Adwokat zdradza przed sądem, że oskarżony jest białym tygrysem, a sąd i reszta wierzy bez dowodu? Naprawdę? Czy to tylko takie komiksowe uproszczenie? Ogólnie kiepskie przedstawienie rozprawy, przewidywalna.
Pokazanie maski White Tiger'a znalezionej w jego mieszkaniu, nagrań z monitoringu i przyznanie się przez oskarżonego do bycia White Tigerem to brak dowodów?
Maskę można podłożyć, a przyznać można się do wszystkiego. Rozumiem, że monitoring pokazywał jak sie przebiera i potem dokonuje wybawienia ofiar?
Ile razy, często i w prawdziwym życiu, w sądach skazuje się osoby za samo przyznanie się do winy? Czy przypadkiem nie jest to jedna z najczęściej poruszanych kwestii w filmach/serialach prawniczych? Dlaczego za przyznanie się do bycia White Tigerem sąd miałby orzec: "Nie, on nie może być White Tigerem boooo... ". Przypomnę też, że maskę znalazła POLICJA w jego domu.
Stwórzmy taki scenariusz:
Jakiś facet włamuje się do sklepu. Na nagraniach monitoringu widać jego bardzo specyficzną maskę. W jego mieszkaniu policja znajduje łom, którym się włamał, dokładnie taką samą maskę oraz ubrania, które wtedy nosił. Mężczyzna przyznaje się do winy.
Według ciebie to za mało dowodów, żeby go skazać. Każdy człowiek bez problemu połączył by kropki i skazał go za jego czyny.