Może jestem jedyny na świecie, ale ta adaptacja podoba mi się bardziej niż Sherlock BBC.
Głównie przez scenariusz (dialogi!), niewyczerpane pokłady humoru i retorycznego kunsztu,
który promieniuje z każdej sceny, pomimo sztampowego, proceduralnego schematu. W
ostatecznym rozrachunku nie przeszkadzają mi nawet feministyczne hasła, bo jakby nie
patrzeć, to jednak są one podane "pod stołem". Zakochałem się również w nowej wersji
Moriartiego (albo raczej Moriarty, bo żeńskiej formy w Polskim nie odmieniamy ^^). W
odróżnieniu od Gry o Tron, Elementary pozwoliło Natalie Dormer na prawdę rozwinąć aktorskie
skrzydła - na przestrzeni 3 odcinków gra psychicznie poszkodowaną ofiarę, zauroczoną artystkę
i psychopatyczną zabójczynię-geniuszkę (ach te Polskie końcóweczki!), oraz mówi z dwoma
różnymi akcentami; słowem "WOW".
Robię dzień oddechu i zaczynam drugi sezon. Nie chcę zbyt szybko dogonić bierzącego cyklu,
więc muszę sobie dawkować ;)
Ode mnie po pierwszym sezonie solidne 9. Wahałbym się nad 10, gdyby nie Watson, którą
choć bardzo lubię, uważam, że aktorsko wypada ze wszystkich najsłabiej. Uroda i stylizacja
Lucy Liu robią oczwyiście swoje, więc gorzka gra aktorska jest odpowiednio osłodzona i tym
samym nie waży zbytnio na mojej ocenie końcowej.
Jestem ciekaw, czy ktoś jeszcze uważa podobnie jak ja (woli Elementary od Sherlocka). Jeśli
tak, to chętnie poczytam dlaczego, lub w przypadku braku takich osób, dlaczego nie :)
Nie jesteś sam w swoim osądzie :) też bardziej widzi mi się Elementary od brytyjskiej wersji.
Pozwolę sobie się nie zgodzić. Elementary jest serialem dobrym i ogląda mi się go z przyjemnością, aczkolwiek do Sherlocka z BBC traci dystans.
Sam Sherlock...postać o wiele ciekawsza w wersji brytyjskiej, sam Benedict pasujący do roli lepiej niż Jonny no i sama postać - ten brytyjski jest ... hmmm.... jego arogancja i bezczelność sprawiają wrażenie dużo bliższych realizmowi, aniżeli te amerykańskie. Ponadto brytyjski Sherlock sprawia wrażenie bardziej błyskotliwego z umiejętnościami dedukcyjnymi na wyższym (nawet jeśli chwilami nierealnym) poziomie.
Watson...prawdę mówiąc wykonanie Freemana mnie nie porwało, ale Liu jest słabiutka w tej roli. Bądź też sama rola jest źle skonstruowana. Taka z jednej strony samodzielna i odważna, by z drugiej być taką typowo emocjonalnie poprawną kobietką. Typowo amerykańskie podejście, które nie podoba mi się w wielu produkcjach z tego kraju - czy to filmach czy serialach.
Moriarty - nie mam pojęcia jak porównać te postacie, bo James był po prostu niesamowity, a Jamie...nie była zła, chociaż rozczarowała mnie w scenach kiedy już się ujawniła przed Sherlockiem...gra "miękkiego twardziela" nie wyszła zbyt dobrze. Natomiast James w wykonaniu Andrew Scott'a...majstersztyk ukazania genialnego szaleńca.
Mycroft...również tutaj wersja brytyjska robi dużo większe wrażenie. Przede wszystkim widać to, że Mycroft jest bardzo inteligentną osobowością (nie zapominajmy, że oryginał miał większy potencjał dedukcyjny niż Sherlock, lecz nie wykorzystywał go zbyt często), gdzie wersja amerykańska to leń, który kupił sobie sieć restauracji za tatusiowy majątek. No, ale gotuje chyba nieźle ;) Chociaż ciekaw jestem jak rozwinie się wątek jego konspiracji przeciw Sherlockowi (czyżby to był ten zapowiadany wątek z powrotem Jamie Moriarty?)
Jako pozytyw odbieram detektywa Bella i kapitana Gregsona. Są inteligentnymi śledczymi, gdzie BBC w swojej wersji nieco przesadziło ukazując Lestrade'a i jego współpracowników jako tępaków (Anderson to człowiek pomyłka, a Sullivan to wiecznie obrażona duża dziewczynka, która nie wnosi do śledztw nic poza fochami w kieruku Holmesa).
Mam wrażenie, że wersja BBC dużo gęściej czerpie z literackiego oryginału - chociażby śledztwa jak "Study in Pink", "Baskreville Hound" czy "Reichenbach Fall" są przełożeniem odpowiedników książkowych na realia teraźniejsze.
Oczywiście wszystko to jest kwestią gustu i nie staram się nikogo przekabacić do swoich racji. Chciałem jednak ukazać swój pogląd w tym temacie :)
Pozdrawiam
Wiesz, właśnie to, że Elementary odchodzi od literackich źródeł na rzecz nowych rozwiązań leży mi bardziej. Seriale proceduralne to chleb powszechny hamerykańskiego widza, ale Elementary zaadaptowało zmęczoną formułę po mistrzowsku. Głównie dlatego, że po raz pierwszy pokazano Sherlocka Holmes'a w jego codziennym środowisku śledczym. Któż by pomyślał, że Sherlock mógłby zająć się innymi sprawami niż Study in Pink, Hounds of the Baskervilles, czy Moriartym? Ano właśnie. Elementary zachwyciło mnie przede wszystkim tym, że po prostu wsadziło tę genialną postać w coś znanego i spawdzonego i w ten sposób stworzyło coś zupełnie nowego.
