Castle

2009 - 2016
7,6 27 tys. ocen
7,6 10 1 27469
6,8 4 krytyków
Castle
powrót do forum serialu Castle

chodzi mi glownie o 4 sezon, uwaga SPOILER !!!



czy nie denerwuje juz was to ze chociaz okazalo sie ze kate pamieta wszystko po postrzale,
to w dalszym ciagu miedzy nimi nie dochodzi za bardzo do niczego? juz mam taka ochote
zobaczyc cos, a nie tylko czekac, czekac. Te oczekiwanie juz mnie dobija, czekac zeby tylko
cokolwiek sie stalo;/ juz 4 sezon tego serialu a mielismy jednie tak naprawde 1 sytuacje
kiedy sie pocalowali i na tym koniec... co to teraz czekac caly sezon albo dwa na jedna
sytuacje, staje sie to troszke meczaco objetnie jak bardzo uwielbiam Castle'a ;]

ocenił(a) serial na 6
pivamornfis123

Jeśli Beckett i Castle się zejdą, to będzie koniec i tak średniej serii. Skończą marnie jak House i Cuddy. Ponieważ cała przyjemność polega na gonieniu króliczka... Po złapaniu scenarzyści po prostu nie wiedzą co z nim począć.

ocenił(a) serial na 7
Dziubla

To zależy. Przyjemność jest wątpliwa jeśli króliczek i goniący go złapią zadyszkę, a dzieję się tak jeśli wątek romantyczny jest przeciągany na siłę i pojawiają się sztuczne przeszkody na drodze do związku i coraz to nowi konkurenci/konkurentki, patrz Bones. Castle nie osiągnął jeszcze wg mnie granicy irytacji i niewiarygodności, ale w tym sezonie relacje Castle/Beckett powinny się posunąć do przodu. Nikt nie wymaga, żeby od razu był ślub i dziecko, ale jakieś wzajemne zdeklarowanie uczuć, może randka. Związek House'a i Cuddy był z góry skazany na porażkę przez scenarzystów więc nie dziwię się, że potoczył się tak bezpłciowo. Niemniej było kilka naprawdę fajnych odcinków.

ocenił(a) serial na 9
milkaway

zgadzam sie z milkaway ;) co do House i Cuddy jak i nadziei, że realcje na linii Castle, beckett się poprawią, dojdzie do deklaracji, ale spokojnie ;) mamy za sobą dopeiro 4 odcinek :P na pewno do końca sezonu ogarną temat :P

ocenił(a) serial na 10
milkaway

Zawsze można rozwiązać sprawę tak jak w White Collar między Nealem a Sarą. Zaiskrzyło, chwilę płonęło, ale potem zgasło ale nie całkiem bo coś się tam jeszcze tli.
Tu scenarzyści mogli by sprawę rozwiązać ponownie bo tak jak pisze Milkaway widzowie się znudzą patrzeniem jak myśliwy czatuje przed króliczą norą.
TAk na marginesie widzę Milkaway , że mamy podobny "kryminalny" gust :)

ocenił(a) serial na 7
Czokolino

Chyba tak. :)
Podałaś dobry przykład, nawet "zejście się" z poźniejszym ewentualnym zerwaniem na jakiś czas byłoby lepsze od tańca będą/nie będą razem przez x sezonów, z którego niewiele wynika.
Póki co na razie 4 czwarty sezon daje radę. Wczorajszy odcinek był bardzo dobry i wydaję mi się, że relacje Castle/Beckett posunęły się o krok do przodu. Kate wie co czuje do Ricka i przynajmniej psychologowi przyznaje się do swoich uczuć, a Castle już i tak zachowuje się jakby był zajety. ;)

użytkownik usunięty
Dziubla

Mnie się wydaje, że scenarzyści już nie wiedzą co począć z wątkiem Castle &Beckett. Miejmy nadzieję, że nie będą go ciągnąć jak kota za ogon, bo wyjdzie podobna chała jak w Bones, którego to serialu od trzeciej serii nie dało się oglądać bez zażenowania, tak był durnowaty. Przydałoby się jakieś radykalne i ostateczne rozwiązanie relacji pomiędzy dwójką głównych bohaterów, zanim ze średniego, ale nadającego się do oglądania kryminału zrobi się niestrawny melodramat.

