Niestety, serial "Fallout" (piszę po pierwszym sezonie) wpada w pułapki wynikające z korporacyjnego podejścia prezentowanego przez Amazon i Bethesdę. Jak na ironię, nie tak daleko im do Vault Tec-u pod względem podejścia. Biznes przede wszystkim, co nie?
W punktach, by lepiej uporządkować sprawy:
1. serial nie wiadomo dla kogo. Fani gier przewidzą z łatwością wszystkie wątki, a zupełnie nowi odbiorcy mogą się poczuć jednak trochę zagubieni. Zwłaszcza, że wiele kwestii jest traktowanych po macoszemu, pobieżnie i na chybcika. Taki skutek kilku głównych wątków na raz (ghul, Lucy, Maximus, krypta 33) i sporego grona postaci pobocznych.
2. ideologia "progresywna". Nie będę się rozwodził nad tym punktem by nie wywoływać zbędnych sporów, wolę się skupić na innych punktach. Napiszę jedynie, że choć nie jest tak obecna jak w innych serialach Amazon czy Netflixa i podobnych korporacji, to jednak niesie za sobą jedną poważną wadę. Przewidywalność. Opowieść ma zaskakiwać. Tymczasem widząc płeć i kolor skóry określonych postaci da się z dużym prawdopodobieństwem określić czy okażą się na koniec "dobrzy" czy "źli". Wyjątki typu Barb czy Betty wciąż są wątkami otwartymi w serialu, a poza tym obie są związane z Vault Tec, a to jednak przybliża czego się można spodziewać po osobie, a zatem znów przewidywalność tylko z innego punktu.
3. większość postaci to idioci. Nawet ludzie mniej naiwni od Lucy z pierwszych odcinków i świadomi tego jak wyglądają pustkowia, popełniają idiotyczne błędy. Nie będę wypisywał przykładów by nie było spoilerów ale wydaje się, że jednak zasada ograniczonego zaufania i noszenia wszędzie broni wszędzie ze sobą, jakiejkolwiek (choćby noża), będzie obecna w umysłach postaci Fallouta. Nie jest.
4. Todd Howard i Bethesda. Rozumiem, są właścicielami franczyzy, mogą robić co chcą. Wolałbym jednak by serial nie był kopią fabuły (prawie) Fallout 4 z mieszanką Fallouta 3 i odrobiną New Vegas. Czyli wyłącznie gier od Howarda i Bethesdy. Nie wy zbudowaliście ten gmach, panowie i panie z Bethesdy, wy go tylko kupiliście od poprzednich właścicieli. Trochę szacunku dla części 1 i 2. Dałoby się to osiągnąć określonymi zabiegami fabularnymi. Jedna wzmianka o czipie wodnym i przeszłości Shady Sands to za mało. Tymczasem serial wygląda jak 8 odcinkowa reklama Fallouta 4. Jest stacja benzynowa Red Rocket, pies owczarek, włamywanie się do komputera w identyczny sposób co grach Bethesdy, Yao Guai, mnóstwo zbroi T-60 (dla tych co nie wiedzą - w takim Fallout 2 to opcja na końcówkę gry, w Fallout 4 jest ich sporo i nietrudno sobie sprawić power armour). Stimpak leczy wszystko i tak można wymieniać dalej.
5. Kontynuacja powyższego punktu. Zmniejszenie realizmu z części 1 i 2 gier na rzecz tzw. action rpg (bardziej gry akcji niż rpg) jakie preferuje Bethesda czy Bioware widać ewidentnie i w serialu. Niestety, ponieważ serial powinien być osobnym bytem w uniwersum, jak książki, komiksy itd. a tu, gdy choćby stosowane są sztuczki typu bullet time czy elementy humoru mieszane z brutalnością, ma się wrażenie gry komputerowej tylko pozbawionej opcji kierowania główną postacią. To wada, bo nie o to chodzi. Jeśli ma się ochotę zagrać w grę, gra się w grę. Po serial czy książkę sięga się z innego powodu, a wierność źródłu nie musi oznaczać kopiowania słowo w słowo. Zwłaszcza gdy źródłem jest wersja uproszczona.
6. I na koniec, o słabości scenariusza. O przewidywalności pisałem, o głupim zachowaniu postaci również, jednak słabość scenariusza widać też i w innych punktach. Zmiany w historii świata Fallouta (główna zmiana to przyczyna wybuchu wojny nuklearnej) - zupełnie zbędne, a wprowadzane ponieważ tak jest wygodniej i łatwiej twórcom serialu. Idiotyczne wątki typu Enklawa, gdzie widz nie dostaje wyjaśnienia co, jak i dlaczego, a jak się zachowuje naukowiec z Enklawy... bez spoilerów ale dziur fabularnych jest sporo. Sama "niebieska buteleczka" (tak ją nazwę by nie spoilerować) też jest niezłym absurdem jeśli widz pomyśli nad tym pomysłem więcej niż 5 sekund. Brakowało też więcej fauny napotykanej przez bohaterów.
Na tym póki co kończę. Szkoda tego wszystkiego bo potencjał był. Nadal jest, choć nie nastawiam się na fajerwerki w kolejnych sezonach. Na plus można dać przyzwoitą grę aktorską, bez rewelacji ale solidnie. Błyszczy oczywiście Walton Goggins ale i np. Sarita Choudhury czy Moises Arias robią co mogą z tak ograniczonym materiałem scenariuszowym jaki mają. I zdecydowanie efekty specjalne i wizualne. Tu widać na co poszedł budżet. Plenery są atrakcyjne i wszystko wzbudza wrażenie bycia w świecie Fallouta. Części numer 4 lub 76 ale wciąż Fallouta.
co do zasady się zgadzam, jednak F1 & F2 to zamierzchła przeszłość, może mogli (powinni) by zrobić jakiś odrębny serial suplementujac niuanse tych LEGEND. Co do subiektywnego odbioru zupełnie mi to nie przeszkadza by udać się w przyjemną podróż do świata Wasteland - oczywiście w wydaniu współczesnym bardziej pod odbiorce F4 & F76
Hej, normalnie jakbym swoje spostrzeżenia czytał, a nie pamiętam żebym to pisał :P
Tak zupełnie poważnie, podpisuję się całkowicie pod Twoim postem i zgadzam się z każdym zawartym spostrzeżeniem.
Bardzo fajnie opisane wrażenia z serialu. Pozdrawiam.
Na uniwersum Fallouta się nie znam, więc pomijając światotwórcze niuanse, potencjał serialu chyba najbardziej zmasakrował punkt trzeci.
Dlatego też nie będę każdego absurdu usprawiedliwiał konwencją itp., jeśli stoi za tym lenistwo/niedouczenie scenarzystów.