To co serwują nam scenarzyści w końcówce serialu to jakaś kpina... Dexter darujący życie Saxtonowi? Ja rozumiem, że to taki rozwój postaci, że Dex się zmienia, że to, że tamto, ale to jest tak fatalne, że aż karykaturalne... No i ten cały "marszal" uwalniający Saxtona... Czy twórcy mają nas za idiotów? Jak to jest możliwe, że taki śledczy jak on nie ma pojęcia, że ma przed sobą gościa podejrzanego o morderstwo/a? Szybka akcja, zaskoczenie, szok? Ja tego nie kupuję i jestem zażenowany tym odcinkiem... Jedyne plusiki to nawiązanie do przedstawienia Dextera, który mówi na początku serialu, że lubi kubańskie jedzenie, ponownie padające z ust Olivera i Dex odchodzący z torbami sprzed drzwi co jest idealną kopią jego kroków z intra. Trochę kiepsko jak na odcinek poprzedzający finał...
Kolejny odcinek (jak i cały sezon), który stawia bardziej na zanudzenie widza i ułożenie go do snu, niż na wciągającą akcję, dobrze napisane dialogi i pełnokrwiste postacie. Końcówka to już istny śmiech na sali.
Najpierw Dexter zadaje sobie trud i zwabia Saxona do mieszkania, co skutkuje jego schwytaniem (w iście komicznym stylu - "na śpiocha"), by później - mając go już na widelcu - zreflektować się, odpuścić i pognać do ukochanych pozostawiając antagonistę w rękach siostruni, która to daje oczywiście dupy w najgorszym możliwym momencie - trzymając "na muszce" Saxona, pozwala mu wyciągnąć, wymierzyć w nią spluwę i oddać strzał (sama scena godna filmów akcji klasy B z lat '80). Wygląda na to, że się przywiesiła - też tak czasami mam.
Ale, zaraz.... Dexter olewa swoją ofiarę i jedzie na spotkanie ukochanej kobiecie i swemu synowi ? Czy nie jest to przypadkiem serial o seryjnym mordercy, psychopacie, osobniku wypranym z wszelkiej empatii i uczuć, który relacje i związki ze zwykłymi, otaczających go ludźmi traktuje jedynie jako przykrywkę dla swojej prawdziwej natury ? Kiedyś pewnie taki był.
Nie bardzo rozumiem dlaczego scenarzyści próbują postać główną przez ostatnie sezony wybielić, serwując nam jakąś idiotyczną przemianę w dobrego tatusia, płomiennego kochanka, czy kochanego brata (z tym że, tym razem jest taki naprawdę), odchodząc przy tym od jego mrocznej strony, oraz od jednego z głównych atutów tego serialu - nietypowego (anty)bohatera.
Z dobrych rzeczy zauważyłem za to, niekoniecznie dopiero w tym odcinku, że postać Olivera Saxona/Daniela Vogela jest całkiem przyzwoicie zagrana. Choć moim zdaniem potencjał tej postaci jest zaprzepaszczony (w końcu to już koniec sezonu, a on specjalnie się nie wybił na tle innych postaci).
" Czy nie jest to przypadkiem serial o seryjnym mordercy, psychopacie, osobniku wypranym z wszelkiej empatii i uczuć, który relacje i związki ze zwykłymi, otaczających go ludźmi traktuje jedynie jako przykrywkę dla swojej prawdziwej natury ? Kiedyś pewnie taki był."
No właśnie - kiedyś był, ale Dexter ewoluował (można się w tym sezonie czepiać wielu rzeczy, z metodami ukrywania Hanny na czele, ale akurat przemianę wewnętrzną Dexa bym oszczędził), z każdym sezonem po trochu. "Wybielanie" (choć w moim odczuciu bardzo niepasujące słowo) wiąże się z tropem, którym podążyli autorzy (inną opcją na było np zakończenie, że Dexter zostanie w Miami i dalej będzie karał tych złych, lub Dexter zostanie złapany i skazany - wydaje mi się, że teraz żadne z nich się nie ziści, ja licze, że jednak zginie, choć też się na to zbytnio nie zapowiada).
Ostatni sezon - coś się kończy, Harry mówiący, że Dex go już nie potrzebuje, refleksje o tym jak ważna jest rodzina, że nawet w szpitalu myślał głównie o Hannie, a choć jak sam powiedział ta potrzeba mordowania wciąż w nim jest (przynajmniej jakiś jej cień) to nie da się ukryć, że zmienił się. Najlepiej to widać podczas rozmowy z Saxonem w starym mieszkaniu.
Nie powiedziałbym, że te zmiany wyszły tandetnie - widać, że wciąż ma kłopoty z empatią: nie wpada na to by przytulić się z Deb, pożegnać się z przyjaciółmi z posterunku, do tego dochodzi dość lakoniczne pożegnanie nawet z Baptistą, wszystko to świadczy o tym, że w Dexterze wciąż tkwi "stary dobry" Dexter. (czyli kłopoty w kontaktach). W sumie to "najcieplej" wypadlo jego pożegnanie z Quinnem, co jest dość zabawne wziąwszy pod uwagę, jak się kiedyś nie lubili. Rażącym nieco elementem tej przemiany było nagłe olśnienie i darowanie Saxonowi życia - tzn nie uważam, by zaistnienie potrzeby oddanie go w ręce policji samo w sobie było niewiarygodne. Dexter jednak powinien sobie zdawać sprawę z ryzyka i nie podejmować go niepotrzebnie, tutaj scenarzystów trochę poniosło. Ale wiadomo, skutki tego wyboru miały ożywić akcję - coś takiego jak ten postrzał Deb był potrzebny temu sezonowi.
Szkoda, że całe forum było zaspamowane spoilerami o tym i nici z zaskoczenia.
Do tej pory zastanawiałem się też czy córka Masuki nie jest kimś więcej niż się zdaje, ale biorąc pod uwagę wolne tempo akcji i dużo rzeczy zostawionych na ostatni odcinek to chyba nie.
Każdy ma swoją opinię, ale w jednym wypadku zmuszona jestem zaprotestować. Debra nie wiedziała, że Saxon jest uzbrojony, trzymała go na muszce i chciała czekać na przybycie policji, którą wezwała. Ponadto nie spodziewała się na pewno, że zastanie Saxina wolnego, więc jej reakcja byla opóźniona. Tymczasem Daniel był przygotowany na jej nadejście, wyciągnął broń błyskawicznie - można się kłócić czy faktycznie człowiek dalby radę w takim tempie zabić drugiego, wyciągnąć broń i w miarę celnie wystrzelić, ale do Debry raczej nie powinno się mieć pretensji, bo ona tam nic więcej nie mogła zrobić. Nie spodziewała się nadnaturalnej szybkości Saxona. :)