Nie oszukujmy się Walt nie jest winny. Winny jest świat, chciwość człowieka. Walt nie robił
niczego złego, robił to czego wymagał od niego świat - jeśli jesteś w czymś dobry to robisz to
dobrze! I tak było przy okazji Gray Matter - firmy, która powstała i rozwinęła się dzięki intelekcie
Walta. Ale jak w każdej branży jest druga strona medalu, znalazł się taki spryciarz i hipokryta,
który zrobił z firmy własny rodzinny biznes i zmusił przyjaciela do wycofania się ze swojego
wkładu - pieprzona biurokracja. I to właśnie czyni z Elliotta i Gretchen głównych winowajców
śmierci wszystkich osób, oraz pojawienia się metaamfetaminy na ulicach ich stanu. To jest
fakt oczywisty, są niczym stereotypowi żydzi masoni, tylko, że są oni jak najbardziej realni w
świecie przedstawionym. Tak właśnie działa dzisiejszy świat owładnięty rzekomą tolerancją,
zwróconą w stronę człowieka oddalająca się jak najdalej od mistyki życia. To właśnie ateizm,
demokracja, kapitalizm, konsumpcjonizm, masoneria, protestantyzm w swojej najczystszej
postaci. Elliot i Gretchen, to dobrzy ludzie, mają duży forsy i dzielą się nią, ale nikt nawet by nie
podejrzewał, że ich chciwość powoduje, że na ulicach ludzie umierają i się narkotyzują metą,
którą pojawiła się tylko i wyłącznie dzięki nim. Pytanie, czy oni są tego świadomi? Nie muszą
być świadomi, mają to w zwyczajnie w dupie, bo mają to czego chcą pełno forsy i jeszcze
potrafią świetnie udawać przed światem, że są dobrymi ludźmi. I tak oto wygląda dzisiejszy
świat, ale nikt pewnie mi nie uwierzy i dalej będzie wierzył w formy zniewolenia które dzisiaj
nazywają się demokracją, wolnością, tolerancją i cholera wie czym jeszcze.
W piątym i szóstym sezonie zastanawiałem się nad Waltem, nad jego moralnością, przemianą
- że stał się nagle mordercą, który bez zawahania pociąga za spust. Jakże odmienny od tego
Walta, którego znamy z wcześniejszych sezonów! Większość zmieniła się w tym
dwuczęściowym ostatnim sezonie, przeszli tak niesamowite przemiany, że aż nie trudno nie
zgodzić się z zachwyconym Hopkinsem i jego odwołaniami do sukcesów największej literatury
światowej. Moim zdaniem Hopkins zauważył coś istotnego, że serial też może dotknąć tych
jakże trudnych sfer sztuki wielkiej, nie tylko poprzez aktorstwo, ale i również świetnie napisaną
historię. W istocie jest to jeden z niewielu seriali arcydzieł jakie powstały w historii telewizji, a
już na pewno jednym z niewielu, a może jedynym świetnym serialem jaki powstał w ostatniej
dekadzie.
Historia jest niezwykle istotna, to jak budowane są emocję, to że tak naprawdę nie możemy
tracić sympatii do Walta, który tak naprawdę nie robi nic złego. A postać została tu celowo użyta
do tego, by rozebrać dzisiejszy świat. Autor, nie bez przyczyny związany z jednym z najbardziej
popularnych tego typu seriali, który dekonstruował świat między innymi poprzez odwołania do
teorii spiskowych stworzył w podobnym duchu jeszcze bardziej artystyczny obraz. Walt jest
kozłem ofiarnym. Gdyby dalej był jednym z szefów Gray Matter, umierałby sobie spokojnie w
dostatku na raka, ale w takiej sytuacji musiał zapewnić byt rodzinie, byt, który poprzez spryt
pewnych ludzi tak łatwo stracił. Rak więc okazał się wybawieniem, czy jakąś wolą Bożą, która
miała sprowokować próbę dla człowieka, dla bohaterów jak i dla widzów. Wydaje się jednak,
że wielu nie podołało tej próbie. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie czy Walt jest zły? Czy on
jest bohaterem, który reprezentuje ucieleśnione zło człowiecze? Jeśli ktoś odpowiada, że tak,
to w takim razie zabłądził, dał się temu co człowiecze zwieść, a nie oddać temu co boskie
mówiąc w skrócie. Ja już przedstawiłem wyżej moją tezę, kto stoi za całym złem.
