TWD miało swoje lepsze i gorsze, a nawet bardzo złe, momenty, ale najwet najgorszy odcinek TWD jest o niebo lepszy niż FTWD. Robię już drugiej podejście, 2 odcinek 3 sezonu i cały czas mam wrażenie że reżyserowie nie bardzo wiedzieli, co w ogóle chcieli stworzyć. Główni bohaterowie padają jak muchy, a ich śmierć czy przeżycie właściwie niczego ciekawego nie wnosi. Brakuje tego mroku i przerażenia. Podobno to dopiero sam początek apokalipsy, ale rodzinka ogarnia w ciągu 2 sezonów to, co w oryginalnej serii było przede wszystkim trudniej ogarnąć, bo trzeba było martwić się o swoje zdrowie. Tutaj bohaterowie mijają sobie zombiaki, jakby nigdy nic niemal od samego początku... A im dalej, tym wcale nie jest lepiej. Chciałam dotrwać chociaż do spotkania z Morganem, ale nie wiem, czy dam radę.
dla mnie 3 sezon FTWD jest cudowny, nawet lepszy niż niektóre sezony TWD. Szkoda że kolejne sezony oprócz 6 i niekiedy 7 są gorsze
Jestem teraz na 7 sezonie i zaczynam rozumieć, czemu ta seria tyle przetrwała. Odkąd fabuła przestała się skupiać na problemach rasowych amerykańców vs meksykance i indianie, a moralnie skrzywiona Madison opuściła serial (szkoda, że w 8 sezonie ma wrócić...), to zaczęło się robić nawet ciekawie. Poza Alicią, która jest kulą u nogi idealizowaną do bólu i cieszę się, że nie widziałam jej odkąd atomówka zebrała swoje żniwo. W ogóle im mnie Clarcków, tym serial nabiera lepszego tempa, Morgan, Dwight i Sherry też dodali tego klimatu prawdziwego TWD, którego mi brakowało w tych pierwszych 4 nieudanych sezonach.
Co do klasycznego TWD, no też ma swoje gorsze momenty. Dla mnie to te, gdy się tłuką pomiędzy obozami, męczące to strasznie było. A po pierwszym podejściu do epoki Negana musiałam sobie zrobić ze 2 lata przerwy.