(moja opinia, wiem, że oczywiste, ale zaraz mi ktoś zrobi wyrzut, że mój gust się myli ;)
Najpierw zalety.
- fajnie, że w ogóle 5 sezon się pojawił, zawsze to alternatywa dla Big Bang Theory (dla mnie)
- jest lepiej niż w 4 sezonie, kilka epizodów trzyma poziom, można się trochę pośmiać
- Jest D&D jest zabawa
- Następca Pierca, jest ok, ma swoje momenty
- Alison Brie :)
Wady.
- wciąż gorszy niż sezony 1-3, w których mimo iż absurd lał się z ekranu, dodawał tylko odcinkom
uroku i nadawał Community własną tożsamość. Tutaj, podobnie jak w sezonie 4 granica została
przekroczona, jak np. w odcinku o aplikacji społecznościowej.
- postacie, które były "jakieś", teraz zostały karykaturalnie przerysowane. Zwłaszcza Shirley, która
wyrasta na nowego "Changa" serialu. W ogóle przyjaciele, którzy przeżyli razem tyle przygód, niedoli
i spędzili ze sobą tyle czasu, są do siebie wrogo nastawieni z byle dziecinnego powodu.
- Sam sezon, jest chyba odrobinę poważniejszy, stara się wyśmiewać to i owo, ale moim zdaniem
robi to strasznie nieudolnie. O ile w pierwszych 3 sezonach, śmiałem się jak najęty oglądając
praktycznie każdy odcinek, w obecnym 5 zaśmiałem się trzy razy. Zapamiętałem, bo niewielka to
liczba, o wiele częściej czułem nudę i zażenowanie niektórymi scenami i dialogami.
- jeszcze zdanie o głównych bohaterach. Nie wiem dlaczego, ale scenariusze niektórych epizodów,
mają chyba na celu obrzydzenie i znienawidzenie przez nas tych postaci. Pierwszy raz miałem dość
Abeda. Shirley, Britta są tak okropnie irytujące. Jak pisałem wyżej, przerysowanie postaci się kłania.
Mają tylko jeden wzór postępowania we wszystkich sytuacjach. Britta - anarchistka, Shirley -
wypominająca katoliczka. Tak wiem, było to wcześniej, ale tutaj absurd przekroczył wszelkie granice.
Nie będę już więcej narzekał, jak pisałem, jest lepiej niż w ostatnim sezonie i mam nadzieję, na coraz
lepsze epizody.
Podsumowując not cool, not cool, not cool.
W sumie mam w większości chyba inne odczucia.. nawet nie chyba, a na pewno xP Ale Alison Brie zawsze na plus <3
Dla mnie kolejnym minusem jest jak Dan Harmon usilnie chce na nowo wpleść wątek Jeff/Britta. Para jest, była i będzie tragiczna, zero chemii, Jeff dawno temu o niej zapomniał, a tu nagle mu się Britta podoba. Dużo więcej chemii jest między Jeffem i Annie, poza tym ciągnie ich do siebie bez przerwy od pierwszego sezonu, setki scen w których praktycznie wyznawali sobie miłość, a oni tu wpychają na nic Brittę. Dan, you britta'd it.
"Dla mnie kolejnym minusem jest jak Dan Harmon usilnie chce na nowo wpleść wątek Jeff/Britta. Para jest, była i będzie tragiczna, zero chemii, Jeff dawno temu o niej zapomniał, a tu nagle mu się Britta podoba."
Jeff i Britta zawsze tak byli przedstawiani - fakt, w pierwszej połowie pierwszego sezonu wyglądało na coś więcej, ale później zmieniono koncepcję i stali się wolnymi strzelcami; jak chcą poużywać, to poużywają ze sobą. Tak więc tutaj jak jest, tak dalej jest.
A co do 'chemii' pomiędzy Jeffem i Annie - i tak wolę ten pairing więc Jeff x Britta mi powiewa xP