Poprzednie sezony trzymały w miarę wyrównany poziom. Znaczy były lepsze i gorsze, ale żaden jakoś wyraźnie nie odstawał od reszty. Dzieje się to natomiast w przypadku sez. 4. I tak, gdybym miał oceniać, zrobiłbym to tak:
Sez 1-10/10
Sez 2-9/10
Sez 3-9/10
Sez 4-7/10
Mówię to po obejrzeniu 7 odcinków i wątpię aby moja ocena się zmieniła.
Niestety poziom tego sezonu utwierdza mnie w przekonaniu, że historia Hanka powinna zakończyć się w radiowozie kalifornijskiej policji.
Częściowo się zgadzam. Jestem mocno rozczarowana czwartym sezonem, mimo iż pierwsze 2 odcinki zapowiadały całkiem niezłą serię. Ja jednak poprzednie sezony oceniłabym tak :
Sez. 1 - 9/10
Sez 2 - 10/10
Sez 3 - 6/10
Sez 4 - 5/10 i to głównie za grę aktorską.
Mam wrażenie, że każdy kolejny odcinek 4 sezonu jest kręcony na siłę. Postać Hanka, która przez pierwsze dwa sezony i częściowo przez trzeci ewoluowała psychicznie, jakby cofnęła się do punktu wyjścia, a nawet jeszcze dalej. Infantylność bohatera zaczyna przekraczać wszelkie granice. O ile w pierwszym sezonie dodawała mu uroku, teraz sprawia, że przestaję go lubić jako postać. I to odgrzewanie starych kotletów z rozczarowywaniem Karen, która mimo to jest zawsze miła, dobra i wyrozumiała dla wiecznego chłopca. Dowcipy też zaczynają być wymuszone.
Becca podobała mi się w pierwszych sezonach, gdy jako rezolutne i ponadprzeciętnie inteligentne dziecko "matkowała" trochę ojcu. Jej nagła przemiana w głupią zbuntowaną nastolatkę niezbyt mi się podoba, bo nie była wiarygodna. Jeśli twórcy chcieli pokazać, jaki świat jest skopany i że dorastając w takim środowisku dziecko w końcu przejmuje różne odchyły od normy swoich rodziców, mogli to zrobić bardziej płynnie. O ile np. w pierwszej i drugiej serii postaci drugoplanowe zapadły mi głęboko w pamięć i potem długo po nich płakałam, zwłaszcza po Lew Ashby'm, to te z czwartej serii zapominam już następnego dnia. Miałam wrażenie, że w pierwszych 2 sezonach pod przykrywką seksu, dragów, depresji i ogólnie pokopanego życia, Hank niejako dojrzewał jako człowiek i zaczynał zastanawiać się, które wartości są dla niego ważne. Nie chodziło tu wcale o happy end. Dla mnie serial mógł zakończyć się aresztowaniem Hanka, któremu w ten sposób burzy się świat, który tak misternie zbudował. To był mocny akcent. Bohater rozumie swój błąd, ale jest już za późno, żeby go naprawić.
A zamiast tego mamy w rzeczywistości to, co wszyscy, którzy nie do końca zagłębili się w serial zarzucali niesłusznie pierwszym seriom - dużo seksu, golizny i przeklinania, czyli nijaką papkę z naciąganymi żartami, które mają na celu zdobycie szerszej publiczki zapatrzonej w sceny łóżkowe.
Nie ma już Hanka jako niespełnionego pisarza, co było na początku podstawą budowania postaci. Jest Hank, którzy chodzi sobie po ulicy, sypia z kim popadnie i pije, wszystko mu jedno co będzie z jego życiem, nie zastanawia się nad niczym, wszystko jest mu obojętne, byle by było wino, kobiety i śpiew.
Szczególnie żal mi spłycenia obrazu relacji Hanka z Becca.
Mam wrażenie, że wypowiedzi Hanka w ogóle nie pasują do postaci, która ukształtowała sięw poprzednich 3 sezonach. Słucham, słucham i nie poznaję. To, co się dzieje w 4 serii w ogóle nie pasuje do człowieka, którego poznałam i polubiłam wcześniej.
Szkoda :/
Gdyby nie Runkle, który moim zdaniem jeszcze ratuje czwartą serię, dawno przestałabym to oglądać.