Lubię ten serial, żeby nie napisać, że jest to mój ulubiony tasiemiec (na pewno jeden z). I
tak jak piąta seria naprawdę nie jest taka tragiczna, jak ją niektórzy malują, tak jednej rzeczy
nie mogę przeboleć. Każda kolejna seria (może poza pierwszą) jest kalką poprzedniej.
Moodych, to już się tu doliczyłem przynajmniej czterech. Moody, Ashby, Bates, a teraz jakiś
wypierdek Tyler, w dodatku z irytującą mordą, którą bym osobiście moczył w klopie.
Oczywiście każdy kto pojawi się w otoczeniu Hanka jest mega zdolny, zwłaszcza w pisaniu,
w dodatku powtarza się znów akcja z książką Moodiego, tym razem jednak mam na myśli
scenariusz pióra Tylera, ale cóż to zmienia, skoro z grubsza schemat jest ten sam?
Domyślam się, że najlepiej sprzedają się sprawdzone rozwiązania, ale ileż można...