Nie mogę nie odnieść się do Twojego komentarza nt. arogancji Sherlocka. Naprawdę wydaje Ci się, że w wersji BBC jest to ukazane bardziej realnie? To, że wszyscy pozwalają Sherlockowi na wszystko i nie wyciągają żadnych konsekwencji, ani nie odbija się to na nim w żaden sposób negatywnie, jest /bardziej/ realne? Chyba żyjemy w zupełnie innych rzeczywistościach. W tej, gdzie ja żyję liczenie się z innymi ludźmi jest nie tylko pożądane, ale niezbędne do funkcjonowania. Dlatego Elementary, moim zdaniem, o niebo lepiej tu wypada. Holmes czasami się zapomina, a i owszem, ale otoczenie nie puszcza mu tego płazem tak, jak ma to miejsce w BBC. Co, imo, jest dość istotne. Nie ważne jak super-mega inteligentny ktoś jest, zasady współżycia społecznego nadal mają zastosowanie.
Jeśli chodzi o Joan, to być może Cię zszokuję, ale ona jest człowiekiem. I tak się składa, że tak - wszyscy mamy uczucia. Nawet jeśli jesteśmy odważni i niezależni.
Powód dla którego wolę Jamie od Jima jest trywialny i subiektywny, ale po prostu nie lubię takiego przerysowywania, jak w wersji BBC.
Do założyciela tematu: Nie jesteś sam. Nie jesteś nawet w małej grupie.
Tak - wydaje mi się, że jest to bardziej realne w wersji BBC.
Co rozumiesz przez "pozwalają Sherlockowi na wszystko i nie wyciągają konsekwencji"? Nie wyciągają konsekwencji ze swojego zachowania? Sherlock jest dużo bystrzejszy, więc go nie przeskoczą. Nie wyciągają konsekwencji wobec niego? Rozwiązuje im sprawy, z którymi nie są w stanie sobie poradzić w żaden sposób.
A czemu miałoby się negatywnie na nim odbić jego zachowanie? Czuje się z tym dobrze, sam przyznaje się do bycia socjopatą i że nie zależy mu na relacjach z ludźmi (wyjątek w postaci Watsona).
Może w Twojej rzeczywistości jest wymagane, aby liczyć się z każdym. W mojej niekoniecznie. U Sherlocka wcale. Media, społeczeństwo i popkultura próbują na nas wywrzeć presję postępowania emocjonalnego, zgodnego z określonymi zasadami. A prawda jest taka, że ludzką naturą jest egoizm i "walka o swoje" (rozumiane na różne sposoby). Sherlock w pewien sposób neguje tą przymusową postawę "uśmiechajmy się do siebie, nawet jeśli sobą gardzimy". I ja się z tym zgadzam - nie chcę mieć kontaktów ani zależności z ludźmi, którymi gardzę (z różnych względów), troszczę się o siebie i najbliższych sobie.
Co do Joan miałem na myśli to przerysowanie, które sprawia że przeskakuje ze skrajności w skrajność bo w jednej sytuacji gra "twardą, silną, niezależną" by po chwili pie*dolić o emocjonalnych skutkach i zależnościach tych czy innych zachowań. Ale takie to ładne - amerykańskie. To jest zwykła propaganda mająca ukazać, że "uczucia są ważniejsze niż rezultaty i lepiej kierować się sercem niż rozumem, a samo się wszystko ułoży". A tak nie jest. Jak przestajesz myśleć to się samo nie układa.
Wg Ciebie Moriarty w BBC jest przerysowany, a w wersji amerykańskiej nie? Dla mnie wersja BBC to po pierwsze fajna interpretacja szalonego geniusza (ale z jakimś logicznym ciągiem) a po drugie świetne alter-ego samego Sherlocka.
Ja nie mam nic przeciwko odnoszeniu się do moich komentarzy - dyskusja temu właśnie służy :)
1. Sherlock nie jest socjopatą. Rozwodziłam się już na ten temat w innym wątku, więc powiem tylko, że Sherlock absolutnie socjopatą nie jest, a co więcej, nie zadał sobie nawet trudu zgooglowania socjopatii zanim zaczął się wymądrzać. Sherlocka BBC lubię, a lubiłam jeszcze bardziej, kiedy ta nieszczęsna kwestia została wypowiedziana i boli mnie niezmiernie, że coś takiego wyszło z ust Holmesa, bo jak mam go teraz brać na poważnie? Szczególnie, że otoczka nie pomaga...
2. Bo oczywiście detektywi w Scotland Yardzie to banda totalnych matołów bez żadnej wiedzy i umiejętności, którzy znaleźli się w policji zupełnym przypadkiem i zapewne w życiu nie zamknęli sprawy bez pomocy Holmesa. Tak. To dlatego zmuszeni są znosić Holmesa i wpuszczać go na kolejne miejsca zbrodni zamiast sprzedać mu kopa w dupę, jak na to zasługuje.
Nie jest też prawdą, że jesteśmy naturalnie niezdolni do empatii i to tylko tv nam wmawia, że empatia jest istotna. Jeśli już, to odnoszę wręcz odwrotne wrażenie - telewizja pełna jest gburowatych geniuszy, którym nieźle się wiedzie. Nie zagłębiając się w psychologię społeczną, zwyczajną życiową prawdą jest, że jak się sra na innych, to oni będą srali na ciebie. Ktoś, kto nigdy nie liczy się z innymi i nie dostosowuje się do zasad nie miałby pracy, rodziny, ani przyjaciół.