po oglądnięciu wszystkich odcinków sezonu 4 pierwszy był najlepszy, reszta niczym sie nie rózni od poprzednich, oprócz tego że Kate jest świadoma uczuć Castle ( chociaż mysle ze zawsze wiedziala ze Rick coś do niej czuje) i na tym koniec, na razie nic nie wyjaśniło się w relacjach między nimi co juz widoczne było w poprzednich seriach i będą krążyć wokól siebie przez następne sześć sezonów ba albo gorzej moze sobie powiedzą, że sie kochaja w odcinku 5400 :) jeśli tak to ma wyglądać niech skończą na czwartej serii , że wyznają sobie miłość, idą do łozka, Kate nie informujac Castle wraca do sprawy zabójstwa matki, po czym znów snajper uderza i ginie myśląc o swym ukochanym Ricku.

barbarka5_2

Jak dorośniecie to wróćcie na to forum, bo może tego nie zauważacie, ale właśnie gdyby serial skupiał się GŁÓWNIE na wątku -Castle-Beckett to wtedy byśmy mieli melodramat, a tak mamy serial kryminalny i nie wszyscy muszą być tak zainteresowani wątkiem miłosnym. Ja o wiele bardziej lubię odcinki z dobrymi sprawami niż te skupiające się na Castle'u i Beckett. Więc nie pisz barbarko, że lepiej, żeby skończyli na tym sezonie, bo nie wszyscy mają taki gust jak ty, a dla mnie jeżeli chodzi o sprawy, to są one o wiele ciekawsze niż w poprzednim sezonie, pozdrawiam.

A mi pierwszy odcinek niezbyt się podobał z racji praktycznie nie istnienia konkretnej sprawy w nim, bo chyba nie liczymy tego maleństwa z jednym czy tam z dwójką podejrzanych...

Dało się obejrzeć bez zażenowania, jeśli ktoś nie oglądał tego serialu dla wątku miłosnego... Np. ja

Malcaria

A ja myśle, że trafiłaś nie na to forum co trzeba bo moja droga Malcario ten temat jest poświęcony relacjem Castle& Benett, a nie wątkom kryminalnym pojawiającym się w serialu.

użytkownik usunięty
Malcaria

Jeśli ktoś decyduje się oglądać serial kryminalny, to na pewno nie dlatego, że oczekuje w nim wątku melodramatycznego, pączkującego w tempie drożdży w wielkanocnej babie. Ja do takich właśnie osób należę. Owszem, zdaję sobie sprawę, że nie są to produkcje mające zamiar bycia kinem ambitnym, bo z założenia pełnią funkcję rozrywkową, tym niemniej dobrze, gdy trzymają przyzwoity poziom. A według mnie, warunkiem utrzymania tegoż poziomu jest zachowanie umiaru we wtrynianiu w fabułę sensacyjną wątków romansowych, tak gwoli zachowania podstawowych cech gatunku. I nie masz racji twierdząc, że da się śledzić samą intrygę kryminalną, pomijając „historię miłosną”, szczególnie, gdy tak jak w Bones, wysuwa się ona na pierwszy plan, a coraz bardziej absurdalne i z „czapy” wzięte pomysły zadań dla dzielnego wojaka z FBI & idiociejącej z odcinka na odcinek pani Kości, rozgrywają się w tle. Castle’a oglądam od czasu do czasu, na kolejne odcinki nie czekam z kalendarzem w ręku, ale dość go lubię. Uważam jednak, że jego koncepcja coś się zaczyna pomalutku realizatorom rozłazić i powinni szybko zadziałać, bo jeszcze parę odcinków i zrobi się z niego wyciskacz łez dla emerytów i gimnazjalistek.

Barbarka wybacz, do Twojego postu nie mam zbytnio zamiaru się ustosunkowywać, powiem tylko, że mylisz pojęcia forum/temat i nie potrafisz czytać ze zrozumieniem, przeczytaj mój post jeszcze raz i jak zrozumiesz o co mi chodziło to odpisz ponownie.

