sądzisz, że jakie są" wypada jakby podpuszczał Jerzego, bo dokładnie wie że oceni go własną miarą. Tam też jest tekst Jerzego "You aren't attracted to her", na co nasuwa się odpowiedź: Jerzy gdzie ty masz oczy, że nie widzisz co się między nimi święci. Co najwyżej można zarzucić Ryszardowi, że nie jest idiotą i żony szukał sobie o podobnym statusie, co też pasuje do lojalnego, poukładanego Ryszarda, który widzi ile problemów wywołał mezalians Edwarda. Całość przypieczętowuje stwierdzenie Aneurina, że on uważa że Ryszard był "po jasnej stronie mocy", kochał Annę, a skorumpowała go dopiero polityka jaką zostawili za sobą jego bracia, tak więc takiego Ryszarda grał. A teraz wyobraźcie sobie te wszystkie sceny ale zupełnie inaczej zagrane, z inną mimiką i mową ciała. Od razu zwróciłoby się uwagę na to czy na pewno jego intencje są szczere.
I tu dalsza część mojej teorii - to nie tylko zupełnie inna postać niż w książce, ja mam wrażenie że sposób w jaki Aneurin zagrał Ryszarda znacznie odbiega też od wersji w scenariuszu. Wygląda na to że zdecydował się zagrać postać tragiczną. Zaczynamy od lojalnego i pełnego ideałów Ryszarda, który stopniowo jest coraz bardziej rozczarowany światem, zdradami jakie go spotykają i staje się coraz bardziej do tego zdystansowany. Do tego większość jego decyzji prowadzi do opłakanych efektów....
Dla mnie sceny z ostatniego odcinka są dość dziwne głównie dlatego że miałam wrażenie że dialogi i akcja idzie w jednym kierunku, a aktorzy grają coś innego. Znów odniosę się do książki - tam plan antytudorowy to było głównie kłamstwo, by uspokoić Annę, a Ryszard wcale nie był taki nieszczęśliwy musząc go odgrywać. W serialu wygląda na to, że nie kłamał i rzeczywiście tylko udawał (zwłaszcza ta scena gdzie oferuje się odprowadzić Elżbietę na obiad - widać gwałtowną zmianę w zachowaniu). Ogólnie o ile w scenie z 9 odcinka w sanktuarium była pomiędzy chemia, to w 10 odcinku zupełnie jej brak. Tak samo jak "Ryszard po ciemnej stronie mocy" to nie zimny, wyrachowany polityk, ale ktoś z obsesją na punkcie pokonania Tudora, by nie powiedzieć tracący powoli rozum (ta scena z pogrzebu Anny czy to jak się rzuca na syna Stanleya nie świadczy zbyt dobrze o jego kondycji psychicznej), podczas gdy w książce owszem Ryszard przeżył śmierć syna, ale po jakimś czasie doszedł do siebie i planował sobie wygodne życie po pokonaniu Henryka. Nie był już tym nastoletnim chłopcem zapatrzonym w brata ze swoimi ideałami, ale wcale nie wyglądał na tak opętanego jak w serialu, gdzie naprawdę nie widziałam dla niego przyszłości gdyby wygrał pod Bosworth.