Nie chcesz mieć kontaktów, ani zależności z ludźmi, którymi gardzisz. Rozumiem to, ja też. A jednak spójrz, jak bardzo Sherlock polega na Scotland Yardzie i ich sprawach... Gdyby nie chciał mieć z nimi nic wspólnego, to zrozumiałabym, że zachowuje się tak jak się zachowuje, ale on czegoś od nich chce, potrzebuje ich.
Przepraszam, która sprawa w Elementary zastała rozwiązana sercem? Nie pamiętam. Z tego, co kojarzę, to sprawy rozwiązują normalnie, przy pomocy pracy detektywistycznej. To, że Joan karci Holmesa za torpedowanie jego własnych celów przez wybujałe ego, w żaden sposób nie niesie ze sobą przesłania, że najlepiej nie myśleć. Właśnie myśleć trzeba, o tym jak najlepiej do kogoś dotrzeć, jak nie zrazić do siebie kogoś, kogo przychylność może nam pomóc.
No właśnie ten szalony geniusz mógłby być ździebko mniej szalony. Tak wyszło trochę za bardzo kreskówkowo, jak na mój gust. A Jamie wydaje się być całkiem zrównoważona. Wolę moich złoczyńców zrównoważonych.
Ad. 1 - http://pl.wikipedia.org/wiki/Socjopatia
Wg mnie Sherlock pasuje do tego opisu socjopaty.
Ad. 2 - napisałem w pierwszej odpowiedzi, że trochę mnie razi ta kwestia w wersji BBC, że detektywów SY ukazano w świetle idiotów, więc tutaj się z Tobą zgadzam.
Nie twierdzę, że jesteśmy niezdolni do empatii, a że naturalnie jesteśmy egoistami. Różnica jest dość spora. Oczywiście empatia u Sherlocka jest na poziomie znikomym, co w sumie wiąże się z całą tą jego socjopatią :]
Telewizja jest pełna gburowatych geniuszy...hmmm...mogę prosić o przykłady? Nie oglądam zbyt wiele telewizji (z wielu powodów, ale ogólnie mnie drażni) toteż nie mogę się wypowiedzieć. Zależy też co rozumiesz przez "dobrze się wiedzie" bo to zależy od punktu widzenia.
Ja nie twierdzę, że Sherlock nie liczy się z nikim...liczy się z niewieloma osobami i tych tylko trzyma wokół siebie - dowodem na to, iż mu zależy jest rozwiązanie w Reichenbach Fall.
Sherlock polega na SY i ich sprawach? Ja bym raczej powiedział, że ich wykorzystuje dla własnych potrzeb. To jest zupełnie co innego niż poleganie na nich. Chyba, że polega na ich "ułomności", ale tak daleko bym się nie posunął.
Sprawa w Elementary rozwiązana sercem...chociażby to jak Joan daje sobą manipulować synowi zmarłego pacjenta (musiała zrobić to co jest moralnie poprawne z powodu poczucia winy) czy poszukiwanie tajemniczego chłopaka swojej przyjaciółki (Jenny??), którym okazał się Sherlock - nie chciała, ale tak się bała zranić uczucia koleżanki, że się tego podjęła. Można by też pod to podpiąć scenę, w której Sherlock opier*olił jednego z detektywów za byle jakie odwalenie pracy w śledztwie sprzed kilku lat.
Czy James Moriarty był kreskówkowy...był zupełnie odmienny od norm społecznych. Może przerysowany, fakt. Ale spodobała mi się ta koncepcja. Jak już mówiłem - bardzo dobre odbicie Sherlocka samego w sobie.
Jamie zrównoważona? Skoro tak to jaki był jej cel w pogrywaniu z Sherlockiem?
Socjopata jest niezdolny do troski o drugiego człowieka. Sherlockowi zależy na Watsonie i pani Hudson. Koniec argumentu. Ale załóżmy nawet na moment, że jest socjopatą. Bo to nie zła diagnoza uderzyła mnie tak boleśnie, ale fakt, że ta scena ma pokazywać intelektualną wyższość Sherlocka, podczas gdy psychopatia i socjopatia to to samo...
Właściwie nawet nie pokazano detektywów jako idiotów. Po prostu widzimy ich tylko z punktu widzenia Sherlocka, który za takowych ich uważa. Jest zupełnie prawdopodobne, że to całkiem zdolni śledczy (pamiętajmy, że to nie Sherlock nie chce pracować z Andersonem, ale Anderson z Sherlockiem). Dlatego zupełnie nie rozumiem, dlaczego Lestrade nadal wpuszcza go na miejsca zbrodni. Lenistwo?
Odnosiłam się do całej reszty tego akapitu, gdzie opisujesz empatię jako coś, czemu Sherlock się nie poddaje. Mogłam się troszkę pogubić, bo dla mnie egoizm i empatia działają wspólnie. A kiedy Ty postawiłeś "postępowanie emocjonalne, zgodne z określonymi zasadami" i "egoizm" jako przeciwieństwa, mogłam się trochę zmieszać. Całkiem prawdopodobne, że zaczęłam rozważać tu co innego niż Ty...
Ktoś kiedyś tu wymieniał, a ja nie zrobiłam notatek. Mamy "Housa", "Mentalistę", "Lie to Me"... dobra, za kiepską mam pamięć, ale serio nie zauważyłeś trendu?
Nie polega na SY? Wow. Sprawy morderstw pewnie spadają mu z nieba!
