Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że jest co raz gorzej? Że zamiast słodkiej opowieści z dzieciństwa na dobranoc mamy telenowele, która staje się nudna i przewidywalna?
Już 1. sezon pokazał nam, że to nie będzie słodka opowieść z dzieciństwa na dobranoc, więc omawianie tego tematu nie ma sensu w połowie 2. sezonu.
Nie zgodziłbym się. Mieliśmy na początku Śnieżkę, Czerwonego Kapturka i inne bajkowe stwory, które walczyły ze Złą Królową. Teraz mamy romanse, intrygi i sceny niczym z polsatkowskich "Trunych spraw". Już nikogo nie obchodzi historia Śnieżki i jej księcia, a bardziej interesuje ludzi, czyim dzieckiem jest ten czy tamta.
Czerwony Kapturek, który wygląda jak gwiazda porno, Śnieżka, która walczy o zamężnego faceta, inne bajkowe stwory (wróżka/zakonnica, zakochana w krasnalu/mężczyźnie), Zła Królowa - żywy seks. Serial, nawet na poziomie Fairytale Land nie jest słodką bajką z dzieciństwa, czasami przebija baśnie Grimm, a nawet chociażby Czerwonemu Kapturkowi bliżej do Bettelheima w baśniowej oprawie niż do Perraulta.
Jeśli w tym sezonie dowiemy się, kto jest czyim dzieckiem, następny sezon da nam więcej wrażeń, ale i rozjaśni nieco drogę - z resztą od początku każdy chciał wiedzieć, kto jest ojcem Henry'ego, więc nie możemy tutaj oskarżać twórców o błędne działania. Ale fakt, troszkę mogliby stonować z tym skupieniem na wnętrzu bohaterów, ja osobiście czekam na więcej trupów, niespodziewanych zwrotów akcji, "dynamizmu", fajerwerków i nowych, ciekawych postaci :)
Tak, masz rację, że od początku było to wszystko przerysowane, ale... Inaczej na to spoglądałem. Były przerysowane postacie, ale w tle były zawsze retrospekcje z "Krainy Bajek". O ile nie pamiętam szczegółów bajek, to sporo mi się zgadzało z dzieciństwem. Zła Królowa, Śnieżka, zatrute jabłko, krasnoludy, Rump, itp. Teraz oglądam te retrospekcje i... widzę, sam nie wiem, co widzę. Jak już wspomniałem, mam wrażenie, że to polsatowskie "Trudne sprawy" w wersji bajkowej. Może za słabo znam opowieści. Może się mylę. Takie po prostu odnoszę wrażenie.
O to to! Całkowicie się zgadzam. Czar pierwszego sezonu prysł. Wcześniej to było coś niesamowitego, nowego, świeżego. Czułam się za każdym razem jakbym oglądała baśń, którą znam, ale na nowo. Teraz to zwykły serial i nawet nie chce mi się już oglądać. Bo - szczerze - mam gdzieś kto jest ojcem Henryego, nie interesuje mnie matka Śnieżki (a i samej Śnieżki mam już dość - jest zupełnie NIE TAKA jaka powinna być Śnieżka) czy Cora (czy ona w ogóle jest postacią, która występuje w jakiejś baśni???), te przepychanki między Reginą i Emmą... Pierwszy sezon przywracał magię i baśnie do naszego codziennego życia, drugi odarł je ze wszystkiego co niezwykłe... Wierzę, że scenarzyści robią co mogą, ale to już nie jest TO.
Dokładnie, mam Henry'ego gdzieś. Interesowało mnie, czy uda im się odzyskać dom czy też nie, a nie informacja, kto jest ojcem Henry'ego.
Cora jest jak najbardziej postacią baśniową :D To ona jest córką młynarza, która pokonała Rumelstiltskina w baśni braci Grimm (polski tytuł baśni - Titelitury... nie wiem po kiego licha zmienili mu imię)
Dokładnie, tu nawet nie chodzi o tę przewidywalność tylko formę i styl w jakich je serwują
"To twoje dziecko" "Moje dziecko? Ale jak to?... w sumie... jak mogłaś mnie okłamac, po tym jak cię oszukałem?... chodźmy na pizzę... na pewno nie pojadę do Storybrooke, nienawidzę ojca... ojciec musi tam jechać? no dobra, pojadę z wami... a, nie mówiłem? jestem zaręczony"
Ciąg tych scen jest tak niesamowicie niewiarygodny, naiwny, wręcz głupi i obrażający widza, że momentami ręce opadają.
