Tutaj nawet nie chodzi o scenariusz czy aktorów, bo pod tym względem jest przeciętnie. Chodzi o bezmyślne kopiowanie amerykańskiego stylu, budowę scen, kamerę i... płynność. To coś ma ten sam defekt co "I kto tu rządzi". Serial jest nagrywany w jakiejś nieokreślonej technologii w taki sposób, że obraz jest potwornie niepłynny, co w połączeniu z typową dla amerykańskich sitcomów reżyserią wypada beznadziejnie. Zgadzam się z tymi, którzy napisali, że to najgorszy serial. "Święta wojna" to półamatorka, ale ma swój urok. "Graczykowie" byli pozytywnie odjechani, szczególnie Joanna Kurowska, "Buła i spóła" to była nuda, ale jakoś dało się przełknąć. Ta moda na kopiowanie sitcomów amerykańskich jest zupełnie bez sensu, przecież za oceanem panuje zupełnie inna mentalność. Niedługo zaczniemy tworzyć programy z pokazywaniem ekspresji w stylu "Domu nie do poznania" - to będzie dopiero kicha. Podsumowując: kiedy oglądam amerykański sitcom po polsku, wydaje mi się, że to się w ogóle nie trzyma kupy. Leci scena za sceną, ale coś nie gra. Wyjątkiem jest Niania, którą da się oglądać, choć też potrafi wkurzyć kreowaniem fałszywej wizji naszego kraju.