Wiecie co. Gdy obejrzałam pierwszy odcinek pierwszego sezonu,skończyło się na tym,że dwa sezony obejrzałam w 3 dni... Po 4 sezonie nie mogłam wytrzymać...Przestałam oglądać True Blood,ale z sentymentu wróciłam tydzień temu. O ile 5 sezon jeszcze jako tako przeżyłam to ten 6 to normalnie przewijałam. Co oni porobili z tymi postaciami?? Eric teraz dla mnie to pussy, Tara znienawidziła Sookie za to,że dzięki niej żyje, a jak na końcu 6 sezonu naćpała się krwią Billa to nagle "ooo Sokkie, I love You" (żygam!). A najgorsze było rodzenie 4 wróżek na stole bilardowym, normalnie ściszyłam tv bo myślałam,że nie wytrzymam tego!!! Szkoda w ogóle gadać. Jedyna osobą, dzięki której się uśmiechnę jest Lafayette. Ten pozostał taki sam.. Ciągną te watki bezsensu. W ogóle jak to się stało,że Merlotte taki zakochany w Lunie nagle bzyką jakąś gówniarę i ma z nią dziecko??? Masakra..... Skończyłam dzisiaj 10 odcinek 6 sezonu. Cieszę się,że to już koniec, bo producenci mnie naprawdę mnie zawiedli. Mam nadzieje, że fajnie pozamykają wątki, a Sookie wróci do Billa :).