"Lorien - bo ty chcesz postrzegać serialowego Ryszarda przez pryzmat książki, podczas gdy ja dawno doszłam do wniosku, że to dwie zupełnie inne postacie :)" - a dziwisz się mi? :( Gdyby ukazali sympatycznego chłopaka z dobrymi intencjami albo też potraktowali go jako przykład tego jak człowiek zmienia się pod wpływem władzy i nadmiaru obowiązków, ok, nie czepiałabym się. W końcu to też bardzo ciekawe teorie dotyczące Ryszarda III. Ale kiedy mieszają mi to wszystko i są sceny, gdzie ewidentnie zachowuje się jak Ryszard z "Córki Twórcy Królów", to jak tu obejść się bez porównań z książką? Dobrze opisałaś to w swojej powyższej wypowiedzi. Mamy idealnego Ryszarda, do którego po prostu nie ma się jak przyczepić. Nawet bezsensowe jest analizowanie sceny oświadczyn kiedy jest tak jednoznaczna. Ale problem w tym, że pomiędzy tym "sympatycznym Ryszardem" dają mi Ryszarda 2.0. Jego sposób mówienia w scenie po polowaniu, kiedy rozmawiają o Małgorzacie Beaufort jest jak z książki. Tak samo Anna i Ryszard po bitwie pod Tewkesbury. Czyli mamy już 2 Ryszardów - sympatycznego romantyka i tajemniczego chłopaka wyjętego z "Córki". Ale nie, oni wciskają nam jeszcze następnych Ryszardów. Ryszard 3.0 to ten ze sceny, w której Anna mówi do niego "Ale my mamy siebie", a on odchodzi (po chamsku) bez odpowiedzi, czego nie zrobiłby ani Ryszard 1.0 ani Ryszard 3.0. Chyba nie będę dalej kontynuowała tej wypowiedzi, chociaż mogę tak bez końca i dobrze wiem jak tego chcecie xd
"Ta twoja teoria o scenach "love" idealnie wpasowałaby się w książkę, ale niekoniecznie w serial." - te teorie nawet nie powinny być nazywane teoriami, to oczywista oczywistość xd Uczepiłam się ich jak rzepa, ale naprawdę jestem przekonana o ich prawdziwości :D
Oj, miało być " Ryszard 3.0 to ten ze sceny, w której Anna mówi do niego "Ale my mamy siebie", a on odchodzi (po chamsku) bez odpowiedzi, czego nie zrobiłby ani Ryszard 1.0 ani Ryszard 2.0"
To takie głupie, że aż sama się mylę :)
"Gdyby ukazali sympatycznego chłopaka z dobrymi intencjami albo też potraktowali go jako przykład tego jak człowiek zmienia się pod wpływem władzy i nadmiaru obowiązków"
Mi się wydaje, że to chyba o to chodziło, inna sprawa że zbytnio to nie wyszło. W odcinkach 1-6 jest good Richard, odcinek 7 miał być takim przełomem pokazującym zmiany w bohaterach, ale zbytnio tego nie oddał. Potem przeskok o 5 (wiele osób uważało że 10) lat i dostajemy zupełnie inne postacie. Do tego zupełnie inny klimat serialu - atmosfera, światło, ujęcia. W sumie czepiałam się najbardziej Anny, ale Ryszard w tym odcinku też jest dziwny, trochę jakby chcieli mieć "good Richard" i "bad Richard" naraz. Niby nadal uważa, że robi dobrze ale zupełnie nie przypomina chłopca z wcześniejszych odcinków, jest taki poważny, ponury i w sumie nie wzbudza zaufania, wygląda praktycznie jak czarny charakter (te sceny jak odbiera młodego Edwarda, albo w Tower). Po czym mamy odcinek 9 ukazujący go w lepszym świetle - jak to chce być dobrym królem, dobry ojciec, to przerażenie jak odkrywa że książęta zniknęli i ta depresja na końcu. Po czym w 10 mamy nie wiadomo skąd Ryszarda "master of manipulation". Tak szczerze to nie jestem w stanie złożyć tego w całość. Wydaje mi się, że od 7 odcinka to miał być Ryszard który traci swoją niewinność w zderzeniu z realiami świata - zaczyna się od rozczarowania Edwardem, depresji po śmierci Jerzego, braku zaufania do otaczających go osób, do tego ta cała historia z książętami, zdrady dookoła, przekonanie że własna żona uważa go za mordercę, potem ginie jego syn itp. Chyba po trochu to wszystko niszczy jego psychikę aż dostajemy to co widzimy na koniec serialu. I tak niespójne to jak diabli - temu tak mnie ciekawi jaka była interpretacja scenarzystów i aktorów.
Co do różnic w interpretacji postaci - jakby to była zamierzona niejednoznaczność to bym to naprawdę doceniła, ale niestety nie wygląda to na to.
Btw. tak czytałam, czyjś komentarz że zapytał się Emmy Frost czy Ryszard w serialu otruł Annę i jako odpowiedź dostał, że pozostawili to niejednoznaczne tak jak w książce.
A co wy na taką teorię :) Aż tak naciągana nie jest.
"To takie głupie, że aż sama się mylę"
Chyba dochodzę do tego samego wniosku - choć bardzo chciałam zrobić z tego jakąś całość, mam wrażenie jakby równolegle istniały wersja książkowa, scenariusz, wersje aktorów i to wszystko niezupełnie tworzyło zgraną całość. Biorąc pod uwagę że serial od początku nie grzeszył poziomem - ciężko podejrzewać twórców o przykładanie dużej wagi do tych wszystkich subtelności jakich się doszukujemy. :)
Dobrze prawisz, zgadzam się chyba w 100%!