Co do Ciebie Tokio to zgodzę się, że w Kościach dużo spraw jest absurdalnych, absurdalnym wydaje się choćby fakt, że dziwnym trafem w Ameryce znajdują tak wiele ogołoconych z innych tkanek niż kostna ciał. Ja tylko mówię, że ja tego serialu nie oglądam dla relacji, tylko dla sfery kryminalnej, same sprawy miłostkowe wydają mi się tam naciągane i bezsensowne od czasu do czasu. Kości nie są moim ulubionym serialem, ale czasem dla zabicia nudy lubię postarać się rozwikłać jakąś zagadkę kryminalną i da się wtedy przymknąć oko lub nawet parę oczu na te wszystkie sceny pseudo miłości. I da się obejrzeć bez zażenowania całe 6 sezonów (co wyraziłam w swoim poście i napewno nie powiedziałam, że można zupełnie nie zwracać na to uwagi).

A co do drugiej części Twojej wypowiedzi odnośnie Castle'a to trochę Cię nie rozumiem, albo może inaczej odbieramy serial. Bo ja akurat zauważyłam, że w porównaniu do sezonu 3 a szczególnie jego drugiej połowy, w tym sezonie scenarzyści wrócili do schematu skupiania się na SPRAWACH, a nie na relacji Castle-Beckett i dlatego przecież głównie nic szczególnego się w ich relacjach nie dzieje. (Oczywiście wyjątkiem jest odc. I w którym sprawy prawie nie było, ale o tym już mówiłam). Dlatego nie wiem skąd ta obawa o transformację w wyciskacz łez. Można wiedzieć ile odcinków z tego sezonu obejrzałaś? Twoja wypowiedź pasowałaby moim zdaniem tylko do odcinka pierwszego tego sezonu, oglądając go i ja miałam obawy, że twórcy pójdą w tym kierunku, ale teraz widzę, że jest inaczej.

Poza tym nie bardzo wiem jakie jest zdanie na ten temat, chcesz aby relacje Castle Beckett się rozwinęły, czy żeby jeszcze bardziej zeszły na drugi plan?

użytkownik usunięty
Malcaria

Nie będę się spierać, jeśli idzie o zawartość uczuć Kastla & Beketówny w aktualnym Castle’u, bo prawdopodobnie masz rację. Trzecią serię obejrzałam po łebkach między innymi z powodu nieznośnie gęstniejących oparów testosteronu. Nie bardzo też mogłam strawić landrynkowe relacje na liniach tatuś – nastoletnia córeczka dysponująca mądrością życiową godną własnej babci i synek - mamusiababcia o mentalności nastolatki. Znudziłam się ździebko, więc się przerzuciłam na, nomen omen, Mentalistę. To, co się ostatecznie wykluje pomiędzy dwójką głównych bohaterów jest mi w zasadzie obojętne. Ciekawi mnie jedynie, czy scenarzyści są nas w stanie zaskoczyć wymyślając jakieś oryginalne, niebanalne, nieprzewidywalne zakończenie niespełnionych amorów. A wziąwszy pod uwagę, że twórcy amerykańskich seriali z zasady klonują już wypraktykowane przez konkurencję schematy, nie będzie to łatwe.

hmm myślę, że Mentalista Cię zadowoli bo tam nie znajdziesz takiego wątku miłosnego jak w Castle'u ;). Za to ja w Mentaliście nie znajduję ciekawych spraw i oglądam go chyba tylko ze względu na moje zaciekawienie rozwojem sprawy głównej.

". A wziąwszy pod uwagę, że twórcy amerykańskich seriali z zasady klonują już wypraktykowane przez konkurencję schematy, nie będzie to łatwe."
Ok, a możesz mi podać szablon takiego zakończenia? Bo aktualnie nie mogę przypomnieć sobie serialu o takim schemacie który zakończyłby się naturalnie (tzn. nie przez przedwczesne zdjęcie z anteny)

PS. Tak zbaczając z tematu, to jakie znaczenie ma "Nomen Omen" w Twoim poście, bo mi wydaje się trochę bezsensowne, ale może poszerzysz moje horyzonty. ;) No chyba, że wyznajesz zasadę quidquid latine dictum sit, altum videtur ;). Bez urazy.

użytkownik usunięty
Malcaria

"jakie znaczenie ma "Nomen Omen" w Twoim poście, bo mi wydaje się trochę bezsensowne, ale może poszerzysz moje horyzonty."

