Ogólnie serial rewelka, pochłonęłam 1 serie w 3 dni (pewnie zrobiłabym to szybciej, gdyby nie okrutne poczucie obowiązku), ale jedno szczególnie rzuciło mi się w oczy:
8/10 wątków jest o rozdzielonych od siebie rodzicach i dzieciach! Nawet taka "nienormalna" postać jak Szalony Kapelusznik dostała dziecko, które straciła. W sumie z miejsca mogę wymienić aż 10 przedstawionych historii, a możliwe, że przypomniałabym sobie więcej.
Czy druga seria też obfituje w zrozpaczonych rodziców? xD
Bo rozerwane więzi rodzinne to świetny motyw, ot co!
Mamy tu instynkty macierzyńskie Reginy i Emmy, zrozpaczonych ojców, tęskniące dzieci, rodziców którzy dla swoich pociech zrobią wszystko... Ale wiecie co, to wcale się nie nudzi. Bo to jest z życia wzięte i sensowne.
Która smutna historia związana z rodziną(niekoniecznie rodzice-dzieci) najbardziej podobała się wam w serialu? Zobaczmy kogo w ogóle mym tu mamy...
1) Rumplestiltskin z Baelfirem, 2) Emma i Henry, 3) Regina i Henry, 4) Gepetto i Pinokio, 5) Kapelusznika z córeczką, 6) Śnieżka i Charming z Emmą, 7) Dr Whale z ojcem i bratem, 8) Owen z Kurtem, 9) Regina z Corą... co tam jeszcze było?
Henry Senior i Regina, Śnieżka i królowa Eva, Martin oraz Myrna z Jiminy'm, wdowa Lucas i Czerwony Kapturek, Jaś i Małgosia z drwalem, Milah i Baelfire, Ruth i książę "Uroczy" David, król George i adoptowany książę James, Midas i Abigail, sir Maurice i Belle, Król i książę Thomas. Tyle pamiętam.
Jest jeszcze olbrzym z ojcem i rodzeństwem. Nie wiem czy Milah i Baelfire można zaliczyć. Jasne, owszem, rodzina, ale nie mieli jako tako żadnej wspólnej historii/wątku w serialu. Zresztą, mają jakiś w ogóle jakiś wspólny kadr, kiedy Baelfire nie jest niemowlęciem?
Nie wymieniłem go, bo tam właśnie nie ma ojca, pośród gigantów. Oni byli tylko braćmi.
Mają, wtedy w odcinku 2x04 "The Crocodile" kiedy Milah chciała opuścić męża, ale wróciła [chwilowo] do niego i odeszła od piratów, gdy w piwiarni w której była, pojawił się Baelfire.
Słusznie, niezbyt szczęśliwa rodzinka. Swoją drogą, ciekawe gdzie się podziała matka Cory.
Przypomnieli mi się również Stephen i Donna, rodzice Geppetta.
Nie wiem czy też się liczą ale rodzina Archiego vel Świerszcza też nie należała do najnormalniejszych.
Moje top.
1) Jefferson i Grace
2) Regina i Henry
3) Snow i Emma
4) Rumpel i Baelfire
Te wg mnie są najbardziej poruszające, choć nie jestem pewna czy w tej kolejności.
Tak wątki rodzicielskie też bardzo mi się poobają w tym serialu, przez to staje się jakby... głębszy. Nie tylko romansidła, na które kładzie się nacisk w dzisiejszych serialach, ale miłość rodziców do dzieci (bo w końcu to jeden z najsilniejszych ludzkich instynktów, który przemawia za naszym człowieczeństwem) i dzieci do rodziców. Przez to "Once..." jest dla mnie niezwykłe i jedyne w swoim rodzaju,
A ja też lubię wątek Cora i Regina. Pokazane jest, jak mocno życie matki (rodziców) wpływa na życie dziecka. No i powtarzanie błędów rodzicielskich...
Cora nie miała za wesoło, jak mogliśmy to zobaczyć w jednym z ostatnich odcinków, potem zafundowała to samo Reginie (Henry Senior załagodził pewne kwestie w życiorysie córki, jednak niestety niewystarczająco, jak dla mnie był po prostu za miękki, ale prawdziwie ją kochał, nawet kiedy widział, że ta popełnia coraz więcej błędów), a Regina miewa podobne problemy jeśli chodzi o małego Henry'ego... Myślę, że jej zdolność do miłości wynika właśnie z relacji z ojcem, jednak problemy z jej okazywaniem to właśnie wina matki...