Czekaj. Żadna z tych "spraw" (Joan dająca dzieciakowi kasę to nie sprawa) nie została /rozwiązana/ sercem. 0pierdalanie kogoś niczego nie rozwiązuje.
Myślę, że pogrywała z Sherlockiem z ciekawości. Może nie jest ~całkiem~ normalna (w końcu morduje ludzi), ale daleko jej do kuku-na-muniu Mariatyego z BBC.
Socjopata to człowiek niezdolny niezdolny przystosować się do życia w społeczeństwie (ściągnięte z Słownika Języka Polskiego ;) ). Każde z nas ma w tej sprawie inne zdanie, ale jeśli powiedziano o nim, że jest socjopatą to załóżmy, że nim jest :) Nie do końca zgodziłbym się z oceną Sherlocka jako psychopaty, ale to też ocena zależy od punktu widzenia...
Pamiętajmy, że Sherlock WYBIERA sobie sprawy, w których bierze udział. Dlatego można wnioskować, że bierze udział w tych sprawach, które są ponad zdolności śledczych z SY. I to właśnie dlatego Lestrade wpuszcza go na miejsca zbrodni. Podobnie zresztą robi Gregson. Co do Andersona...wg mnie nie chce współpracować z Sherlockiem, gdyż ten udowodnił mu niekompetencje w wykonywaniu pracy.
Egoizm i empatia działają wspólnie? Rozwiń myśl proszę, bo nie mogę sobie tego przetworzyć.
Mentalisty nie oglądałem, ale co do House i Lie to Me mogę się odnieść. Uważasz, że Sherlock, House i Cal Lightman to osoby, którym "nieźle się wiedzie"? Każdy z nich na swój sposób jest nieszczęśliwy, każdy jest nierozumiany i każdy cierpi z różnych powodów.
Gdyby Sherlock polegał na SY, to by znaczyło, że SY podsyła mu te sprawy z troski o niego. A proszą go o pomoc, bo sobie nie radzą.
"Sprawy" Joan może nie zostały rozwiązane sercem, ale to właśnie przez te rozmaite "uczucia" za te sprawy się wzięła, pomimo argumentów Sherlocka, iż logicznie patrząc jest to marnowanie czasu i energii.
Co do Jamie...może i faktycznie pogrywała z nim z ciekawości, jednak... widzisz gdzieś jej geniusz, który jest podstawą osobowości Morairtyego? Udawała martwą jakiś czas...ale ani to coś oryginalnego, ani ponadprzeciętnego. Poza tym to tylko zatrudniała morderców na zlecenie i wskazywała im cele. A mimo to przymusowo robiono z niej geniusza (sama o sobie mówi, że jest "pająkiem"). James zaś odwrotnie - swoimi zagrywkami stworzył świetną grę między Sherlockiem a nim samym.
Wydaje mi się dość oczywiste, że Sherlock odnosił się do medycznej, a nie potocznej definicji. A nawet gdyby, to wtedy też oba słowa by pasowały. I to, że Sherlock nie jest socjopatą nie jest moją opinią, jest faktem. Jeśli choroba ma jakieś objawy niezbędne do jej diagnozy i osoba ich nie wykazuje, to nie ma tej choroby.
Oczywiście śledczy po jednym spojrzeniu na sprawę są wstanie stwierdzić, że to zadanie ich przerasta. Nie, na przykład po, no nie wiem, miesiącu, kiedy skończyły im się tropy. Są wyszkolonymi profesjonalistami, ale czasami patrzą na zwłoki i ech! po prostu nie mają weny i tak oto Sherlock ląduje na miejscu zbrodni z ciepłym jeszcze nieboszczykiem.
Moim zdaniem "troska" jest jedynym wytłumaczeniem pobłażliwości z jaką Lestrade traktuje Sherlocka.
Co? Że kto komu wykazał niekompetencję? Wow. Tak, bo to Anderson regularnie zanieczyszcza miejsca zbrodni i ma w dupie protokół. Też odniosłam takie wrażenie.
Nie wiem, w jaki sposób Ty wspinasz się na wyżyny egoizmu, ale mi empatia zwykle przydaje się przy manipulacji i unikaniu odpowiedzialności.
Czy ci bohaterowie nie mają co jeść? Nie mają gdzie mieszkać? Nie mają do kogo ust otworzyć? No więc nieźle im się wiedzie. (Biedne, niezrozumiane dzieci od siedmiu boleści. Tak ich boli, że świat jednak nie kręci się wokół nich.)
SprawĘ. Zdajesz sobie sprawę, z tego, że Sherlock upierał się przy jej bezsensowności, bo prowadziła do niego? Inaczej zapewne uznałby to za całkiem spoko (o ile infantylne) ćwiczenie.
... Słowa. Wiemy, że Moriarty była niebezpiecznym przestępcą, bo zostało nam to powiedziane. Wiemy, wszystko czego potrzebujemy, czyli że była pośrednikiem i miała zamiłowanie do teatralnych metod. Na szczęście dla fabuły oszczędzono nam większej ilości szczegółów.
Mi się raczej wydaje, że to komisarz Lastrade stwierdza, że jego śledczy z danym śledztwem sobie nie radzą, aniżeli oni sami. Skoro patrzą na zwłoki i nie mają do powiedzenia nic mającego związek z sensem to widać potrzebne jest spojrzenie kogoś z odpowiedniejszym zmysłem postrzegania wydarzeń. I to tak samo działa w obu serialach, bo wersja z Jonnym działa podobnie.
