Pierwsza reakcja po 8 odcinku "WTF?", ale chwilę potem jak sobie to wszystko poukładałem w głowie to jednak
zakończenie idealnie mi przypasowało. Motyw mesjański w Carcosie i w szpitalu - Rust wyglądał jak Jezus,
symbolika biblijna - tego bym się nie spodziewał, a tu proszę, konteksty zawsze zwiększają wartość artystyczną dzieł
:). Ostatnia wypowiedź Rusta podsumowała serial. Istotę i geniusz tego dzieła można dostrzec wtedy kiedy
uświadomimy sobie, że w tym serialu paradoksalnie ważne jest wszystko poza wątkiem kryminalnym. Wszystko jest
ważniejsze od zagadki, mimo że to ona jest osią serialu. Jak dla mnie majstersztyk i czapki z głów. Zostaje 10/10.
Co do nierozwiązanych wątków to one ostatecznie nie mają znaczenia (przynajmniej dla mnie). W końcu światłość
zaczyna wygrywać z mrokiem, ale mrok wciąż istnieje. :) Poza tym było zdanie z wiadomości, że w skrócie Edwin Tuttle
odciął się zupełnie od oskarżeń i nic mu nie można zrobić, ale przecież wciąż jest w to zamieszany - całego Zła nigdy
się nie wypleni - znów symbolika (mówi o tym w szpitalu zresztą Hart).
A do tego przecież "Time is a flat circle"! :)
O stronie technicznej wszystko zostało już powiedziane - genialna gra, scenerie, klimat (w Carcosie szczególnie - coś niesamowitego), montaż, wszystko.
dodam ze to co na koniec mowi rust odnosi sie do praktycznie wszystkich wazniejszych mitologii i systemow filozoficznych tlumaczacych sens zycia. rowniez te ateistyczne. kazdy moze sobie dopasowac rozne poglady a i tak bedzie pasowalo
Zgodzę się w pełni, że od początku wątek kryminalny był jedynie pretekstem do opowiedzenia szerszej historii. Tak teraz myślę, że można by ją nazwać przypowieścią. Co do tego, że konteksty zwiększają wartość artystyczną dzieła - hmm... tak, zwiększają. Jednak symbolika biblijna w moim odczuciu jest już tak wyświechtana, w takim stopniu wytarta setkami lat eksploatacji, że naprawdę już czas by pójść nieco dalej. Kultura nie kończy się na judaizmie i chrześcijaństwie, na starym i nowym testamencie. To tylko wycinek, z którym, w sumie przez przypadek, zdarzyło nam się najczęściej obcować.
Na chwilę obecną jestem zmieszany i nieco rozczarowany zakończeniem. Rust, którego odbicie wygląda jak Jezus? Uch, to za dużo kiczu jak na moją głowę. I ta nagła przemiana nie była w moim guście, aczkolwiek zaakceptowałbym ją, gdyby tylko była mocniej uzasadniona, a raczej nie tak nagła. To wygląda tak, jakby ktoś twórcom narzucił formułę 8 odcinków, a oni planowali, powiedzmy, 10.
Teraz, po chwili, do mnie dotarło, że zmiana Rusta pasuję do przedstawionej przez niego nieco nietzscheańskiej koncepcji czasu (time is a flat circle). W końcu przed śmiercią córki, jak wynika z kilku rozmów, był raczej zadowolonym z życia człowiekiem, człowiekiem dostrzegającym światło. Teraz następuje powrót. Jednak wciąż jego córka umiera, LeDoux trzyma dziewczynki w szopie, a nasz scarface morduje. Gdy głębiej się nad tym zastanowić ciężar tego mroku pozostaje. Czemu tylko nie zostało to mocniej zasygnalizowanej w zakończeniu?