Pytam obecne na forum dziewczyny, z przyczyn oczywistych ;). Przyznaję, że nie czytałam wszystkich (ponad 300 - sic!) tematów z tego forum, więc jeśli taka dyskusja już była, przepraszam za powtórkę. Dodam też, że nie czytałam żadnych publikacji naukowych na temat rządów Tudorów w Anglii, więc moje spostrzeżenia oparte są jedynie na serialu, o którym wiem, że niestety wiele faktów przeinacza (np.: zamarłam kiedy zobaczyłam jak przedstawiona została Małgorzata z Navarry, której pisma dane mi było studiować; na pewno podobnie potraktowano też i mnóstwo innych osób czy zdarzeń, no ale taka już rola filmów czy seriali).
Zabawne, ja odnajduję się właściwie w każdej z żon Henryka. Najmniej w ostatniej - Katarzynie Parr, bo najmniej ją poznałam i wydaje mi się taka... nijaka, nie ma w niej niczego pociągającego. Najbliższa jest mi chyba mimo wszystko Anna z Kleve - ona jako jedyna była w stu procentach sobą, była taka prawdziwa. Nie zabiegała wbrew sobie o względy króla, zachowała godność do końca. Wrzód na nodze Henryka napawał ją obrzydzeniem, pewnie tak jak i cała osoba władcy - miała pełne prawo do takich odczuć, i nie wstydziła się ich, nie usiłowała sztucznie przekonać Henryka o swojej namiętności względem niego. Z godnością przyjęła jego decyzję o usunięciu jej z dworu i o rozwodzie, nie błagała go o litość nad nią i nie starała się na siłę przekonać go jak doskonałą może być małżonką i ile dzieci byłaby w stanie mu urodzić. Lubiła swoją późniejszą wolność, to też ciekawa cecha, i jakże... nowoczesna :). Rozumiem ją. Przy tym wszystkim zachowała swoją prostolinijność, dobroć serca, uczciwość, kobiecy wdzięk i grację. Myślę, że z początku była taka zdystansowana i hmm... chłodna z powodu wychowania, widać było, że nie przebywała wiele wśród dam i wielkich panów, nie umiała oczarować mężczyzny, obca jej była sztuka uwodzenia. Na dworze angielskim jednak - rozkwitła. Lubię ją, była piękna, miała dobre serce i mnóstwo wrodzonego wdzięku. Podoba mi się też to, że mimo że chciała być jak najlepszą żoną, do niczego się nie zmuszała, nie starała się na siłę do niczego przekonać króla, nie udawała kogoś, kim nigdy nie była, miała bardzo wysmakowane poczucie własnej godności :)
Oczywiście inne żony też darzyłam sympatią. Anna Boleyn była niesamowita - mimo że nie była klasyczną pięknością - hipnotyzowała tłumy! Trudno było oderwać od niej wzrok, niewiele kobiet w historii umiało tak omotać mężczyznę jak ona :). Przy tym była szalenie inteligenta i bystra, umiała się bawić, miała w sobie prawdziwy ogień. Dziwi mnie jednak, że mimo całej swojej inteligencji nie przewidziała, jaki będzie skutek dzierżenia całej władzy - kościelnej i państwowej - przez jednego człowieka, i to do tego nie do końca zrównoważonego. Kiedy zrozumiała, czym to grozi, było już za późno. Anna przypomina mi trochę z charakteru kochankę Ludwika XIV Madame de Montespan, która jednak miała nieco więcej szczęścia, bo król Francji nie wysyłał swoich ukochanych na szafot. Szkoda tej Anny, naprawdę, tym bardziej, że wydaje się, że im bardziej postępowała cała jej strategia, by rozkochać w sobie króla, tym bardziej Anna sama angażowała się w to uczucie i chyba rzeczywiście darzyła Henryka miłością. Jedyną jej przewiną jest właśnie to podsycanie w królu pragnienia dzierżenia całej władzy: państwowej i kościelnej. Jakie to szczęście, że wspaniałe rządy Elżbiety I oczyściły jej dobre imię i upamiętniły na wieki jej nazwisko.