Podkreślam jeszcze raz,. że serial oglądałam z umysłem nieskażonym książką, jakąś tam wiedzą o historycznym Ryszardzie i sporą dozą sympatii do tegoż. Teraz, po przeczytaniu kilkunastu stron książki, już widze, że tak naprawdę mamy tu drow zupełnie różnych bohaterów.
Tak jak piszesz, do Ryszarda pierwszych 6-ciu odcinkach nie da się przyczepić; co prawda trochę nieśmiały i pozostający w cieniu przebojowych braci, jest jednak jendocześnie serdeczny, życzliwy - vide scena z Anną z drugiego odcinka czy nawet jego stosunek do Elżbiey na początku (szczere jak sądzę gratulacje po narodzinach pierwszej coreczki, jego zakłopotanie gdy Jarzy powiedział Elżbiecie co Edward porabiał w noc przed jej porodem).
Jak napisałaś, fakt że brał pod uwagę pozycję i majątek Anny można niemalże uznać za naturaną konsekwencję jego charakteru, jeśli wiecie co mam na myśli - zdawał sobie po prostu sprawe, że to jest najlepszy wybór jakiego może dokonać. Zdawala sobie też z tego sprawę Anna, dla której była o najlesza dostępna opcja.
Aneurin z pewnością gra zakochanego Ryszarda - jak napisałaś, nawet gdy Anny nie ma w pobliżu wydaje się zainteresowany jej losem i dotyka go fakt, że została ona wydana za kogoś innego, co więcej, wydaje się o tym wiedzieć nawet Jaquetta która posyła mu to niepewne spojrzenie zaraz po przekazaniu wiadomości o malżeństwie Anny. Ich fragmenty z 6-tego odcinka są jak dla mnie bardzo przekonujące, scena miłosna bardzo sensualna i kładąca nacisk na czułośc, delikatność, niepewność - calkowite przeciwieństwo dzikich harców Eli i Edwarda (trochę przesadziłam, wiem :) Przecież w zasadzie po zawarciu małżeńtwa Ryszard mógł przestać udawać (gdyby faktycznie udawal od początku), przypomnijmy sobie Lizzie po jej nocy poslubnej - raczej nie była zachwycona, ale nikt się tym nie przejął bo większość żon przechodziła przez to samo i było to normalne. A jendak Ryszard dalej dbał o komfort Anny, niesamowita jest np scena w której mówi, że nie ma w zasadzie nic przeciwko temu, że mogą nie mieć więcej dzieci, jeśli tylko ma ją i swój honor (swoją drogą nie wierzę, że mężczyzna w tamtych czasach mógl coś takiego powiedzieć, biorąc pod uwagę jaką wszyczy mieli obsesję na punkcie progeniury).
Tak jak piszesz Fallen,uważam, że Aneurin po prostu naturalnie grał takiego Ryszarda, jakim go widział, że że ta R+A nie była w zamierzeniu główną parą w serialu, twórcom to zapewne nie za bardzo przeszkadzalo. Może nawet stwierdzili, po nakręceniu paru scen, że w sumie takie przedstawienie bohatera wypada lepiej niż to było zaplanowane, i dali Aneurinowi wolną rękę.
Problem zaczyna się koło 7-mego odcinka, gdy nagle w scenariuszu wyskakuje coraz więcej tektów odwołujących się (jak wnioskuję z tego, co piszecie) do książki, i raczej przeczących temu, co zaserwowano widzowi do tej pory. Być może scenarzyści przypomnieli sobie, że serial bazuje też na "Córce.." i stwierdzili, że trzeba by trochę do niej nawiącać...
Aneurin dalej podąża za swoją wizją Ryszarda (trudno mu mieć to za złe) i mimo, ze wypowiada te czasem bezsensowne kwestie, to wlaśnie język ciała go zdradza. Sceny wzajemnego pocieszania na przykład - czy to w kaplicy po smierci Jerzego, gdy Ryszard przychodzi przytłoczony i załamany po utracie brata (po raz pierwszy pojawia się skolioza :), czy modlitwa przed koronacją i przytulająca go Anna, czy wreszcie on pocieszający ją po śmierci Izzy - mówcie co chcecie, ale gesty mówią o nas nieraz więcej niż słowa, a ja tam widzę dwoje kochających się ludzi którzy sa dla siebie wsparciem i opoką. Nawet to,że Ryszard nie odpowiada na pytanie Anny "Do you love me Richard.. truly?" - wg mnie gesty mowiły tam znacznie więcej niz slowa... Więc czem nagle tak bardzo powialo chłodem? Czemu nagle, jak piszecie, zrobiło sie ciemno i mroczno? Trudno się dziwić, że ludzie czują się pogubieni, a że piękny i utalentowany Aneurin i urocza i jak sadzę rownie utalentowana Faye zdobyli serca publiczności, nic dziwnego, że widzowie chcą się w tym doszukać jakiegoś sensu...
