Właśnie obejrzałam odcinek w którym zmarł Derek i powiem że jestem niesamowicie zniesmaczona. Scenarzystka zdecydowanie przesadza z zabijaniem swoich postaci. Mogła wysłać Sheparda do Waszyngtonu i urwać wątek a nie od razu zabijać.
Dodatkowo katastrofy przekroczyły chyba jakąś normę głupoty. Trzęsienia ziemi, katastrofy lotnicze, strzelaniny, bomby itd. Niecierpliwie czekam na jakieś tornado czy coś w tym stylu.
Początkowe sezony były bardziej wiarygodne i ciekawsze.
No i gdzie się podziały te słynne piosenki w trakcie odcinków? Zawsze w tle leciały jakieś fajne melodie, a teraz wrzucą jakiś cover i tyle.
Powinni zakończyć ten serial na 11 sezonie i jakimś przeskoku o kilka lat gdzie wszyscy są starzy, siwi i szczęśliwi, a dzieci MerDer stają się stażystami na chirurgii.
Pomimo iż lubię Chirurgów to miło by było zobaczyć w końcu jakieś szczęśliwe zakończenie...
Ja właśnie skończyłam oglądać 11 sezon i jakoś zastanawiam się czy dalej warto.
April przyszła dość późno ale z czasem ją polubiłam, a teraz scenarzystka chyba ma zamiar ją wywalić...
Zdecydowanie brakuje postaci, które są singlami więc jakby na siłę relacje bywalców się psują i znów zaczynają jakieś romanse i zdrady.
Wiem że w serialu musi się coś dziać, ale ciągłe rozbijanie fajnych par jest smutne do oglądania i dość męczące.
Brakuje mi siły napędowej jaką dawały stałe postacie z długim stażem. Jakiejś nadziei na to że coś jeszcze trzyma się kupy.
Rozstanie Arizony i Callie to już w ogóle przemilczę bo one jeszcze jakoś się trzymały, ale trzeba było przedłużać odcinki kłótniami i fochami więc rozwód i już. Znów szukanie nowych partnerów ehhh...