Kilka rzeczy, które mocno mi zgrzytnęły:
1. Prototypowa technologia komputerowa z lat 70. po 50 latach postoju odpala się na dotyk... i działa jakby wczoraj wyszła z fabryki. Zero bugów i problemów, wszystkie mechanizmy, silniki i układy działają perfekcyjnie. Ani jedna żaróweczka nie padła ze starości. Może to jest ta słynna niemiecka precyzja wykonania ;)
2. Nierealne, że nikt się nie zainteresował tą nieruchomością przez 50 lat. Żadni krewni Horsta ani Cassandry, żadni sąsiedzi, mieszkańcy miasta - dosłownie nikt. Nikt tego nie kupił, nie przywłaszczył, nie rozkradł - stało zamrożone w czasie jak Prypeć. Tylko że nie niszczało wcale. Kolejny cud niemieckiej myśli architektoniczno-konstrukcyjnej i materiałoznawstwa ;)
3. Kochanka Horsta i jego trzecie dziecko. Ta kobieta wiedziała o Cassandrze, wiedziała o Margaret, wiedziała o wszystkim co tam się wydarzyło, ale przez 50 lat nie puściła pary z ust. To akurat można tłumaczyć traumą i/lub ucieczką, ale wydaje się to skrajnie nieprawdopodobne.
Te rzeczy dało się przy małym nakładzie pracy uprawdopodobnić na poziomie scenariusza, no ale tak się nie stało. Mimo tego serial oceniam jako dobry - myślę że takiego pomysłu nie powstydziłby się ani Stephen King, ani Charlie Brooker z Black Mirror.
Za to na ogromny plus - praca scenografów i kostiumowców. Klimat lat 70 oddany perfekcyjnie. I sama stylistyka robota i domu też genialnie dobrana i zrealizowana. Chapeaux bas!