W ogóle to przepraszam, ze tak wpakowałam sie w połowie dyskusji, ale najbardziej chcialam odpowiedziec na Twoj post powyżej :)
A pakuj się w nasze dyskusje ile chcesz, zawsze z otwartymi rękami powitamy nową fankę, która lubi płodzić takie długaśne posty jak my!
"Dobrze prawisz, zgadzam się chyba w 100%!" - bo Fallen zawsze tak dobrze to rozkminia, że rzadko kiedy sama się z nią nie zgadzam :)
Ja tak jeszcze w nawiązaniu do sceny, kiedy Ryszard mówi Annie o propozycji matrymonialnej od Margaret - nie wydaje Wam się, że tutaj też próbowal się w pewien sposób z nią droczyć... wybadać jej reakcję, wzbudzić zazdrość? Tak jak z Jerzym w momencie, gdy zapytał go o jego plany względem Anny? Może sie myle, ale ten jego chochlikowaty uśmiech.. z drugiej strony gdy zobaczył, że Anna poczuła się urażona i porównala go do brata, natychmiast spoważniał i przeszedł do konkretów, więc ja tak bym interpretowała tę scenę.
No pewnie. Na 100% to nie scena z romantycznym, dobrym Ryszardem. Taki właśnie był Ryszard z "Córki". Najbliższy temu książkowemu jest właśnie Ryszard z tej sceny, z "Do you love me, Anne?" i "Jakie są twoje intencje względem Anny Neville?".
Ale właśnie nie chodzi mi o to, że on ja zapytał w taki wredny sposób, widzę w tej scenie trochę podobieństwo do tego, o czym pisalyście wcześniej - jak przekomarzał sie z Georgem. Chciał ją w pewnym sensie podpuścić, żeby upewnić sie co do jej uczuć, zobaczyc jak zareaguje. Jej zazdość pokazała mu, ze Anna cos do niego czuje. Zauważ, że jak tylko Anna się zdenerwowała i odeszła, on od razu spoważniał i zmienił ton, co wg mnie wskazywalo na to, że nie chciał jej ranic i zależało mu na jej uczuciach. Oczywiście, można zakładać, że po prostu nie chciał jej zrazić, żeby jego niecny plan nie wziął w łeb, ale wydaje mi sie,ze tu wychodzi ta różnica pomiędzy widzami którzy mają w głowie książkowy obraz Rysia i tymi "niewinnymi" - ja po prosru nie doszukiwałam się w tym co powiedział niecnego podstępu, raczej widziałam chłopaka który sprawdza, jak działa na dziewczynę (paten stary jak świat).
No ja niestety we wszystkim już widzę manipulację i ukryte motywy, taki nawyk :) I lubię ten moment, o którym wspomniałaś, z odejściem Anny i powagą Ryszarda. Przypomina mi poniekąd 10 odcinek ze scenami z tajemniczym Ryszardem i nagle Ryszardem prawdziwym.
Mi właśnie od 8 odcinka brakuje tego wesołego, ironicznego Ryszarda :(
Niby rozumiem że zmienił się i spoważniał po śmierci brata i rozluźnieniu więzi z Edwardem... ale jednak w 8 jest taki ponury, poważny, i żeby nie powiedzieć durny.
O ile we wcześniejszych odcinkach jest takim głosem rozsądku, nawet co do Jerzego stara się argumentować jego działanie - jak przeszedł na stronę Lancasterów z Warwickiem stwierdza tak rozsądnie, że Jerzy dba o siebie więc za wiele z tego nie będzie miał więc może go jeszcze nie skreślać.
A tu praktycznie na jakikolwiek opór reaguje brutalnie - chociażby z Antonim, którego nawet nie chce wysłuchać i skazuje na śmierć, to jak zabiera syna Edwarda - lol mógłby się postarać o jakiś przyjazny gest czy coś, a potem się dziwi że chłopcy go nie lubią.
