PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=799827}

Czarnobyl

Chernobyl
2019
8,8 248 tys. ocen
8,8 10 1 247742
8,7 74 krytyków
Czarnobyl
powrót do forum serialu Czarnobyl

Chciałbym tutaj przyjrzeć się jednej rzeczy, która może niektórym widzom umknąć. Warto zwrócić uwagę na interesujące przedstawienie relacji pomiędzy trzema kluczowymi osobami, które ostatecznie zostały oskarżone o spowodowanie katastrofy i stanęły przed sądem. Mam na myśli rozgrywki pomiędzy trzema nastepującymi bohaterami serialu:

1) Briuchanowem - dyrektorem elektrowni. Człowiekiem władczym i bez skrupułów.
2) Fominem - naczelnym inżynierem. Wyjątkowo uległym wobec Briuchanowa.
3) Diatłowem - zastępcą naczelnego inżyniera w blokach 3 i 4. Pragnącym awansu, starającym się zawsze grać dla swojej korzyści.


Kilka scen:

ODCINEK 1
W środku nocy u Briuchanowa dzwoni telefon. Na pytanie: czy budzić Fomina, odpowiada: "Oczywiście, że tak. Jak ja wstaję, to on też". Tymczasem Fomin już od początku ma w głowie jeden priorytet: zadbać o zrzucenie z siebie odpowiedzialności. Briuchanow w scenie przejścia do podziemnego schronu wymownie ignoruje podwładnego.

Diatłow od początku uspokaja przełożonych i twierdzi, że "sytuacja jest pod kontrolą". Fomin, w celu zrobienia wrażenia na Briuchanowie, mówi: "wcale nie wygląda na taką". Na co Briuchanow reaguje w swoim stylu i bezpardonowo każe Fominowi zamilknąć. Z wyrzutem wobec swoich podwładnych Briuchanow oświadcza, że musi powiadomić KC o pożarze w JEGO elektrowni. Diatłow uspokajająco zapewnia, iż nikt nie będzie obwiniał Briuchanowa. Na co Briuchanow odrzeka, że naturalnie nie może być odpowiedzialny, bo podczas wypadku... spał w domu. U Diatłowa i Fomina widać autentyczny strach i zrzucanie na siebie nawzajem (albo na dowolne inne osoby) odpowiedzialności. I to wcale nie strach, że elektrownia może wybuchnąć. To jest strach o własną karierę zawodową.

Warto zwrócić uwagę, jak przedstawiono zachowania Briuchanowa i Fomina podczas posiedzenia komitetu prypeckiego w podziemnym schronie. Fomin jest uległy i przymilający się, chętnie wyśmiewa niewygodne opinie, ślepo podpiera się z pozoru żelazną logiką, która jest jednak oparta na błędnych założeniach. Briuchanow uparcie bagatelizuje problem.


ODCINEK 2
Briuchanow z Fominem w samochodzie podczas oczekiwania na przylot gości z Moskwy zastanawiają się, jak przed nimi wypaść najlepiej. Briuchanow jest przekonany, że łatwo uda się udobruchać ważnego aparatczyka Szczerbinę. Przy pierwszej sposobności Briuchanow przekazuje Szczerbinie uprzednio przygotowaną listę winnych wypadku.

Chwilę później Briuchanow i Fomin wykazują groteskową wręcz uległość wobec Szczerbiny. Fomin po odesłaniu z posterunku (czyt. po nieformalnym aresztowaniu) zdąży jeszcze rozpaczliwie krzyknąć, że "to Diatłow jest za to odpowiedzialny".


ODCINEK 5
(scena będąca preludium do wydarzeń z odcinka pierwszego)
Fomin przewiduje w niedalekiej przyszłości objęcie stanowiska po Briuchanowie. Tak prowadzi rozmowę z Diatłowem, aby ten ostatni zaczął zabiegać o jego względy. Chwilę później Briuchanow ujawnia wcześniej nieznane komplikacje związane z zaplanowanym testem.
Kiedy Fomin próbuje odpowiedzieć, Briuchanow rzuca obcesowo w jego stronę: "nie pytam ciebie".
Diatłow podejmuje się gigantycznego ryzyka przeprowadzenia testu TYLKO w celu zdobycia przychylności Briuchanowa. Na zakończenie tej znakomitej sceny gabinetowej Fomin dosłownie przymierza się do przejęcia stanowiska swojego przełożonego.


U całej trójki dominuje zadziwiający automatyzm w zrzucaniu z siebie odpowiedzialności. Diatłow i Briuchanow wobec podwładnych mówią o reaktorze per "MÓJ reaktor". Wobec przełożonych za to obowiązuje u nich konsekwentna zasada: "to nie ja, to mój PODWŁADNY JEST WINNY".

