Ogólnie nie jestem fanem seriali. Poza "Przyjaciółmi" i "Odwróconymi" żadnego
serialu nie obejrzałem w całości ("Losty" i inne "Prison Breaki" olałem po
pierwszych naiwnych odcinkach). "Californication" zawładnął mną jednak na
całej linii, bo jest to serial bliski doskonałości. Świetne dialogi,
przemyślana fabuła, dopracowane kreacje aktorskie i przesłanie, które jest
dla mnie osobiście bardzo bolesne.
Powiem tak - to serial o mnie ;). Może nie dosłownie, bo Hankiem nie jestem
(nie mieszkam w L.A. ;)), ale gdy go oglądam, to z jednej strony jestem
zafascynowany, a z drugiej przerażony. Widzę swoje odbicie i widzę, jak sam
pieprzę sobie życie. Tak jak Hank, tak i ja zawaliłem swoje prywatne sprawy i
tak jak on nie potrafię opanować pewnych kwestii. A zakończenie 3-go sezonu
po prostu przemilczę, bo choć wiem, że jest to fikcja, to jednak mam sporą
nadzieję, że wyciągnę z niej konstruktywne wnioski.
Dodam jeszcze, że Amerykanie mają niewiarygodną wprost zdolność do dobierania
aktorów do ról. Mówimy tutaj o serialu telewizyjnym, czyli o produkcji
niespecjalnie masowej (oglądalność w USA na poziomie 800.000 widzów - czyli
nie robiąca większego wrażenia). A pomimo to aktorzy grają doskonale i
idealnie wcielają się w swoje role. W zasadzie do nikogo nie można się
przyczepić. Mię szczerze się nienawidzi (wyjątkowo szpetne babsko - dziwię
się Hankowi, że się na nią połasił), co tylko dowodzi, że Zima wcieliła się w
swoją postać wzorowo. Powiem więcej - gdy tylko ją zobaczyłem, to skojarzyła
mi się z moją "byłą" (i z zachowania i na swój sposób fizjonomicznie), i
także tak jak moja "była", tak i Mia okazała się być całkowicie popieprzoną
dziewczyną, nadającą się co najwyżej do psychiatryka. Tak czy inaczej
genialne wyczucie ludzi od castingu.
Serial pewnie nie perfekcyjny, bo ideałów nie ma. Ale i tak uważam, że nie
trafiło się nic lepszego i bardziej treściwego w przeciągu ostatnich kilku
lat. Nie ma co go odbierać powierzchownie (jak niektórzy), bo to nie jest
wcale komedia. Jest to głęboka psychoanaliza biednego i zwichrowanego przez
życie, samotnego człowieka, "tonącego w morzu cipek". Wbija w fotel i zmusza
do refleksji. Z niecierpliwością czekam na czwarty sezon.
agree:) Też odbieram ten serial osobiście, mimo iż facetem nie jestem:)i nie prowadzę takiego trybu życia jak Hank. Ale to serial o niedojrzałości i o konsekwencjach własnych wyborów, o umiejętności pogodzenia się z losem (You can't always get what you want - sezon 1)no i occzywiście o wielkiej, romantycznej miłości!:) Pamiętasz list Hanka do Karen z końcówki 10 odcinka 2 serii? Jak dla mnie bomba, idealne wyznanie miłosne. I właśnie z ww powodów rozczarowałam się nieco sezonem trzecim, tym brakiem pomysłu, sitcomowymi zagraniami (vide Apartament), tabunem napalonych lasek na uczelni, itd. ale były też i mocne strony, jak np odcinek 10 - bez silenia się na niewiarygodne przygody rodem z seriali komediowych, ale zwykły - niezwykły wieczór na mieście 2 samotnych facetów i damski wieczór "ich" kobiet. Nie wspominając juz o GENIALNYM zakończeniu sezonu, rozbudzającym nadzieje na trzymający ten sam poziom sezon 4. Podsumowując - idealny komediodramat.