Nie wiem dlaczego, ale dobrze się oglądało . Nie lubię seriali szpiegowskich , poziom absurdu sięga zenitu, maz albo tępy , albo udaje, że nie wie, kim jest jego żona ( mając takie możliwości sprawdzenia), gej Sam po prostu cudowny ( choć mnie drażnią te wątki w nadmiarze) i do tego głupia jak but główną bohaterką, taka wyszkolona, od początku na kilometr czuć , kim jest jej kochaś a ona biedna wierzy w miłość . Do tego bajzel nie do ogarnięcia ( najpierw baba ją napada, potem jej pomaga, Reed niby ją chroni, ale jakby wystawia )- jak w sałatce jarzynowej, jak się wymiesza, to smakuje. No i smakowało , choc zupełnie nie w moim stylu. Smaczna sałatka , choć składniki tanie. I chyba tak miało być . Choć czekałam na to, że to jej mąż sprzątnął kochanka. Ostatecznie na co mu te wszystkie służby , skoro z nich nie korzysta. Ostatni naiwny ? Żona mu znika na całe dnie a on nie sprawdza? No i co właściwie dostał od niej pod choinkę , skoro ciągle biegała za prezentami niby cha cha … Poziom absurdu sięga zenitu, ale da się oglądać .To chyba taki odcinkowy Bond, gdzie nikt nie pyta o prawdopodobieństwo , a i tak się podoba. Fajna rola dawnego Q , szkoda że gej.