Przyznam że wsiadłem na początku do tego hype-trainu i oglądałem z zaciekawieniem mówiąc sobie ..."spokojnie zaraz się rozkręci...". I co? I nic. Śmierć w Wenecji. Widać że twórcy nie mają za bardzo pomysłu w którą stronę iść... Mamy trochę dramatu sądowego , ale niezbyt udolnego. Mamy trochę political fiction z chaotycznymi rozbitymi wątkami... Mamy w końcu kino superbohaterskie, ale tutaj też nic nie wybrzmiewa. Głównego bohatera w akcji oglądamy raptem kilka minut na cały odcinek. I najpoważniejszy zarzut - scenariusz - dziurawy jak zakopianka po sezonie. Jak to jest że w tak dużym mieście jak NY Fisk nie może znaleźć terapeutki, która nie była by powiązana Murdockiem... Muse nie może znaleźć inspiracji która by z Murdockiem nie spała... A Pani psycholog obcując z psychopatą, który podcina jej żyły nie próbuje wrzeszczeć o pomoc tylko piszczy jak miki Mouse. Przyjeżdża policja na sygnałach (pewnie żeby nie spłoszyć Muse'a) i przez kwadrans(!) próbują dostać się do budynku... Scena walki z Musem - nagle Daredevil odpuszcza tak aby Muse zdążył chwycić za ńóż i zagrozić Miki Mouse żeby efektownie go można było wykończyć... I na koniec brak konsekwencji - raz Murdock słyszy absolutnie wszystko niespecjalnie się koncentrując (nawet rozmowę telefoniczną na zewnątrz budynku podczas gdy on sam z kimś rozmawia), potem przeszukując kryjówkę Muse'a nie słyszy wracającego gliniarza... Podobnych nieścisłości moge jeszcze sporo więcej wymienić. No i Frank Castle ... po co? Brak pomysłu, konsekwencji jazda na nostalgii. Obejrzę sezon do końca ale potem chyba odpuszczę. Mocno zawyżone oceny.