Z fajnego serialu zrobili tanią telenowelę. Przecież w tym odcinku nic się kupy nie trzyma! Fabuła tak naciągana, że aż trzeszczy! Rhys wielki bandzior bez mrugnięcia okiem własną laskę zabił (i to za jaką duperelę), a Alice ot tak bez niczego puścił. A na koniec bilety na samolot jeszcze gołąbeczkom kupił.
Ben cały czas taki lojalny wobec firmy, a tu nagle mu się odwidziało i idzie na współprac?. A agent Dao to kogo chciał posłać za te kratki skoro wszystkim oprócz mamuśki zaproponował układ i wyjście na wolność?
Jak Margo i Rhyse dorobili się takiego gangsterskiego imperium skoro takie z nich przygłupy? Wiedzieli, że Ben ich zdradził i wypaplał wszystko Alice, a mimo to nadal wtajemniczali go w swoje plany.
Ale i tak nic nie przebije akcji na weselu! Wielka konspiracja, śmiertelne niebezpieczeństwo (w końcu chcą zabić zarówno Bena jak i Alice), a tu wszyscy zajęci romansowaniem, a zbiry mamuśki nawet uwagi na nich zwracają. Litości! Z zażenowania przewijałam do przodu!
Serial nadal jest fajny, ale fakt: ostatni odcinek był totalnie do dupy. Wszyscy się całują po kątach, zapominając jakie grają rolę: niby miało to jakiś sens, bo dzięki spaleniu ich przykrywek, para młoda dowiedziała się o wszystkim, ale.. I tak czułam niedosyt. Zbyt mało akcji, zbyt wiele buzi-buzi.
Co do Dao, też nie mogłam tego zrozumieć, był tam tekst że chce zamknąć Firmę, ale cała ta Firma to zarówno Margot, Rhys jak i Sybil. Wszyscy są siebie warci.
Co do Bena, to chyba po prostu zrozumiał co jest dla niego ważniejsze po tym, jak grozili śmiercią Alice.