Owszem, sceny dziejące się w krainie baśni i magii (zwłaszcza retrospekcje) wciąż są mocnym punktem serialu. Bardzo zgrabny jest również pojawiający się w większości odcinków motyw korespondujący między bajkową retrospekcją a współczesnością w Storybrooke (w ostatnim odcinku np motyw Cory, Wróżki, Śnieżki i czarnej magii), choć coraz częściej wychodzi w praniu to tak, że tylko zarys tego jest zgrabny, natomiast już samo przelanie pomysłu w scenariusz odcinka znów jest miałkie, naiwne, tandetne...
Może po części to wszystko dzieje się dlatego, że za dużo namieszali z tymi rodzinnymi więziami, może dlatego, że głównym bohaterem jest tak dobra, że aż powodująca mdłości Śnieżka... na dobrą sprawę w tej chwili serial ratuje tylko Rumplestiltskin...
choć to wszystko to oczywiście tylko moje skromne zdanie ;)
Najzabawniejsza scena była z Rumplem. Przez wieku ukrywał sztylet, który może go zniszczyć, a tu bohaterka mówi: "Musisz zaufać rodzinie" i Rump daje sztylet. Oczywiście, pięć minut później zostaje odebrany naiwnej Snow, której każdy wciska kit, jak małemu dziecku. Ona nie jest "dobra". Ona jest po prostu naiwna i głupia.
Bo "dobre" postacie są naiwne i głupie z samej definicji... I w tym ich specyfika..
Rumple umierał, ranny, zaszokowany, zatruty, więc raczej nie myślał jasno.
Zresztą... wciąż nie wiemy czy to prawdziwy sztylet, no i Rumple jest na razie poza "strefą wpływu".
Przesadzasz. Są dobre i inteligentne postacie. Masz dziwną definicję "dobrego" bohatera.
Chyba nie oglądałeś tego serialu. Rumpel zawsze ma plan! Znał wiedźmę, która widzi przyszłość. Jeżeli dobrze zrozumiałem, to przejął nawet jej moc. Myślisz, że poddałby się tak łatwo? Że zaufałbym ludziom, których syn/wnuk według przepowiedni jest jego zgubą? Jakoś w to wątpię...
W pierwszej serii, nawet, gdy nikt już nie miał pomysłu czy mocy, aby pomóc, to Rumpel zawsze miał rozwiązanie! Zawsze! Chyba, że nie chciał pomóc :)
Zagubiła się też "siła" jego układów, które w pierwszej serii były ostateczne i zawsze "kosztowały".
No to czegoś nie zauwazyłeś :)
Rumple jest "Mastermind" gdy wszystko sobie z góry zaplanuje, ale gdy musi improwizować, zaczyna się gubić -i zostało to pokazane parę razy i w drugim i w pierwszym sezonie.
Co do zaufania...
Wiesz.. On już nie miał nic do stracenia.
Jesli dobrze zrozumiałem scenę, nie ma pewności czy Go dowiozą do "strefy magii" na czas. Rumple umiera. I o śmierci teraz myśli, nie o sztylecie...
Zresztą, ten sztylet wciąż może byc podróbką...
A tak ogólnie nie wiem czego się spodziewałeś.
Pierwszy sezon to opowieści "zamknięte" w jednym odcinku, więc dobrz się oglądało i czekało na następny. Ja odkryłem "Once" koło świąt, więc... Dla mnie drugi sezon jest lepszy od drugiego. Zdecydowanie przyspieszyłem oglądanie gdy zacząłem go oglądać. Tylko że ten opowiada dłuższe opowieści np "Emma i Snow w FF" pocięte na małe kawałeczki. Przez to gorzej się ogląda po oczekiwaniu, ale moim zdaniem lepiej gdy patrzy całą serią.
No dla mnie to od początku był serial fantasy oparty na bajkach, i serialem fantasy pozostał. Natomiast fakt, że widać problem z zagospodarowaniem postaci po opowiedzeniu ich bajkowej historii (np Charmingowie).
Bronią się villains - Regina, Rumple i Cora, i - jak dla mnie to serial o Nich, a właściwie o Reginie.
Ale ogólnie jak dla mnie - jest nieźle, nawet po ostatnim odcinku widac że pomysłów i możliwości wciąż sporo.