1/3 sezonu za nami, Shonda postanowiła pokazać coś innego; w tym odcinku mamy tylko 4 bohaterów: Meredith, Hunta, Webbera i Edwards. Cały odcinek operują jednego pacjenta, mogłoby się wydawać - będzie nudno, ale nie. Przypomina mi się od razu odcinek z musicalem i to właśnie odróżnia ten serial od innych - Shonda nie pozwala się nudzić. I nawet jest coś dla fanów MerDer - możemy zobaczyć na chwilę Dereka na końcu odcinka ze swoim firmowym uśmiechem :). Jak wam się podobało?
Niestety, ale taki motyw w ogóle nie przypadł mi do gustu. Dla mnie ten odcinek jest trochę wymuszony i jak gdzieś przeczytałam taki zapychacz "żeby na koniec sezonu ilość odcinków się zgadzała". No, ale wszystko kwestia gustu i tyle.
Mam trochę mieszane uczucia co do tego odcinka ... sama nie wie co o nim sądzić ...kurcze to wracanie do tych wspomnień z Elis już mi się trochę znudziło.
A co do MerDer to bardzo mi tego brakuje. :(
Postać Amelii jest taka przewidywalna, że jej wątki już omijam.
Praktycznie cały odcinek przewinęłam. Beznadzieja. Kiedyś był jeszcze taki jeden denny epizod, jak Meredith się topiła. Jestem wkurzona na Rhondę, zapychacz i nic więcej.
Mi się podobał i mnie zrelaksował :) Co prawda nie działo się wiele, ale muszę się przyznać, że dwa razy uroniłam łezkę. Chociaż na tym serialu często ryczałam lecz widok wspomnienia Dereka, czy jego widok... wywołuje u mnie rozpacz.