Serial więc ten jest próbą, pewnie wielu zwątpiło w Walta pod koniec, kiedy zaczął zabijać jak
wprawny killer, już nie przypominał marnej parodii (ale i sympatycznej ) ojca chrzestnego. Mimo
to uruchamia to szereg nowych przemyśleń. Wydaje mi się, że ten serial mógłby rozpocząć
światową dyskusję na temat zabijania, na temat morderców, na temat wyzwolenia tej
mniejszości z okowów stereotypowego myślenia o nich. Wskazania wreszcie prawdziwych
morderców, nie tych, którzy są tylko pionkami jak biedny Walt, ale tych, którzy powodują, że inni
pociągają za spust. To bardzo istotna kwestia od której ucieka się od wielu lat. Nie dziwi więc
fakt, że na ekranie pojawia się nawet tatuaż ze swastyką, bo o to właśnie chodzi, o ten nazizm z
ludzką twarzą jakiego nauczył nas holocaust, media i dzisiejsze konflikty zbrojne. To kolejny
świetny film, który opowiada na temat zła (jak chociażby najlepszy serial wszechczasów Twin
Peaks!). Nie ujmuje go tylko jednostkowo, ale przedstawia w rożnych konfrontacjach z innymi
ludźmi, co sprawia, że temat zostaje przedstawiony nie tylko uniwersalnie ale również
odwołujący się do każdego z nas, niezależnie w jakiej sytuacji jesteśmy postawieni przez
rzeczywistość. Ten serial powinien rozpocząć taką dyskusję, ale jak to w dzisiejszym świecie,
skończy się tylko na kilku pochwałach, dużej oglądalności, przeliczonej zarobionej na niej
forsie, a za kilka lat nikt nie będzie o nim pamiętał. Mimo wszystko, nieświadomie dla wielu
widzów, ten serial uczy chrześcijańskiej pokory. Nie powinniśmy od razu winić człowieka,
nawet jeśli widzimy jak popełnia zbrodnię, bo zwyczajnie z klapkami na oczach jesteśmy
ograniczeni i nie widzimy całej otoczki, tylko brzydkiego, nieogolonego mężczyznę z bronią w
ręku, stojącego na grobem - a więc ucieleśnione zło jakie znamy z mediów, które należy
wyeliminować.
Widzę tu jeszcze wiele innych związków. Przede wszystkim jest to serial, który wpasowuje się w
to na punkcie czego ma fioła dzisiejsza kultura masowa - gotowanie, kucharzenie. Dzisiaj
Gesslery, masterchefy rządzą ludzką świadomością. I oto powstaje coś paradoksalnego,
najlepszy serial o gotowaniu, o kucharzeniu, a więc to co lubimy, tylko, że oni nie kucharzą w
kuchni, ale zbijają podobne kokosy jak gwiazdy telewizji. To jest piękne odwołanie do
dzisiejszej rzeczywistości, lepszego policzka nie mógł sprzedać twórca temu światu i za to
gratulacje!
Z drugiej strony jest to też film o zapracowywaniu się na śmierć dla pieniędzy - czyli tak jak
dzisiaj funkcjonuje społeczeństwo, gdzie liczy się tylko zysk, zapie rdalanie (obsesja na
punkcie pracy), a w efekcie końcowym gówno i tak się z tego ma - i taka refleksja pozostaje po
człowieku czasów dzisiejszych i historii Walta.
Ten serial opowiada o nas, o naszym świecie, o tym jak dajemy się oszukać, o tym jak wielu
rzeczy nie widzimy, bo wielu rzeczy zwyczajnie nie zauważamy również w samym serialu.