Katarzyna Aragońska miała dobre serce, i chyba tak naprawdę nikt przy zdrowych zmysłach nie kwestionowałby jej małżeństwa z Henrykiem. Nie podobało mi się jednak, że ona tak błagała króla, by przy niej został, ja wiem, inne czasy itd., ale cóż, w mojej opinii gdy mężczyzna oddala kobietę ta winna była zachować godność i honor i O NIC JUŻ NIGDY go nie prosić, tym bardziej o to, by pozostał jej mężem. Rozumiem, że ona czyniła zgodnie ze swoim sumieniem, i zapewne pragnęła dobra swojej córki i poddanych, ale nie powinna się aż tak zamartwiać odejściem męża - gdyby aż tak się nie przejmowała, pewnie nie podupadłaby na zdrowiu i kto wie - może odzyskałaby pewne łaski u króla i z czasem jej stronnictwo urosłoby w siłę? Cóż, trudno jest gdybać, ale i tak nie podoba mi się taka poddańcza postawa względem mężczyzny, o wiele bardziej odpowiada mi charakter Anny Boleyn. Właśnie, a propos Anny, nie napisałam, jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie jej postawa w godzinie ostatecznej! Dumnie kroczyła na szafot, podziwiam ją, nie sądzę, aby mnie starczyło odwagi na to, by zachować się tak honorowo: nie szlochać, nie drżeć ze strachu, nie błagać o litość.
Co do Katarzyny Howard - ciężko pisać o niej jak o kobiecie, bo była tylko dzieckiem. Nierozsądnym dziewczęciem, zwabionym błyskotkami i pierwszymi uniesieniami "dorosłej" miłości, o niczym nie miała pojęcia. Powinna była raczej bawić się w dom niż królować Anglii. Raził jej brak wykształcenia, oczytania, umiejętności zachowania się wśród możnych. A jednak, była na tym dworze angielskim jak powiew wiosennej bryzy, odświeżający, ciepły... Nie trudno dziwić się królowi, że ją pokochał, trudno jednak nie ulec wrażeniu, że traktował ją jak zabaweczkę, nie jak prawdziwą żonę, królową... Miał w sumie ku temu powody, bo żadna z niej była królowa. Z pewnością nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji czynów, jakie popełniała.
Jane Seymour była urocza, z pewnością, ale trochę za bardzo posłuszna. Brakowało w niej tego ognia, "pazura", była po prostu piękną, zgodną kobietą.
Ech, to chyba tyle. Co o tym wszystkim myślicie? Z jaką damą wy się utożsamiacie? Ciekawa jestem waszych odpowiedzi :)
Jeśli chodzi o mnie to w pierwszej kolejności z Anną Boleyn. Niestety albo "stety" czuję że mam z tą postacią wiele wspólnych cech. Potrafię walczyć o swoje, uparcie dążę do swoich celów i jestem raczej z tych wygadanych. Znalazło by się jeszcze wiele wspólnych cech, dlatego tym gorzej oglądało mi się oglądanie jej upadku na ekranie. Ale sama wiem z doświadczenia, że cięty język i ambicja wbrew pozorom nie są zaletą.
Katherine Howard- z tą postacią łączy mnie umiejętność cieszenia się chwilą
Katherine of Aragon - wydaje mi się że jestem uparta jak ona. Jak sobie coś postanowię to ciężko mnie odwieźć od zamiaru;p Przyznam że w tej bohaterce, mimo że ją lubię, to jednak denerwowało mnie te jej błagania Henryka żeby do niej wrócił. Tak, jak napisała Callisto, ja również nie wyobrażam sobie błagania chłopaka aby do mnie wrócił. Nigdy! Wręcz przeciwnie-w takiej sytuacji z podniesioną głową pokazałabym mu tylko co traci:)
Hmm...Ja chyba najbardziej przypominam Katarzynę Aragońską do której pałam największą sympatią od początku serialu...
Tak samo jak ona mam dobre serce , kocham pomagać ludziom ale jestem też uparta , stawiam na swoim.Potrafię klęknąć na kolanach by uratować to co mi pozostało , nawet jeśli miałabym nadstawić dumę którą bardzo sobie cenię ( postawcie się w jej sytuacji dziewczyny...).Kocham rodzinę , dla najbliższych zrobię wszystko.Kocham zjednywać sobie ludzi.Idę przez życie z podniesionym czołem i stawiam na inteligencję i ambicję.
Mam też trochę z Anny Boleyn.Czasami idę ,,po trupach do celu'' jeśli ten cel jest dla mnie bardzo ważny.Potrafię też tak komuś zakręcić w głowie by dużo dla mnie zrobił....Na tym chyba podobieństwa kończą się choć szanuję Annę.
Czasami przypominam Katarzynę Parr...Muszę sobie wszystko dokładnie przemyśle zanim zrobię krok naprzód.