Bardzo proszę. Wystarczy załapać kontekst czytając ze zrozumieniem zdanie poprzedzające. Na wszelki wypadek zacytuję, bo możesz się znowu zgubić:"(...)babcia o mentalności nastolatki. (...)więc się przerzuciłam na, nomen omen, Mentalistę."
Teraz gratis w ramach poszerzania horyzontów: zwrot "nomen omen" pisze się małą literą, bo nie znaczy on Kubuś Puchatek. Jest powszechnie zrozumiały i równie powszechnie używany, jako że nie ma odpowiednika polskiego. Twoja złośliwość jest wiec, niestety, taka z czapy bardziej. Ale jeśli dzięki niej podniosłaś sobie poziom samooceny, to niech ci będzie na zdrowie.

Nie trzeba się specjalnie wysilać, ani być szczególnym znawcą kinematografii amerykańskiej w wydaniu dla mas, żeby zauważyć schematyczność fabuł i zakończeń. Jeśli tylko nie nie mamy do czynienia z adaptacją tragedii Szekspira (uprzedzając kolejne, potencjalne nieporozumienie zaznaczam od razu - to IRONIA), to finał jest z reguły mniej lub bardziej udaną wariacją na temat "Żyli długo i szczęśliwie, czyli złóż głowę na mym ramieniu, a ja cię utulę. Oklaski."
Wystarczy przyjrzeć się wspomnianym w tym poście trzem produkcjom: Castle, Bones, Mentalista, żeby bez trudu zauważyć powtarzalność zasadniczych elementów fabuły. Postacie: Detektyw (seriale sensacyjne, więc to oczywiste) przystojny - urodziwa, wybitny(-a) w swojej specjalności. "Pomocnik" detektywa, osoba spoza branży policyjnej - geniusz lub prawie-geniusz dysponujący nieprzebraną wiedzą i taką błyskotliwością umysłu, że gdyby się dała przetworzyć w energię elektryczną, można by nią zasilić cały zmechanizowany sprzęt AGD w wypasionej kuchni. Dramat osobisty jednej z głównej postaci - zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach członek rodziny, dążenie do odkrycia winowajcy przewija się przez odcinki aż do skutku. Obowiązkowe "iskrzenie" pomiędzy głównymi bohaterami, obowiązkowo cierpiącymi na syndrom żurawia i czapli, co znacznie wydłuża ich "drogę ku szczęściu", obowiązkowe rozterki, niedomówienia, dylematy, uczucia skrywane tak głęboko, że nawet oglądający brailem zauważają je już w pierwszym odcinku - to również IRONIA. (Jedynie w Mentaliście reżyserowi udało się uniknąć pokusy rozkochania w sobie Patryka i Tereski, ale jestem pełna najgorszych przeczuć, co do kolejnych sezonów.) Na deser nieuchwytny, seryjny morderca jeden lub w paru wersjach, za którym od czasu do czasu ugania się cała ekipa, a widzom skacze adrenalina. (Przetłumaczyć na dowód, że wiem, co piszę? Dobra! Wydaje mi się, że adrenalina po polsku znaczy mniej więcej: z podniecenia mało szlag człowieka nie trafia. A może się jednak mylę? Mylę się! Adrenalina to przecież imię mojego kota!)
Twórcy tych i podobnych seriali, nie mają specjalnie wielu możliwości, jeśli chodzi o ich zakończenie. Na odstrzelenie któregokolwiek z bohaterów nie mogą sobie pozwolić, bo mus na kolejnych sezonach tłuc kasę tak długo jak się da, wprowadzenie do akcji alternatywnego obiektu zainteresowania odpada, bo fani by ich zabili Twitterem i zakopali na Facebooku. Dlatego właśnie jestem ciekawa, czy finał Castle'a także będzie standardowy, czy może jednak scenarzyście uda się błysnąć inwencją.