A Anderson wykazał Sherlockowi niekompetencje w jaki sposób? Bo jak dla mnie to oczywiste jest, że Anderson (i Sullivan również) nie lubią Sherlocka tylko dlatego, że jest od nich dużo bystrzejszy i im to udowadnia.
Mam swoje sposoby na wykorzystywanie ludzi i niezbyt często muszę się ku temu uciekać do empatii. Empatię stosuję wobec bardzo wąskiej grupki bliskich mi osób. I to nie dlatego, aby coś osiągnąć, lecz ponieważ mi na nich zależy.
Według Ciebie to, że ktoś ma gdzie mieszkać (Sherlock z BBC - wynajmowane na pół mieszkanie z Watsonem, podczas gdy "amerykański" ma bogatego tatusia, który sponsoruje jego mieszkanie) i stać ich na jedzenie świadczy o tym, że świetnie im się wiedzie? Widać mamy różne pojęcie osobistego powodzenia.
Mi się kojarzy, że Sherlock kilka razy zwracał uwagę Watson, że przesadnie bierze do siebie reakcje innych i się nimi przejmuje. Dla mnie jest to spore uchybienie. Ludzie są na ogół sk*rwielami i nie kierują się tymi emocjami tak jak nam to pięknie amerykańskie kino prezentuje.
Wiemy, że Moriarty była bystra, bo tak powiedziała? I dla Ciebie to jest wystarczający argument? No proszę Cię...a zarzucasz Sherlockowi z BBC, że sam siebie mianuje socjopatą. Jednak w przypadku produkcji, której bronisz z takim zapałem wierzysz na słowo w to, że ktoś jest geniuszem zbrodni i nie potrzebujesz dowodu. Wybiórcze to z Twojej strony.
Przeca DI Lestrade prowadzi śledztwa, więc zasadniczo to on (facet z jakąś tam, nie najgorszą karierą policyjną) stwierdza, że on i jego sierżanci i konstable po prostu wysiadają. W E. Sherlock jest oficjalnie konsultantem i musi jednak troszkę zadbać o utrzymanie tej posady. No i jest przywoływany do porządku, kiedy zachodzi potrzeba.
A moim zdaniem DS Donovan i Anderson nie lubią go bo przeszkadza im w pracy. Nie wiem, czy pracowałeś kiedyś w usługach? Gdzie masz określone zadanie do wykonania (zbieranie dowodów) i wiesz, co robisz, ale jakiś przypadkowy klient wie lepiej i tak Ci wspaniale pomaga (zanieczyszcza miejsce zbrodni), że czasami kompletnie uniemożliwia Ci wykonanie Twojego zadania (no i teraz zmyślaj człowieku w raporcie)? Bo wtedy powinieneś rozumieć dlaczego niektórzy mogą nie przepadać za Sherlockiem. Moim zdaniem, jak Holmes paraduje po miejscu zbrodni bez odpowiednich ciuszków, to potem Anderson powinien zebrać każde włókno i włosek i napisać w raporcie, że znaleziono dopasowanie.
To nie jest prawdziwy egoizm, kiedy nie grasz na emocjach i nie obiecujesz ludziom, tego czego pragną, żeby osiągnąć własne cele. Ale dobra. Może niektórym egoistom nie zależy aż tak. Może niektórzy egoiści lubią zrażać innych do siebie.
Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że to "wynajmowane na pół z Watsonem" mieszkanie mieści się w kamienicy w centrum Londynu? I że Sherlock ~jakoś~ za nie płaci? I za swoje designerskie ciuszki. I sprzęt. Magia~✧. I ludzie, którymi bardzo otwarcie gardzi umożliwiają mu praktykowanie swojego hobby. Jego życie to bajka.
Tak, Sherlock jej zwraca uwagę, bo on uważa, że to niepotrzebne, ale zwykle przekonuje się, że nie miał racji. Muszę Cię zszokować, ale Joan przejmuje się na normalnym ludzkim poziomie. Jedyny przypadek, kiedy widzimy, że być może przesadza, to ten dzieciak, ale naprawdę spróbujmy pamiętać, że Watson zabiła jego ojca. Pamiętajmy też, że Joan, jak większość ludzi, posiada sumienie. Spróbujmy teraz uruchomić empatię i rozszyfrować, dlaczego ta sytuacja mogła być dla niej trudna...
Nie ona (przecież wiedzieliśmy, że jest niebezpiecznym przestępcą jeszcze zanim poznaliśmy jej tożsamość). Sherlock i Scotalnd Yard. (No wiesz, poszukiwany przestępca nie do złapania.) Tak, wystarczy mi. (BTW Ona sama może mianować się geniuszem zbrodni, bo mordowała na lewo i prawo i jakoś nikt nawet nie wiedział, kim jest. To co innego niż medyczna samo-diagnoza.)
W wersji BBC Sherlock także jest oficjalnie konsultantem. Więc gdzie tu różnica? Lastrade jak i Gregson wzywają go do spraw.
Twierdzisz, że Sherlock przeszkadza Donovan i Andersonowi w pracy? Hmmm....Donovan ma za zadanie pilnowanie żeby cywile nie przekraczali taśmy policyjnej, więc przeszkadzanie Sherlocka ma miejsce wówczas, gdy tę taśmę przeszkadza, więc faktycznie ma problem z napisaniem raportu. Anderson wykonuje swoją pracę, ale co z tego skoro Sherlock w 2 minuty zbiera więcej informacji niż Anderson w kilka godzin na miejscu zbrodni?
To, że nie przepadają za Sherlockiem rozumiem, ale w moim mniemaniu jest to spowodowane tym, że nie są w stanie zdzierżyć, że cywil tak bardzo przewyższa ich umiejętności i ośmiesza ich pracę na każdym kroku.
