Wow, to było coś. Po tym zakończeniu obniżyłam całemu serialowi ocenę o 1. Gdyby cały odcinek był w takim tempie jak ostatnie 5 minut to byłoby super, ale to był chyba najbardziej przegadany odcinek w całym serialu. Odcinek 62 minuty, z czego mamy ślub, rozterki Sookie, gadanie z pastorem, zabicie Billa, płacz Sookie, akcja właściwa. Nie podobało mi się, za mało Erica i Pam. Fajnie, że spełniły się życzenia niektórych i Eric przejął produkcję New Blood, ale to za mało. Odcinek kończy się w momencie kiedy Eric siedzi sam na tronie. U niego właściwie nic się nie zmieniło, nadal jest sam, siedzi na tronie, panuje i jego życie nie ma sensu. Wiem, że zrobili to specjalnie, ale taka postać jak Eric zasługuje na lepsze zakończenie. Wolałabym żeby pokazali jakąś scenę Pam-Eric, która świadczyłaby o tym, że między nimi nie jest tylko zimna współpraca. Dobrze, że zabili Billa, ale te całe cyrki mnie drażniły. Nie mógł po prostu umrzeć jak Nora? Przez chwilę już myślałam, że on zostanie człowiekiem skoro Sookie słyszy jego myśli. Na szczęście nie. Podobało mi się zakończenie, szczęśliwe rodzinki, Sookie w ciąży. Super, że nie pokazali twarzy jej faceta i że nie jest to ktoś, kogo znamy. To wyszło im dobrze. Generalnie odcinek bardzo mnie znudził, momentami przewijałam. Jestem rozczarowana zakończeniem dla Erica, paplaniem, poświęceniem pół odcinka na ślub, wywaleniem Willi (ona mogła mieć jakiś lepszy wątek w tym sezonie). Uwielbiałam ten serial, ale ostatni sezon nie był potrzebny.