"A ja też lubię wątek Cora i Regina."
Mam podobne przemyslenia. No i nie zapominajmy ze to taki wątek klucz - od niego właściwie wszystko sie zaczeło... To z tej toksycznej relacji (Cora i Regina) wynikły wszystkie póżniejsze problemy. Potęga gniewu kobiet... ;)
Ciekawe przemyślenia. Temat wpływu rodziców na dzieci i powtarzania błędów jest mocno w serialu zaakcentowany. Można to zobaczyć też w wątku Rumpla. Ostatnio mogliśmy się dowiedzieć, że jego ojciec był tchórzem i on starał się właśnie tak bardzo, by nie być jak ojciec. Tylko mam nadzieję, że nie będziemy się pięli coraz wyżej po drzewach genealogicznych i poznawali historii coraz to kolejnych przodków.;p
Tak. Bo wspomnienie w trzech zdaniach o czyimś przodku jest rzeczywiście wielką wspinaczką po drzewie genealogicznym.
Wiesz, oglądasz już jakiś czas ten serial, więc wiesz, że czasem jedno napomknięcie o czymś w dalszym rozwoju wydarzeń może skutkować rozwinięciem wątku. Myślę, że sam potrafisz sobie przypomnieć przykłady, włącznie z odcinkiem, jego minutą i sekundą. Wybacz pocisk, ale musiałam.;p
Poza tym to był sarkazm z lekka.;p
Potrafię tylko dlatego, że mam odcinki na dysku przenośnym i nie muszę ich wyszukiwać w sieci a potem modlić się o to by "pan internet" był w dobrym nastroju.
Pozdrawiam cieplutko * bez sarkazmu *
Też mam na dysku, ale by mi się nie chciało sprawdzać.;) zastanawiałam się czy czasem nie znasz na pamięć.
*ale piszę to już z sympatią* ;p
Znam tylko cztery seriale niemal na pamięć a trzy na pewno: Seks w wielkim mieście, Gotowe na wszystko, Dawno dawno temu oraz (tutaj kojarzę fakty) Pomoc domową (The Nanny)
Pozdrawiam cieplutko * bez sarkazmu *
I, niestety, nawet Bae (którego szczerze uwielbiałam jako postać dziecięcą) wyrósł na takiego Neala, którego lęk przed spotkaniem ojca był silniejszy od miłości do Emmy, powiem szczerze, że NAPRAWDĘ mnie to wkurzyło. Miałam nadzieję, że Bae wyrośnie na fajniejszego faceta :(
No właśnie przeciwnie. Początkowe rzeczywiście nie chciał pójść z Emmą, ale przecież ostatecznie wrócił, żeby ją chronić przed swoim ojcem.
No tak, ale ja mówię o zdarzeniach z retrospekcji... Mógł być przy Emmie, pomóc jej, wspierać, jak by to zrobić prawdziwy facet... Kochający prawdziwą miłością facet. A on, jak tylko dowiedział się, że August wie, kim jest zgodził się na wszystko co ten mu właściwie nakazał. Ej, kaman, jak się kocha to się takich rzeczy nie robi. A on po prostu przeraził się na myśl spotkania z ojcem i "tym" jak określił swoją przeszłość, czyli bajkowy świat, magię, etc.
Przecież widział czego chciał od niego August - żeby zostawił Emme, żeby ta mogła dopełnić swojego przeznaczenia i złamać klątwę. Przecież wiedział, że wszystkie postacie są zaklęte w Storybrook, bo mu to wyjaśniał. Więc jakby nie chciał się spotykać z ojcem, to by po prostu nie posłuchał Augusta i nie zostawił Emmy, a ta nie złamałaby klątwy, więc Rumple został by w miasteczku i nie ryzykował by niczego. Wierzył, że robi to dla jej dobra, żeby mogła uratować postacie na które została rzucona klątwa.
Moim zdaniem to Bea poszedł po najprostszej linii oporu. August trochę go postraszył, a ten od razu odpuszcza. Poza tym pewnie też trochę się bał, że jak zostanie z Emmą to kiedyś pojadą do tego Storybrooke i ojciec go znajdzie (co byłoby złe). Trochę jak tchórz. Jaki ojciec taki syn (oczywiście nie umniejszając Rumplowi, bo to świetna postać).