PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=199156}

Bleach

2004 - 2012
7,9 20 tys. ocen
7,9 10 1 20168
8,3 3 krytyków
Bleach
powrót do forum serialu Bleach

Powrót po 10 latach

ocenił(a) serial na 7

Bleacha po raz pierwszy oglądałem gdy leciał na hyperze kilka ładnych lat temu. Niedawno wpadłem na emisję w Polsat Games i po kilku odcinkach stwierdziłem, że może warto byłoby przypomnieć sobie tą kreskówkę, tym bardziej, że poprzednim razem zaprzestałem oglądać gdzieś około 220-tego odcinka. Tym razem obejrzałem całość i chciałem podzielić się wrażeniami idąc chronologicznie.
Początek jest bardzo dobry, interesujący główny bohater zaczyna nową przygodą. Towarzyszy mu zadziorna, zgrywająca się shinigami, która uczy czym są pustaki i jak je zwalczać. W trakcie walk świat przybiera ciemniejsze, nieco zamazane barwy, co dodaje klimatu. Poza tym jest tu wielkolud o wielkim sercu, z deka nieuprzejmy, ale inteligentny patyczak Ishida (moja ulubiona postać męska), kilku kolegów i koleżanek z klasy, z których Tatsuki, ku mojemu rozczarowaniu nie odegrała w gruncie rzeczy istotnej roli, choć charakter miała po stokroć bardziej atrakcyjny niż jej ruda koleżanka (a już na pewno Inoue z odcinków 130+ kiedy zrobił się nieznośna). Po kilkunastu odcinkach ten wątek zostaje nagle urwany, co z jednej strony było minusem (w przyszłości nigdy już nie dostajemy równie atrakcyjnego wątku „przygodowego”), z drugiej otwiera się nowy etap. Kilka odcinków z nieco zdziwaczałą i chyba najlepszą postacią męską z całej serii - Uraharą a potem około 40 odcinków misji ratunkowej. Po tym wątku czułem autentyczną satysfakcję. Kilka czynników sprawiło, że to właśnie ten wątek był dla mnie najbardziej iteresujący. Przede wszystkim nasi szkolni bohaterowie (jakżeby inaczej), do których dołącza super inteligentny i wszechwiedzący kocur, gburowaty, ale mający jasny cel Ganju plus dobra duszyczka ze służb medycznych. Równolegle śledzimy wydarzenia z perspektywy wojaków z katanami, poznając najważniejsze persony, ich charakter, cały ten elegancki i sterylny świat, który kontrastuje z „dzielnicą biedoty”.
To również tutaj mieliśmy najlepsze walki (mimo, że potem było jeszcze 300 odcinków) by wymienić:
- Ichigo – łysy Ikkaku – walka wyłącznie na broń białą, nasz główny bohater jak rzadko analizuje ruchy przeciwnika a nie leci na pałę jak w niemal wszystkich pozostałych walkach, które przed nim
- Ichigo – Kenpachi - jak wyżej autentyczna walka na miecze a nie „strzelanie” z mieczy, którym męczą przez następne 300 odcinków
- Ishida – Mayuri – sceneria nocna, dodająca efektowności walce, duży ładunek emocjonalny
- Yoruichi – Soifon – bodaj jedyna w całej kreskówce walka w zwarciu, ciekawa historia walczących, plus świetny shikai, idealnie pasujący do roli jaką pełni przeciwniczka „kocura” (nie wiedzieć czemu bankai, który widzimy circa 200 odcinków później jest całkowitym przeciwieństwem i nie ma żadnego sensu)
No i przede wszystkim długość walk, 2 odcinki, maks 3 są emocje bez zbytniego przeciągania.
Potem wypełniacz o bountu, który mi akurat przypadł do gustu, przede wszystkim ze względu na ścieżkę dźwiękową, choć można by go skrócić spokojnie o 15-20 odcinków. Jeden z głonych problemów to motyw „próbna walka-kolejna walka-ostateczna walka-ostatecznie ostateczna walka”. Niestety, nie był to chwyt wypełniaczy, lecz pojawił się w tych niby lepszych, mangowych wątkach. Ciągnięcie walka przez 10 odcinków i więcej sprawiało, że po prostu przesuwałem do przodu. Symbolem tego absurdu jest niewątpliwe walka z tym różowym, lalusiowatym Grantzem.
