Serial jest krytykowany przez fanów świata z serii gier Fallout za łamanie konwencji. Sam nie grałem, więc nie mogę się odnieść. Patrząc z perspektywy "świerzaka" świat ma fajne koncepcje jak np. podział na frakcje, które się totalnie różnią w metodach działania, a jednak mają wspólny mianownik braku granic brutalności. Jednak to i względnie niezłe scenografie to jedyne pozytywy.
Niech mi ktoś wytłumaczy, proszę, czemu serial sobie zaprzecza w tylu punktach prezentacji świata? Niby 200 lat od wojny nuklearnej, a jednak budynki stoją, maszyny w dużej mierze działają, nawet kapsle z butelek istnieją jako waluta. Przecież to wszystko już dawno rozsypałoby się w pył! Ile znacie urządzeń, które bez części zamiennych podziała 20 lat? 200 lat jest całkowicie niedorzeczne. A jednak nie widać przemysłu, skomplikowanego społeczeństwa, które było w stanie utrzymać to w ruchu.
Kolejna sprawa to lokalizacja osad. Znów durny "mad max". Wojna nuklearna uderzyłaby przez de wszystkim w miasta, obiekty wojskowe i strategiczne (przemysł, elektrownie, mosty, porty, itp). Czyli ci, co by przetrwali uciekliby do lasów, rezerwatów przyrody. Tylko tam byłaby szansa na pożywienie i drewno jako materiał budulcowy oraz paliwo. Tylko tam, ktoś mógłby przetrwać 200 lat. A jednak ludzie siedzą w pobliżu ruin miast, gdzie promieniowanie jest największe... No proszę...
Kolejna sprawa to jest cała narracja krwiożerczości rasy ludzkiej. Gatunek, który zawsze, w każdych okolicznościach dąży do konfliktu nie dotrwałby do epoki nuklearnej, bo zabiłby się wcześniej. Np. podczas zarazy. Resety cywilizacyjne zdarzałaby się bez przerwy. Naturalnie konflikt jest wtedy, gdy zasobów jest zbyt mało, by utrzymać dany poziom populacji. Jeśli wojna zabiłaby np. 90% populacji, to ocalali przez pewien czas, prawdopodobnie cieszyliby się, że kogoś spotkali w głuszy, a nie jakby to tu zabić. Dopiero potem jakby pojawiły się stałe osady, które kolektywnie pracując, by się bogaciły, to pojawiły by się bandy najeźdźców. Nie ma takiej możliwości, by ludzie byli zorganizowani w mordowaniu, a nie byli w produkcji. Taki system nie zadziała.
Kolejny problem - reaktory. Niby wszystkie produkcji vault tec'u, a jednak vault tec nie był w stanie trzymać nad nimi kontroli, bo bractwo stali pokradło je setkami do własnych zbroi. Tzn., że niby jak? Wojna nuklearna, zagłada prawie wszystkiego, a potem ludzie z kamieniami i patykami szturmowali niemożliwe do spenetrowania skarbce i ukradli pierwsze reaktory?
A zabezpieczenia skarbców? Że niby mamy uwierzyć, że przez 200 lat, nikt nie wymyśliłby sposobu na pokonanie jednych drzwi?!?! Jakby się ludzie zawzięli to dosłownie kamieniami łupiąc, by się dostali do środka. A w środku nie mamy uzbrojonych po zęby komandosów z super arsenałem, tylko naiwne "dzieci", tak nieporadne, że nie przetrwały by nawet 5 lat.
Człowiek z zarządu Vault tec jako ich lider to też ściema, bo przecież menadżerowie korporacji z dzisiaj nie mieli, by żadnych kompetencji by rozwiązywać problemy zupełnie nowego, innego świata.
Takich problemów są w fabule setki. A to nie jedyne wady, bo zgadzam się z innymi aspektami krytyki jak słaba gra aktorska, poprawność polityczna i "przesłanie" wtłaczane na siłę ostatnio we wszystkich filmach.