Czy tylko ja strasznie przeżyłam ostatni odcinek, a dokładniej wątek miłosny Jaspera Tudora i Małgorzaty Beaufort? Ona jak ona, jakoś zbyt ciepłych uczuć do niej nie żywię, ale jego nadzieja jak wrócił z bitwy... Serce mi krwawiło :( Bardziej się wczułam w jego wątek niż każdej innej postaci.
Po obejrzeniu odcinka piątego - bardzo szkoda! Wiedziałam, że Małgorzata jest nawiedzona, ale żeby aż tak?