Scen z udziałem tej trójki w serialu nie było dużo, ale wszystkie okazały się jakże treściwe i bogate w podteksty (werbalne i niewerbalne). Oceniam to jako świetną robotę scenarzystów, dialogi między tą trójką są skonstruowane doprawdy nieprzeciętnie. Aktorsko zagrane jest to znakomicie:
Con O'Neill (jako Briuchanow) ze swoim unikalnym głosem i charakterystyczną fryzurą.
Paul Ritter (jako Diatłow) emanujący ekstremalnym poziomem arogancji w pomieszczeniu kontrolnym elektrowni.
Adrian Rawlins (jako Fomin), który w imponujący sposób (przecież jako rodowity Anglik) był w stanie wcielić się w rolę klasycznego radzieckiego karierowicza. Naprawdę warto obejrzeć dokładnie sceny z tym bohaterem i przyjrzeć się jego manierom, zachowaniom w tle poszczególnych ujęć.

Autorzy serialu pierwszorzędnie zobrazowali patologie działające w takich hierarchicznych strukturach. Niestety, wniosek jest bardzo smutny. Takie standardy to nie tylko Czarnobyl 30 lat temu. Tak jest prawie wszędzie po dziś dzień. Takie podszyte fałszem gierki o utorowanie własnej kariery stanowią codzienność w urzędach, w strukturach politycznych czy w nowoczesnych korporacjach.

Całe szczęście, że prawie nigdy na drugiej szali takich brudnych rozgrywek nie leży zdrowie i życie milionów ludzi, jak to miało miejsce w 1986 roku w tej pechowej elektrowni nuklearnej nieopodal Kijowa.

ocenił(a) serial na 9
urorno

Scenariuszowo i filmowo relacje służbowe są faktycznie nieźle zbudowane. Jednak jak na "true story" według mnie są zbyt schematyczne i sprowadzone do typowego stereotypu.
"Za komuny" szef to oczywiście jakiś niekompetentny i wredny buc, a skoro jest taki ważny, to musi być w pakiecie jeszcze lizus-przydupas, którym ów szef pomiata i gardzi, bo tak pasuje scenarzyście do utartego schematu.
Już gdzieś tu wspominałam, że Briuchanow nie był w ogóle taki jak jak jego odwzorowanie w serialu, we wszystkich relacjach jest przedstawiony jako rozsądny, cierpliwy szef, który po prostu w sytuacji kryzysowej przez brak odpowiedniego charakteru i charyzmy nie udźwignął ogromu odpowiedzialności, jaka na niego spadła. Natomiast nigdy nie odżegnywał się od tej odpowiedzialności czy swojej winy, ani na początku, ani już w procesie, gdzie w sumie w ogóle się nie bronił. Nie wiem jak z tymi pozostałymi dwoma ale być może podobnie fałszywie są przedstawieni.
Według mnie lepsze byłoby pokazanie prawdy czyli dyrektora jako postaci pozytywnej (poniekąd tragicznej), który próbując odpowiednio reagować na kryzys zetknął się z oporem swoich zwierzchników i nie poradził sobie z nim, po czym jeszcze został bardzo surowo ukarany dla przykładu. To też dałoby się fajnie napisać a przynajmniej zachowano by minimum szacunku wobec postaci historycznej (zresztą jeszcze żyjącego człowieka).

Co do fajnych relacji "hierarchicznych" to myślę, że bardzo dobrze wypadło pokazanie patologicznej wręcz zależności na linii sędzia-prokurator (pod zamyślonymi nazwiskami - niezbyt kumam ten zabieg, może ma podkreślać, że te sceny są fikcyjne).
Autorytarny, groźny, umundurowany prokurator steruje całym procesem, tak niby nieoficjalnie, ale ewidentnie, a potulny sędzia grzecznie reaguje na wszelkie wskazówki. Świetne były te milczące gesty i spojrzenia dyktujące decyzje nawet w błahych sprawach (typu: dawaj teraz przerwę!). Wyszło im to elegancko

urorno

Świetnie tu opisałeś wątek, który, choć słabo wyeksponowany, jest jednym z moich ulubionych w całym serialu. Przy którymś z kolei seansie nie jestem w stanie ukryć ironicznego uśmiechu przy tych scenach. Szczególnie przy tej z "przygotowaliśmy listę osób odpowiedzialnych za katastrofę". Taką mam pracę, że znam je z autopsji aż za dobrze. Uwielbiam obserwować tego typu relacje pomiędzy ludźmi i rozgrywki, w których każdy myśli wyłącznie o własnej karierze albo - gdy coś pójdzie nie tak - o własnych czterech literach. Oczywiście, kiedy mnie bezpośrednio nie dotyczą. Bo w sumie nie ma nic śmiesznego w tym, że autorem sukcesu jest zawsze szef, ale jak nie daj Boże coś się schrzani, to "reaktor" już nie jest jego, tyko podwładnego.