po przelocie po połowie,
gdyby nie te niepotrzebne wizualizacje byłoby wręcz idealnie.
(ale naprawdę) (no ya yebe) (jaki jest sens wizualizacji przedstawiającej plecy osoby idącej?) (do tego - w zwolnionym tempie?) (no ya yebe) (wizualizowanie na gadającej głowie bezcześci twoją fantazję i upokarza moją wyobraźnię)
anyway,
horror współczesności:
szare strefy, lewe faktury, dotacje na słupy, budowanie fikcyjnych tożsamości.
piachem w tryby maszyny against gravity,
wywracanie porządków rzeczy.
białego łabędzia goni czarny łabędź, z czym ci się to kojarzy?
maskujący kapitały bandyci zastójkowani wjeżdżają z kołnierzykami calusieńkimi na biało, a biel jest ponad śnieg.
ale że nie zjeżdżają na zawały przed czterdziestkami przy zapier dolce za dolce (przewalutowane na duńską koronę) tak stresogehennej to doprawdy niepojęte.
solidna szpryca czystej adrenaliny o cechach demaskatorskich.
(i weż tu weź kredyt na domek szkieletowy bez psychicznych obciążeń)
a to zaledwie niewielki, wystający ponad taflę wody czubeczek wielkiego, podwodnego wulkanu.
w podziemnych nurtach tej opowieści kryją się labirynty - odzwierciedlające nerwostan chaosu skomplikowane sieci, pajęczyny, rusztowania wielopasmowych infostrad o niezmierzonych wprost poziomach wtajemniczenia.
deprogramowanie wirtualnego świata wyrzucające przeciętną ludzką percepcję poza próg zrozumienia.
i to jest właśnie najstraszniejsze w całym tym zamęcie - podprogowo pasożytujący obcy rekin finansjery, którego nigdy nie zobaczymy.