Dwa podstawowe problemy, które sprawiły, że nie oglądało się tak wartko jak 1-63 to po pierwsze przedstawiony przyszły finał serii, o którym dowiadujemy się już w odciku 63. Przez ponad kolejne 100 odcinków (opartych na mandze) męczyłem się żeby doprowadzić to do końca. Ok, niby w starej wersji Full Metal Alchemist (tej z filmem, nowa odrzucała mnie grafiką i skokami w fabule) znamy cel bohaterów od samego początku, ale te circa 60 odcinków wypełniono szeregiem bohaterów, z którymi spędzamy niemało czasu oraz ciekawymi wątkami i historiami. A tutaj dostajemy kolejne szkolenie (wybitnie męczące odcinki 109-130), plus powtórkę z rozrywki czyli kolejną misję ratunkową, która męczy przez 50 odcinków. Rzecz nawet nie w samej formule tego wątku, ale jego przedstawieniem. Same Hueco Mundo jest, poza podziemnym lasem, nieciekawe. Pojawia się również drugi problem, który sprawił, że nie oglądało mi się tego z zaciekawieniem tj. brak interesujących postaci towarzyszących. W wątku z ratowaniem Rukii mieliśmy trójkę, a kocur okazał się ostatecznie jedną z trzech najbardziej interesujących postaci kobiecych. W Hueco Mundo towarzyszy naszym bohaterom trójka wybitnie groteskowych i irytujących kreatur a sytuacji nie poprawia fakt, że kilkadziesiąt odcinków później pokazują swoje prawdziwe oblicze. Jeszcze wcześniej przedstawiono tych mutantów shinigami-pustaki, którzy są tyleż zbędni co irytujący (może poza tym blondaskiem). No i właśnie nadmiar postaci, to de facto mój główny zarzut. Po 63 odcinkach oczekiwałem, że w następnych, świat poznany przez naszych bohaterów będzie się krzyżował ze Społecznością Dusz albo akcja będzie się działa równolegle w Społeczności Dusz, będzie więcej informacji o porucznikach/kapitanach i będą wchodzić w interakcje z naszymi uczniakami. Gdyby nie wypełniacze (szczególnie ten o Bounto, chociaż drugi też był przyzwoity), między 63 a 200 odcinkiem Byakuya i Kenpachi pojawiliby się tylko raz, tak samo jak i Yoruiochi…brak słów. Dlatego też lubię oglądać wypełniacze, że jednak trochę z tymi shinihami obcujemy (szczególnie postawa Soifon wobec Yoruichi, duży plus, z jajem potraktowali tą relację, nie raz się autentycznie zaśmiałem). Co i tak nie zmienia faktu, że połowa oficerów/poruczników/kapitanów jest nieprzydatna albo bez żadnej historii i można by ich spokojnie wyrzucić z fabuły (Tousen, Komamura, Matsumoto, Iba, HIsagi, Isane, Nanao, grubas od Soifon, irytująca para z oddziału Rukii, porucznik dziadka). Ba, nawet Rukia, która wydawała się główną bohaterką została odsunięta na bok, zaś z Ichigo, który potrafił rzucić do Ishidy w trakcie walki z Menosem „musimy działać wspólnie”, od odcinka 100+ męczy tylko tym swoim „sam to zrobię”.
I zamiast rozwijać shinigamich, których stopniowo poznawaliśmy w trakcie ratowania Rukii, to autor rzuca kolejne nowe postaci, a to tych wajzardów a to gang Aizena, który jest tak groteskowy, mdły i wkurzający, że tylko działał mi na nerwy. Całkowicie nie podeszła mi również ścieżka dźwiękowa związana z Hueco Mundo, inwazją armii Aizena, te hiszpańskie rytmy gryzły mi się z serialem, w szczególności z fantastycznymi utworami z początku serialu. Plusem jest jednak to, że dostajemy temat Quincy.
Żeby nie było że tak tylko narzekam, to nawet w Hueco Mudno też kilka momentów się znajdzie. W szczególności pojedynek Rukii z tym paskudnym pustakiem, który niósł porównywalny ładunek emocjonalny co walka Ishidy z Mayurim. Odnośnie walki z armią Aizena etc. było znośnie, choć w zbyt kolorowych barwach. Jak wspomniałem wyżej, w trakcie pierwszych walk Ichigo z pustakami obraz się zmieniał co dodawało klimatu, tu natomiast tego zabrakło. Podobało mi się za to otwarte zakończenie, w szczególności po tym jak przeczytałem jakie kijowe jest w mandze.

W skrócie:
- fantastyczne odcinki 1 – 63 dzięki połączeniu wątku przygodowego z dynamicznymi, prawdziwymi walkami na broń białą (a nie udawanymi jak niemal wszystkie późniejsze), muzyka (zarówno tematy Społeczności Dusz czy bitewne), ciekawe postaci zarówno tych „dobrych” jak i „złych”
- potem ostry zjazd z jakością serialu na skutek porzucenia przedstawionych uprzednio postaci ze społeczności dusz, wprowadzenie nowych, mniej ciekawych, zwrócenie się ku grotesce, niepasująca stylizowana na hiszpańską oprawa muzyczna
- kijowy system walk, de facto poza tymi z dwóch pierwszych wątków, miecze są tu tylko ozdobami