Zauważ, że Holmes nie niszczy miejsca zbrodni, więc nie wiem do czego pijesz.
A mamy coś takiego jak sztuczny/nieprawdziwy egoizm? Nie każdy potrzebuje wkupywać się w łaski innych poprzez granie na ich emocjach żeby wykorzystać ich do prywatnych celów.
Tak, zdaję sobie sprawę że Sherlock mieszka w centrum Londynu w kamienicy. Pamiętam też jak w pierwszym odcinku powiedział Watsonowi, że ma specjalną zniżkę u pani Hudson za przysługę z przeszłości, a cena ta zadziwiła nawet Watsona. A mimo to współdzielą mieszkanie, bo żadnego z nich nie stać na wynajęcie go w całości. Płacą za nie poprzez rozwiązywanie prywatnych spraw. Było przecież ukazane, jak Watson denerwuje się na Sherlocka, że odrzuca wszystkie "nudne" sprawy, a trzeba coś przyjąć żeby mieli za co czynsz opłacić. Nie wiem jaki niesamowity sprzęt masz na myśli, moją uwagę przykuły bardziej "próbki" trzymane w lodówce, które najprawdopodobniej zwędził.
W takim razie może jestem za daleko od normalnego ludzkiego poziomu, bo w mojej opinii zachowanie Joan jest przesadzone i przekolorowane w tej kwestii. Jej emocjonalne podejście wygląda na sztuczne na odległość i na odległość bije amerykańskim wzorcem powielanym w wielu produkcjach, który nijak ma się do rzeczywistości (emocja i uczucia najważniejsze, a w praktyce ludzie to sku*wiele).
Jeszcze raz więc pytam: jeśli Jamie Moriarty sama o sobie mówi, że jest geniuszem zbrodni to jest ok, tak? Ale jeśli Sherlock (BBC) sam siebie określa socjopatą to już źle?
Ja nie widzę dowodów, żeby uważać Jamie za taką genialną, bo ona jedynie najmowała zabójców (M. lub genialny matematyk). Za to James dużo lepiej udowodnił swoje mistrzostwo.
Oczywiście wszystko to jest kwestią gustu. Elementary mimo wszystko bardzo mi się podoba, jednak wersja BBC jest dla mnie po prostu lepsza. Z oglądania Elementary czerpię jednak sporo radochy i czekam na dalsze rozstrzygnięcia wątku z Mycroftem chociażby.
Jeśli mogę zauważyć: Sherlock BBC ma ogromny urok osobisty, co sprawia, że ludzie łatwiej mu wybaczają niestandardowe zachowanie. Jonny Lee Miller robi wszystko (uwielbiam, jak wysuwa szczękę, sztywnieje i spina się w sobie), żeby jego Sherlock nie był uroczy :-)
Poza tym mamy do czynienia z dwoma różnymi społeczeństwami: Anglicy znacznie bardziej tolerują odstępstwa od normy, udając, ze ich nie zauważają, Amerykanie umieją walczyć o to, aby ich traktować z szacunkiem. Sherlock w NY nie jest u siebie, a to, co mogło być biernie zaakceptowane w Londynie, tu zostaje nazwane głośno po imieniu i oprotestowane.
¿? Wiem, że jeśli ktoś ma styczność z fangirlami BC to trudno uwierzyć, że jego urok nie jest uniwersalnie rozpoznawalny, ale naprawę nie jest. Poza tym ja tu mówię o chamstwie w miejscu pracy, a Ty mi tutaj o uroku osobistym (co jest też sprawą wybitnie subiektywną i moim zdaniem, na przykład JLM tu wygrywa). Co ma piernik do wiatraka? I nie, różnice kulturowe nie tłumaczą tolerowania rażącego braku szacunku.
A co ma wspólnego fangirlowanie BC ze światem przedstawionym w "Sherlocku" oraz urok osobisty JLM do jego kreacji w "Elementary"? Wydawało mi się, że rozmawiamy o serialach...
??¿?¿¿???¿ Coraz mniej rozumiem, o czym do mnie rozmawiasz. Napisałeś, że przez urok osobisty Sherlock (BBC) może sobie na więcej pozwolić i więcej mu się wybacza, a ja Ci na to, że jego urok nie jest powszechnie rozpoznawalny ergo nie gwarantuje mu żadnych propsów. No i właśnie wiadomo, że gadamy o serialach, więc naprawdę nie sądziłam, że muszę za każdym razem pisać "Sherlock w wykonaniu Jonny'ego Lee Millera". -_-
Urok to coś, czym się emanuje na własne życzenie, nie ma więc czegoś takiego jak „nierozpoznawalny urok”. Jeśli nie zauważasz sposobu oddziaływania Sherlocka BBC na inne postacie serialu, może warto obejrzeć go ponownie :-) Natomiast Sherlock Jonny’ego nie ma w arsenale swoich zachowań działania urokiem (ma je za to Mycroft Ifansa...).
Co do różnic kulturowych: jest pewna scena, charakteryzująca policjantkę z „Mostu nad Sundem” – dziewczyna przebiera się w biurze na oczach kolegów (jeśli nie znasz tego serialu – ma spore problemy z konwencjami społecznymi i empatią). Ani w oryginale, ani w brytyjsko-francuskim remeke’u koledzy tego nie komentują, w wersji amerykańskiej dziewczyna słyszy: „Na drugi raz idź do łazienki”. Amerykanie do tego stopnia wyćwiczeni są w interakcjach społecznych, że w amerykańskich serialach genialnych chamów grają Anglicy :-) Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest Mentalista, który jednak w najmniejszym stopniu łamie zasady dobrego wychowania, a w dodatku jest typem „uroczego chłopca”...
