Wbrew temu, co twierdzi filmweb, nie jest to serial telewizyjny, tylko serial kinowy, dość popularny swego czasu rodzaj rozrywki. Składa się on z piętnastu odcinków trwających po kwadrans (z wyjątkiem pierwszego epizodu, który liczy sobie 25 minut). Do komiksu pod tym samym tytułem nawiązuje w dość luźny sposób: Kapitan Ameryka na co dzień jest tutaj prokuratorem generalnym i, podobnie jak Batman czy Superman, w sytuacjach wyjątkowych przyobleka kostium superbohatera. Jak przystało na produkcję z tamtych lat, rzecz jest nieskończenie naiwna i nierzadko przy tym zabawna. Niestety, z czasem zaczyna też nieco nużyć, bo schemat każdego epizodu (lub też "rozdziału") jest w zasadzie identyczny: Kapitan/prokurator Grant Gardner jest o włos od schwytania swego przebiegłego wroga, ukrywającego się pod pseudonimem Scarab, jednak w ostatniej minucie pakuje się w tarapaty, w efekcie których akcja zostaje zawieszona (żyje czy tez zginął?) do czasu nadejścia kolejnej odsłony. Co więcej, Kapitan Ameryka w ujęciu Republic Pictures to straszny pierdoła - niby zawsze w końcu wygrywa, ale zbiry ostro nim pomiatają. Warto także wspomnieć, że serial jest dość brutalny (zważywszy, że to lata 40-te, dwie dekady po wprowadzeniu kodeksu): mamy tutaj tortury, wyrzucanie ludzi z budynków z dużej wysokości, a nawet strzelanie w plecy. Jak na opowieść o nieskazitelnym obrońcy prawa i porządku, średnio to edukacyjne.