a szczegolnie od odcinka 3? Czy mi sie tylko zdaje czy serial przestaje byc zabawny, prawdziwy, ironiczny, brutalny a zaczyna byc jedynie glupi. Mam nadzieje, ze to tylko chwilowe i tylko ja tak mysle....
Zdaje Ci się :) Ale widać że jest sporo więcej kombinowane... Pomysły się kończą ale jeszcze nie ma tragedii. Obawiam sie sezonu 5.
Też zauważyłem że jest słabiej. Po pierwszym odcinku (który był naprawde dobry) następne są coraz gorsze ale mam nadzieje że się poprawi.
U mnie odwrotnie... Pierwszy wydawał mi się tragiczny, a kolejne coraz lepsze...
U mnie to samo, na początku tragedia a później coraz lepsze te odcinki :) No 4 odcinek spoko zwłaszcza z tą małpą :D:D
Żartujecie tak?? Słabiej... Chyba oglądałem inny serial w takim razie Słabiej to mi się robi jak czytam ten post 4 odcinek jest mega
No to ja mam odmienne zdanie, uważam, że czwarty sezon jest niezły, blisko mu fabularnie do genialnego sezonu 1 i równie dobrego 2 (nieszczęśliwy Hank chce wrócić do Karen i Becki, wszyscy są na miejscu, Hank próbuje pracować, Charlie jest jego agentem, dobra ścieżka dźwiękowa, "smutne" momenty, itp.). Beznadziejny był za to wg mnie sezon 3 z Hankiem-nauczycielem, niby w związku z Karen, za to ruchający i tak wszystkie laski z kampusu - nawiasem mówiąc wszystkie beznadziejne, od studentki striptizerki i genialnej pisarki w jednym:), poprzez asystentkę, skończywszy na pani dziekan. Becka w fazie nastoletniej słodkiej idiotki z kolorowym makijażem, za to bez gitary, Rick Springfield, etc. Można by długo pisać. A chwalony przez wszystkich odcinek "Apartement" to żenada rodem z sitcomu. Momentami nie wiedziałam, czy oglądam Californication, czy Dwóch i pół...
Dokładnie mam takie samo zdanie jak Cass. ;) W trzecim sezonie w życiu Hanka było za mało rock'n'rolla i nie chodzi mi tylko o muzykę. ;p W 4 sezonie wszystko wraca do normy, chociaż i tak najlepszy był sezon drugi, dzięki postaci Lew, szkoda, że umarł. ;p
Drugi sezon był super. Najlepszy odcinek to wg mnie In Utero z retrospekcjami, Nirvaną, Pearl Jam i baaardzo wzruszającą sceną na końcu. Majstersztyk! I ostatni odcinek z "duchem" Lew... Keep me in your heart for a while...
Ta akcja z podduszaniem celem zwiększenia doznań seksualnych to wyraźne nawiązanie do śmierci aktora Davida Carradine'a.
4 odcinka jeszcze nie oglądałem. Ale 3 to było naprawdę coś dziwnego. Zaczęło się gdy Karen odwiedziła Hanka w szpitalu. Strasznie sztuczne. Nie wiem kto to pisał, ale zjebał.
No i pojawił się aktor który grał najbardziej irytującą postać w Deadwood. W Californication nie ma wcale lepszej roli.
Ja mam podobne odczucie i nie chodzi tutaj o zwykle krytykanctwo, po prostu do mnie ten 4 sezon nie przemawia, nie wpatruje sie w ekran jak przy 1, 2, a nawet 3 sezonie, jak na razie (czyli do 4 odcinka) jest slabo
w 4 sezonie pierwsze 3 odcinki są okej, czwarty - moim zdaniem - woła o pomstę do nieba. 3 sezon był za to według mnie kompletną porażką. W porównaniu do genialnego - pierwszego i trzymającego w miarę poziom drugiego - trzeci sezon był głupim amerykańskim serialem. Czwarty zaczął się nieźle, ale ostatni - 4 odcinek był jak dla mnie conajmniej słaby... : /
Wiadomość, że będzie piąty sezon... no cóż. "Skończ waść, wstydu oszczędź."
Mam nadzieję, że się miło zaskoczę, ale jestem do tego nastawiony sceptycznie. Co nie zmienia faktu, że obejrzę i piąty, jeśli powstanie, a czy nie to chodzi w tej gonitwie za kasą?