Oglądałam cztery wersje Dumy i uprzedzenia (1940, 1980, 1995 i 2005). Ta jest zdecydowanie najlepsza (spośród trzech ostatnich, bo film z 1940 r. to raczej ciekawostka, kto widział, ten wie:). Po pierwsze: bardzo dobrze, że to serial - można było zachować wiele wątków, sceny mogły być dłuższe i dzięki temu mogły "wybrzmieć" (weźmy np. scenę pierwszych oświadczyn - świetny dialog, tyle emocji). Film z 2005 r. "przeleciał" bardzo szybko. Po drugie: aktorzy - wszyscy byli wyśmienici, nawet jeśli grali mniejsze role (np. pan Hurst czy panna de Bourg). W tym serialu widać, jak wiele emocji można wyrazić np. spojrzeniem... Do Colina chyba nie muszę przekonywać - mistrzostwo świata w graniu wyniosłości:). No i oczywiście te jego spojrzenia:) A tak na serio, pana Darcy'ego zagrał po prostu genialnie. Jennifer Ehle także była fantastyczna, trochę dumna, trochę uprzedzona:), ale także wydaje się bardziej dojrzała niż ta w filmie. Po prostu widać, że Elizabeth i pan Darcy pasują do siebie idealnie. Po trzecie: podobały mi się plenery, scenografia, kostiumy.
Słowem, ta wersja jest dla mnie wzorem, z którym porównuję wszystkie inne:)
Też mi się wydaje , że wersja filmu z 1995 roku jest najlepsza. Skąd wziełaś inne wersje Dumy i Uprzedzenia, Ja chciałabym mieć z 2005 ale nie wiem skąd wziąść napisz proszę skąd je wziełaś
Film z 2005 r. widziałam w kinie i niedawno dla przypomnienia na youtube. Można go też kupić na dvd. Pozostałe dwie wersje widziałam na youtube. Ta z 1940 r. też jest dostępna na dvd. Pozdrawiam!
Moim zdaniem serial był o wiele słabszy od filmu z 2005 roku.W serialu były okropne dłużyzny. Wiem, że musieli rozciągnąć książkę na 5 odcinków, ale przez to stały się one nudne. Najpierw tańczą pół godziny, potem tyle samo spacerują... Akcja powinna się toczyć szybciej. Nawet w książce było to opisane ciekawiej.
Postaci były bardzo mdłe, bez charakteru, bez życia. Aktorzy nie pasowali do swoich postaci. Podam tak banalny przykład, jak Jane, która miała być najpiękniejszą dziewczyną w okolicy, a nie była. Za to Charlotte miała być brzydka, a była całkiem śliczna. Jedną osobą, która poradziła sobie ze swoją rolą był aktor, grający pana Collinsa.
Jeśli chodzi o muzykę to wg mnie powinna ona dodać emocji obrazowi, ale w tym serialu niestety tak się nie stało.
Za to w filmie z 2005 akcja toczyła się szybko. Co prawda ominięto kilka fragmentów, ale film na tym nie ucierpiał. Aktorzy byli świetnie dobrani, zagrali brawurowo! Elizabeth była jak wyjęta z książki. A pan Darcy... Matthew McFaddyen był cudowny w tej roli. Niesamowita scenografia, porywająca muzyka i cudowne krajobrazy. Film świetny także pod względem reżyserii. Porównajcie choćby scenę oświadczyn pana Darcy'ego. W serialu było to tak pokazane, że prawie zasnęłam. Za to w filmie ta scena wzbudzała dużo emocji. Achhhhh... mogłabym pisać o tym filmie naprawdę długo i wciąż byłyby to same superlatywy. Duma i Uprzedzenie Joe'ego Wright'a jest i pozostanie moim ulubionym filmem. Nie ma lepszej wersji.
Uważam, że wersja z 2005 roku jako film sam w sobie może być. Film po prostu jest inny, niż serial. Jednak jeśli mówimy o ekranizacji powieści Jane Austen, moim zdaniem serial jest lepszy.
1. "Postaci były bardzo mdłe, bez charakteru, bez życia." – to zdanie mnie zszokowało!!! Jak można powiedzieć, że Pani Bennet, Elizabeth, Darcy czy Lidia byli bez życia albo bez charakteru? A Pan Bennet i te jego złośliwe, aczkolwiek śmieszne uwagi? A Panna Bingley? Będę bronić wszystkich aktorów z tego serialu.
2. "Aktorzy nie pasowali do swoich postaci. Podam tak banalny przykład, jak Jane, która miała być najpiękniejszą dziewczyną w okolicy, a nie była. Za to Charlotte miała być brzydka, a była całkiem śliczna." – Na temat urody Jane już zdaje się były rozmowy na forum, więc nie będę zgłębiać tematu. Ogólnie uroda aktorów to kwestia gustu. Ja tylko powiem, że dla mnie Colin jest najpiękniejszym Panem Darcym:D
3. "Za to w filmie z 2005 akcja toczyła się szybko." – No właśnie, dla mnie za szybko. Przecież to nie film akcji:)
4. "A pan Darcy... Matthew McFaddyen był cudowny w tej roli." – Pan Darcy… dla mnie ten z serialu był idealny – dumny, ale jednocześnie taki zakochany; czasem złośliwy, czasem zakłopotany (np. na spacerze, kiedy pyta Elizabeth, czy będzie mógł jej przedstawić Georgianę). Osobiście lubię Matthew Macfadyena – bardzo podobał mi się w serialu "Spooks", jednak filmowemu Darcy’emu czegoś brakowało.
5. "Porównajcie choćby scenę oświadczyn pana Darcy'ego. W serialu było to tak pokazane, że prawie zasnęłam. Za to w filmie ta scena wzbudzała dużo emocji." – Słowa filmowego Darcy’ego padają, jak wystrzelone z karabinu maszynowego. Nie, ja wolę scenę z serialu – pełną wyjaśnień, emocji i urażonej dumy.
Uff… sporo tego, ale cóż... Czułam potrzebę wypowiedzenia się:)