Lubię wymianę zdań, byle coś z niej wynikało. Słowna przepychanka i inne uszczypliwości bawią mnie jednorazowo, na dłuższą metę są nudne, więc w tym wątku z mojej strony EOT. Bez urazy. Oczywiście.

Twój wywód na temat podobieństw między Mentalistą, Kośćmi i Castlem nic nie wnosi do naszej rozmowy, bo ja napisałam: "Ok, a możesz mi podać szablon takiego zakończenia? Bo aktualnie nie mogę przypomnieć sobie serialu o takim schemacie który zakończyłby się naturalnie (tzn. nie przez przedwczesne zdjęcie z anteny)" a Twoja wypowiedź w żaden sposób nie jest odpowiedzią na moją, po prostu nie potrafisz, albo nie chcesz podać nazwy serialu, który skończyłby się według WIDOCZNIE wyimaginowanego przez Ciebie schematu. (Schemat nie może istnieć, jeśli jeszcze nikt z niego nie skorzystał, wybacz). A o tym, że seriale kryminalne są schematyczne - wiem. Więc równie dobrze mogę Ci zaraz tutaj wyłożyć działanie prawa otwartej sylaby, co miało by równie ogromny wpływ na dyskusję.

"że nawet oglądający brailem zauważają je już w pierwszym odcinku - to również IRONIA." Wcale nie zabawna, nie mówię tu o tym, że ironia ma być zabawna, ale ironia dotykająca osób niepełnosprawnych nie jest najlepszym przejawem taktowności.

"Na deser nieuchwytny, seryjny morderca jeden lub w paru wersjach, za którym od czasu do czasu ugania się cała ekipa, a widzom skacze adrenalina. (Przetłumaczyć na dowód, że wiem, co piszę? Dobra! Wydaje mi się, że adrenalina po polsku znaczy mniej więcej: z podniecenia mało szlag człowieka nie trafia. A może się jednak mylę? Mylę się! Adrenalina to przecież imię mojego kota!) "

A to, to niby czym ma być? Bo nie sądzę, żeby wnosiło coś do dyskusji.

"Dlatego właśnie jestem ciekawa, czy finał Castle'a także będzie standardowy, czy może jednak scenarzyście uda się błysnąć inwencją. " Jednakże wciąż nie powiedziałaś w jakich serialach zauważyłaś owo standardowe zakończenie hmm..

A co do "Nomen Omen", to wybacz, nie pomyślałam, że nawiązujesz do poprzedniego zdania, po prostu z konstrukcji zdania w którym użyłaś zwrotu" Znudziłam się ździebko, więc się przerzuciłam na, nomen omen, Mentalistę. " wynikało bardziej jakby nomen omen miało mieć związek z Twoim ZNUDZENIEM. Może przeczytanie własnej wypowiedzi przed opublikowaniem by tu pomogło. Co do "powszechnej" znajomości znaczenia tego zwrotu, to chyba Cię zdziwię, ale większość osób używa go jako zamiennik notabene.

Co do Kubusia Puchatka, DZIĘKI! Jesteś moją zbawczynią! faktycznie myślałam, że Nomen Omen to imię, jakbyś chciała to w ramach odwdzięczenia wyjaśnię Ci znaczenie trudnego słowa jakim jest literówka!

Co do EOT, to wybacz, ale nie zauważyłam, żeby nasza dyskusja trwała latami, moim zamiarem nie było urażenie Ciebie, ale masz prawo do własnej interpretacji. A niezdolność do przyjęcia krytyki swoich słów jest raczej wadą (Wyjaśniam: chodzi mi o to, że nie oczekujesz na ripostę/sprostowanie/inne argumenty, po prostu odwracasz się do rozmówcy plecami, a to brak kultury, no chyba, że źle rozumiem Twój skrót EOT), czyż skracanie czegokolwiek nie jest ostatnio zbyt popularne? CJAMJN?