No cóż to wszystko podchodzi pod całość zastrzeżeń do odcinka 8.
Problem w tym, że serial nie do końca oddaje książki, wiele rzeczy zostało zmienionych - nie wiem na ile celowo by zmienić charakter i motywację postaci a na ile przypadkiem, by wcisnąć to w 10 odcinków i nikt nie pomyślał, jak to wpłynie na postrzeganie postaci.
Chociażby śmierć Edwarda - i to jak obiecuje mu Ryszard na łóżu śmierci koronować jego syna, zupełnie wypacza interpretacje przejęcia władzy przez Ryszarda. W tym wypadku decyzja o niekoronowaniu jego syna oznacza złamanie danego słowa - a to nasz Ryszard, który wciąż bełkocze o honorze ponad wszystko.
Tak samo wprowadzenie wątku Ryszard/Elizabeth przed śmiercią jego syna, też nie wiem czy to kiepski scenariusz czy celowe, ale mamy Ryszarda uganiającego się za Lizzie, gdy choruje i umiera jego syn. Z jednej strony widzę to jako wadę upakowania wszystkiego w jeden odcinek, ale z drugiej strony może i to celowe, bo zbyt pozytywnie to na psychikę Ryszarda nie wpłynęło.
Wątek Anna/Ryszard też jest skrócony, praktycznie pominięty wątek dyspensy - w książce okłamał ją, że na nią czeka, tu praktycznie wychodzi to tak jakby nie pomyśleli i nie mieli czasu, stąd ta scena z matką raczej ukazuje egoizm jej matki.
Pewnie znalazłoby się jeszcze więcej.
Stąd nie dziwi mnie, że aktorzy przygotowując się do roli mieli własne wersje postaci i w jakimś stopniu opierali się też na historii. Tak widziałam gdzieś wywiad z Aneurinem, który stwierdził że jego wersja Ryszarda to coś pomiędzy tym "jak chciałby go zagrać, jak mu pozwolą go zagrać a tym jak należałoby go zagrać", a że postać w scenariuszu też zbyt spójna nie jest to dość możliwe że wypracował sobie własną wersję.
Co do wersji Ryszarda z odcinków 1-6(7) - mamy Ryszarda deklarującego miłość Annie, Ryszarda droczącego się z Anną i Ryszarda oskarżanego o podejrzane zamiary. I teraz wszystko sprowadza się do tego jak to zagrano... Jakby przekonująco wypadł Ryszard z podejrzanymi zamiarami to bym się skłaniała w tą stronę. Ale tutaj przekonująco wypada zakochany Ryszard, tak więc droczący się Ryszard zostaje zaliczony na poczet "good Richard", a Richard oskarżany o niecne intencje zyskuje etykietkę "A myślcie sobie co chcecie, i tak mam to gdzieś" (btw. ja uwielbiam sceny pomiędzy braćmi, jedne z lepszych w serialu, zwłaszcza że tam nawet Max jako Edward zabłysł). No cóż - do tego stwierdzenie aktora na temat tego co grał, chyb przypieczętowuje ocenę, prawda?
Niestety z drugiej strony to bardzo utrudnia złożenie w spójną całość tego co dzieje się potem...
"Ale tutaj przekonująco wypada zakochany Ryszard, tak więc droczący się Ryszard zostaje zaliczony na poczet "good Richard", a Richard oskarżany o niecne intencje zyskuje etykietkę "A myślcie sobie co chcecie, i tak mam to gdzieś" Precisely! Wydaje mi się, że widać to dobrze na przyskladzie moim i Lorien - ja bez podkładu książkowego widzę tu raczej młodego chłopaka wypróbowującego swój urok osobisty na dziewczynie, która zaczyna mu się podobać, droczącego się z nią, badającego grunt - trudno go za to winić, w sumie to dośc urocze.
Lorien ma w głowie książkowego Ryszarda-manipulatora, który zawsze mówi jedno i myśli drugie, więc nic dziwnego, że tak odczytuje te sceny.
No i urządził Izabeli całkiem przyzwoity pogrzeb :)
nanya - ja też jestem ciekawa jakie będą twoje wrażenia jako fanki Ryszarda i Anny, która ma w głowie serialowy przebieg ich historii :) Tak przy okazji, przydałby nam się oddzielny wątek o książkach Philippy Gregory, tyle ciekawych dyskusji przewija się w wielu różnych tematach.