Odnoszę wrażenie, że wątki Białego Tygrysa i Muzy można było streścić do 2 odcinków. Analogicznie "transformację" Fiska. Wszyscy wiemy, że tak będzie, ale z jakiegoś powodu dopiero w ostatnim odcinku pokazuje pazura. A mogli spokojnie zmieścić to w 4 odcinkach, a w pozostałych pokazać już coś więcej, zamiast niepotrzebnie rozciągać.

Mam deja vu, bo odnoszę wrażenie, że wątek Daredevila, który użala się nad tym, że "wpuścił do serca zbyt wiele mroku" już był i to nie raz. I po raz kolejny dochodzi do tych samych wniosków, a ja po raz kolejny mam wrażenie, że patrzę na Batmana, który nie zabije Jokera, tylko wsadzi go do pierdla po raz 2137, po zabiciu kolejnych setek osób. Wisienką na tym fatalnym torcie jest uratowanie Fiska przez Daredevila, którego twórcy nawet nie próbowali tłumaczyć, ot Matt sam nie wie, no proszę was, naprawdę nie potrafiliście wykminić czegoś lepszego?

Dobrze, że chociaż Frank trzyma formę. Tu też mam problem, było go zdecydowanie za mało, choć to akurat bardzo personalne odczucie - oryginalnego Daredevila obejrzałem dla Punishera i do tego serialu również dałem się przekonać jego powrotem. Liczę na osobny serial o nim.

Jeszcze sprawa świata przedstawionego - głupio to wygląda, że byle burmistrz zdaje się mieć tyle władzy, jakby Nowy York był osobnym krajem. No, ale to Marvel, kino superbohaterskie, chyba po prostu tak tam wyglądają sprawy... W każdym razie jakoś bardziej to kupowałem. kiedy całość działa się w podziemiu, ciemnych zaułkach i w grupach przestępczych.

Mimo tego wszystkiego czekam na kontynuację, a jakby inni bohaterowie Netflixowego Marvela wrócili, to też bym się nie pogniewał.