Jeśli po obejrzeniu serialu muszę wysilać pamięć, aby przywołać jakąkolwiek interesującą scenę albo postać (z jedynym wyjątkiem dla Vincenta D'Onofrio, jak zwykle trzyma poziom), to musi być naprawdę źle. Mamy tu naprawdę niezwykłe połączenie niedoróbek: fatalna główna postać, która nie budzi żadnych głębszych uczuć, ani sympatii ani antypatii, fatalna aktorka (Alaqua Cox, czy ona posiada w ogólne jakąś mimikę twarzy?), fatalne postacie drugoplanowe (oprócz Kingpina nie ma tu absolutnie nikogo, kto wyróżniałby się z tłumu no-name'ów), i na deser fatalnie rozpisana fabuła (poważny serial dla dorosłych, serio? To chyba jakaś kpina). Zero, null, nada. Obejrzałem i żałuję straconego czasu.