Widziałem, że gdzieś ktoś zastanawiał się na forum, dlaczego Walt zostawia zegarek na stacji
w ostatnim odcinku - moim zdaniem z dwóch, już dawno świat przestał mieć dla niego
znaczenie jakie kiedyś miał i to była ostatnia pamiątka po tym rozpustnym życiu, ale z drugiej
strony to też symbol jego przyjaźni z Jessym. Walt chciał go zabić, zostawiając zegarek, w ten
sposób chciał pokazać, że nie tylko skończyła się ich przyjaźń, ale już również nie chce zabijać
chłopaka a tylko go ratować. Ale można to odczytać prozaicznie, Walt zostawia za sobą
wskazówki dla DEA, bo chce żeby wszyscy wiedzieli, że Heisenberg wrócił do miasta, jedną z
tych wskazówek jest porzucony zegarek - i ten przykład moim zdaniem pokazuje genialność
fabularną tego serialu, że tam wszystko można odczytać i symbolicznie i tak rozsądnie zgodnie
z fabułą, pozostawiając decyzję wedle woli widza, zresztą czyż podobnie nie działał X files na
nasze umysły? Warto kiedyś bliżej się przyjrzeć i zanalizować fabułę pod każdym względem
serialu, który opowiada o tym jak „przełamywać zło”.
Wydaje mi się, że genialność tego serialu pozwala na przeróżne interpretacje.
Odniosłem wrażenie, że dwa pierwsze sezony zawierają dużo krytyki względem obowiązującej dzisiaj wizji świata.
Serial jest przewrotny: jak oceniać Walta, kiedy na przykład wiemy, że Walt Jr jest upośledzony, ze względu na nieodpowiednie leki jakie podano Skyler podczas ciąży -czy te leki nie wyrządziły większej szkody, niż produkowana przez Walta amfa. Przy czym do zażywania narkotyków nikt nikogo nie zmusza.Kolejna przewrotność to sieć fast foodów będąca przykrywką dla działalności narkotykowego kingpina - ma ktoś może statystki ile osób umiera od narkotyków, a i ile od bywania w fast foodach? Takie porównania możnaby mnożyć, i nie jest to żadne nadużycie w mojej opinii.
Dla mnie od samego początku Schwartzowie byli dosyć negatywnymi postaciami - fałszywi przyjaciele, którzy wycyckali Walta, jednocześnie to przedstawiciele klasy 'wyższej', czyli takich ludzi, którzy mają więcej pieniędzy niż sami są w stanie wydać. Zresztą finalny odcinek - Walt,wręcz z nich kpi - "piękni ludzie". Ogólnie widoczny jest taki ukryty konflikt zwykli śmiertelnicy -wielcy tego świata, korporacje, przy czym tym drugim zawsze wszystko uchodzi na sucho (kto rozprowadzał metaamfę w Europie?).
Wracając do postaci Walta to jego motywacje do końca 4 serii były raczej czyste,nawet w 5 serii, gdzie niby dokonuje się w nim jakaś wielka zmiana - której ja zbytnio nie widzę, cały czas myśli o rodzinie, jest zdesperowany. Oczywiście dopada go chciwość itd. ale jak można czynić mu zarzuty wiedząc, że chłopina umrze w ciągu roku.
W zasadzie, gdyby nie cały narkotykowy interes to Walt zostawiłby swoją rodzinę w biedzie. Skyler nie byłaby utrzymać ich willi z basenem, więc przeprowadziłaby się do tego co widzimy w ostatnim odcinku. Tak przynajmniej mają pieniądze, choć zszarganą reputację, ale coś za coś. Poza tym rozbity meksykański kartel, rozbita organizacja Gusa, rozbity gang nazioli - to również skutki działań Waltera.
No tak, więc wszystko się zgadza. Główna przemiana jaka się dokonuje w Walcie to przede wszystkim fakt, że przyzwyczaja się do mordowania ludzi, wcześniej ma w sobie jakieś empatyczne poczucie wobec ofiar, ale w ostatnim sezonie już nie reaguje na akty przemocy jak wcześniej, są elementem jego pracy, przetrwania, koniecznością, którą trzeba znieść, w przeciwieństwie do Jessiego, który coraz gorzej się z tym czuje:)