Skończyliśmy z małżonką Fallouta. Jeśli podkreślę, że nie znam 1 i 2 części gry, za to bardzo przyjemnie grało mi się 3 i New Vegas, pewnie nie będzie zaskoczeniem, że serial mi się podobał. Niestety mam jedno "ale". Bardzo małe, ale też jednocześnie bardzo duże. Z tego co widzę w Internecie, nikt nie zwrócił na to uwagi, ale kiedy żona mi o tym powiedziała, to nie może przestać mnie to gryźć.
Jak się tak porządnie zastanowić, to cały wątek Norma i odkrywanych przez niego tajemnicach połączonych krypt, opiera się na krótkiej rozmowie z jednym z więźniów. Żeby rozmowa przebiegła tak jak przebiegła musiał jednak zostać z więźniem sam na sam, bez strażniczki. Ta odchodzi, żeby schować do lodówki resztkę ciasta. Tego samego ciasta, które zostanie upieczone dopiero w następnym odcinku, z okazji wyboru nowego zarządcy.
Nie mam pojęcia, jak można było doprowadzić do takiego błędu. To pierdoła, którą spokojnie można było rozwiązać na 1000 innych sposobów, a mimo to decydowano się na rozwiązanie, które sprawia, że całość po prostu nie ma sensu :)