"Urok to coś, czym się emanuje na własne życzenie" - normalnie wygraweruje to na magnesie i podaruję cioci na imieniny. Nie zauważyłam żeby DS Donovan była pod szczególnym wrażeniem tego "uroku na życzenie". Nie można po prostu być uroczym i srać na wszystkich, bo "jestem zbyt uroczy żeby mnie zbesztać". Serio. /Odrobinę/ realizmu?
W UK sypią bluzgami i nie mają wstydu. Ale też mówią "proszę" i "dziękuję" nadzwyczaj często. To, że nie reagują świętym oburzeniem na części ciała i kwiecisty język, nie znaczy, że są z natury niewychowanymi gburami i nie wiedzą, co to profesjonalizm.
Prezent dla cioci to dobry pomysł, nigdy za wiele wyrazów sympatii dla otoczenia.
Donovan jest świetnym przykładem. Jak wiadomo, wszyscy rzucają się emanować urokiem wobec osoby, która jest wredna i na dzień dobry dogaduje, tylko dziwny i gburowaty Sherlock jakoś nie ma na to ochoty. Trochę realizmu :-)
Nie wiem, z której mojej wypowiedzi wynika druga część Twojego postu. Brytyjczycy - przynajmniej ci, których znam osobiście - są bardzo dobrze wychowani i profesjonalni. Są tak dobrze wychowani, że nie zwracają uwagi innym. Cenią profesjonalizm na tyle, żeby tolerować niestandardowe zachowania osób, które najlepiej wykonują swoje zadania. I o tym cały czas piszę.
Czekaj. Chyba zaczynam łapać. Twoim zdaniem urok działa, jak kapelusz. Chcesz, to wkładasz, nie chcesz, to nie. Nawet, gdyby się tak dało, to pomyślałaś, że ktoś musiał zacząć? I że wszystkie znaki na niebie i Ziemi wskazują na Sherlocka? Bo jest niewychowanym gburem. I jakoś nie widzę żeby jego stosunek do Donovan różnił się jakoś od jego stosunku do innych. Po prostu ona ma jakieś standardy i potrafi się odgryźć.
Czyli są profesjonalni, ale w ogóle nie wymagają profesjonalizmu od innych. Pewnie! Po co zachowywać jakiś poziom w miejscu pracy? Z ciekawymi Brytyjczykami pracujesz.
„Czekaj. Chyba zaczynam łapać. Twoim zdaniem urok działa, jak kapelusz. Chcesz, to wkładasz, nie chcesz, to nie”.
Oczywiście. Podobnie jak często nie ma czasu na zbytnie uprzejmości, także roztaczanie uroku niekoniecznie musi trwać 24 godziny na dobę :-)
„Nawet, gdyby się tak dało, to pomyślałaś, że ktoś musiał zacząć? I że wszystkie znaki na niebie i Ziemi wskazują na Sherlocka?”
Sądząc po pierwszej scenie z udziałem Donovan – wszystkie znaki na obu poziomach wskazują właśnie na nią. Dziewczyna ma niewyparzony język i wyraźny kompleks niższości.
„Bo jest niewychowanym gburem”.
Co do niewychowania polemizowałabym, pani Holmes zapewne równą uwagę przykładała do wychowania obu braci :-)
„I jakoś nie widzę żeby jego stosunek do Donovan różnił się jakoś od jego stosunku do innych”.
Naprawdę? Mike Stamford, Angelo, Sarah, Soo Lin, Sebastian i jego sekretarka, graficiarz pod muzeum... To postacie z dwóch tylko odcinków. Przypomnij mi niegrzeczne zachowanie Sherlocka wobec którejś z nich.
„Po prostu ona ma jakieś standardy i potrafi się odgryźć”.
Obrażanie, insynuacje, latanie z donosem... O tych standardach mowa?
„Czyli są profesjonalni, ale w ogóle nie wymagają profesjonalizmu od innych. Pewnie! Po co zachowywać jakiś poziom w miejscu pracy?”
Odnosisz to do zdania: „Cenią profesjonalizm na tyle, żeby tolerować niestandardowe zachowania osób, które najlepiej wykonują swoje zadania”? Interesujące.
„Z ciekawymi Brytyjczykami pracujesz”.
Rzeczywiście, większość ze stopniami naukowymi od doktora w górę, a wielu jest uznanymi autorytetami w swojej dziedzinie. A pracuję dość długo, żeby wiedzieć, że znacznie lepiej sprawdza się w pracy humorzasty ekspert niż będąca wzorem kultury osobistej dziumdzia. Płci obojga, oczywiście.
... Ok. Przekomarzanie się z mentikk było całkiem przyjemne, ale Ty po prostu żyjesz na innej planecie i nie wiem już nawet, czy mam traktować to, co piszesz z jakąkolwiek dozą powagi., czy włączyć tryb maksymalnego trolla.
Naoglądałaś się bajek Disneya i naprawdę myślisz, że urok można roztaczać na życzenie. To słodkie.
Jej "kompleks niższości" na pewno nie wziął się z bycia traktowaną z lekceważeniem i pogardą. Widzimy, jak Sherlock odnosi się do Andersona i jak bardzo (przy tym właśnie pierwszym spotkaniu) stara się poniżyć DS Donovan. Wow. Takie maniery! Taka kulturka! Wow! A co ona zrobiła? Nazwała go "dziwolągiem". Niezbyt miłe, ale też niespecjalnie poniżające, czy uwłaczające. No i Sherlock jest raczej dziwny, na dodatek sam sobie wymyślił zaburzenie psychiczne, żeby tą dziwność usprawiedliwić. Oczywiście, to co powiedziała było nie na miejscu, ale nie niezrozumiałe. I nigdzie w pobliżu jego poziomu. Muszę jeszcze przypomnieć, że ich pierwsza interakcja nastąpiła przed pierwszym spotkaniem i Sherlock postarał się żeby upokorzyć ją i DI Lestrade (którego podobno "lubi").
Latanie z donosem? Serio? DS Donovan jest policjantką, a Sherlock nie robił specjalnie wiele żeby nie wydawać się podejrzanym. I przepraszam, ale co też DS Donovan "insynuuje"? Nie przeczę, że go obraża, ale o tym pisałam już wcześniej i słowo honoru trochę się już nagadałam z fanami Sherlocka, ale jeszcze nikt mi nie wyjechał z teorią, że Sherlock to urocze niewiniątko bezpodstawnie obrażane przez Donovan. Że ma prawo, bo jest mega-hiper inteligentny to owszem, ale że w ogóle nie jest gburem? Jesteś pierwsza. Dostajesz gwiazdkę. ★
A ja Ci przypomnę wszystkich pracowników SY. I Molly. Być może Sherlock jednak potrafi się kontrolować, ale ma limit czasowy. Jakieś 5 minut?
I jestem ciekawa, który z Twoich współpracowników zachowuje się w stosunku do kolegów tak, jak Sherlock? Bo Sherlock nie jest "humorzasty". Sherlock jest chamski. Jestem ciekawa, ilu masz takich kolegów w pracy, którzy non stop obrażają intelekt swoich (wykwalifikowanych przecież) współpracowników? Urządzają zawody w jak najbardziej publicznym upokarzaniu się? Bo jeśli nie, to żadne z nich Sherlocki, tylko właśnie "humorzaści eksperci".
Ups... Napomknęłam, że jedną z cech postaci Sherlocka BBC jest urok osobisty i że Brytyjczykom łatwiej zaakceptować jego zachowanie niż Amerykanom – i zostałam uznana za trolla :-)
Marginalna uwaga, niewartościująca ani „Sherlocka”, ani „Elementary”, spotkała się z masą złośliwości, skierowanych głównie we mnie (argumenty ad personam co prawda nie podnoszą poziomu wypowiedzi, ale pozwalają się lepiej poczuć osobie ich używającej. You are welcome).
Jaki jest powód wytaczania armat przeciw komarom? Przecież to tylko telewizyjne show! A gdzie dystans i poczucie humoru?
Fan jednego serialu nie musi znać dobrze innego, ale skoro się na jego temat wypowiada z taką stanowczością, powinien to robić przynajmniej bez uprzedzeń. Inaczej to, co napisze, będzie taką samą insynuacją, jak chociażby jedno ze stwierdzeń sierżant Donovan: „One day just showing up won’t be enough. One day we’ll be standing around a body and Sherlock Holmes’ll be the one who put it there... Because he’s a psychopath. Psychopaths get bored”.
I jeszcze ostatnia uwaga – która być może powinna zostać poczyniona na początku tej dyskusji, ale nie wyobrażałam sobie, że mogłabyś o tym nie wiedzieć. Sherlock Holmes Conan Doyle’a jest geniuszem. Nie „brilliant”, jak inni detektywi, ale właśnie „genius”. Nie chodzi o ponadprzeciętne, ani nawet wybitne zdolności, ale o zdolności nadludzkie. Wymaganie od geniusza, żeby zachowywał się jak „normalny człowiek” jest niesmacznie małostkowe. Nie ma to nic wspólnego z koncepcją Ubermenscha, a wynika z prostego rachunku: dopóki zachowanie geniusza nie wykracza poza przyjęte normy prawne i moralne, szkoda marnować jego zdolności kierunkowe na próby przystosowania go do „normalności”.
Mi też się bardziej podoba niż wersja brytyjska. Co nie znaczy, że serial jest lepszy. Jest inny. Holmes w wydaniu BBC zupełnie nie wzbudził mojej sympatii, za to postać wykreowana w Elementary jak najbardziej. Co kto lubi. Krucjaty fanów wersji BBC na to forum są straszne i bezcelowe (nie odnoszę się do postów z tego tematu, a ogólnie)
Cóż ja mogę rzec.
Rzygam już Elementary, bo robię do tego napisy (witam, kłaniam się, tutaj bad_magick :)), ale ogląda mi się to równie dobrze jak brytyjskiego Sherlocka. Więcej nic mądrego nie dodam, bo dziś po południu wrzuciłam napisy, więc jestem po maratonie katowania jednego odcinka Elementary i muszę ochłonąć i wrócić do życia. :D
Do mnie też bardziej przemawia Elementary. Świetnie dopasowali Jonny Lee Miller'a do roli Sherlock'a. Uwielbiam ten Jego sposób mówienia. Co do Lucy Liu. To nawet podoba mi się takie nowe podejście do postaci Watson. W końcu akcja nie rozgrywa się w Londynie, tylko w Nowym Jorku. Więc czemu i innych rzeczy nie pozmieniać. To samo ma się sprawa z Moriaty'm. Jak oglądałem pierwszy sezon byłem w szoku, jak okazało się, kim jest Moriarty. W nowym sezonie na czoło wybija się jednak postać Mycroft'a. Relacje Sherlock'a z bratem są naprawdę ciekawie pokazane. Pozdrawiam!