Odcinek 11 obfitował w kolejne odniesienia do różnych seriali... To ogromna przyjemność patrzeć, jak scenarzyści żonglują znanymi motywami i tworzą z tego całkiem nową jakość. Swoją drogą, świetny odcinek.
Jestem w tyle z serialem, ale przeczytałam, że "Adama" gra Burn Gorman, tak? Oj trzeba nadrobić, bo gościa wielbię.
Ja polecam bardzo mocno serial :) Przypadł mi do gustu i jeszcze jak zobaczyłem, że właśnie Burn Gorman gra to się niezmiernie ucieszyłem :)
Oglądam serial, oglądam. Miałam chwilowy zastój, a dziś przez przypadek przeczytałam, że Burn wystąpił w nowym odcinku. Już się wzięłam za nadrabianie. Gość jest rewelacyjny. Dwóch Brytyjczyków w jednym amerykańskim serialu, do tego przeciwko sobie... marzenie xD
Hey
Bardzo dobry odcinek, na początku scena w taksówce super, zakręcił Henrym nieźle, a potem goły białas :)
oczywiście wybrali na prześladowce, mało rzucającą się osobę
Odcinek świetny, serial się rozkręca i moim zdaniem obecnie jest jednym z najlepszych procedurali, jednak najnowszy odcinek miał jedną wadę i to bardzo dużą, moment w którym pierwszy raz pokazano nam psychologa do którego miał się udać doktorek był momentem w którym domyśliłem się że to on jest nieśmiertelnym, nie zwątpiłem ani trochę do końca odcinka, wybrali zbyt charakterystycznego aktora który jednoznacznie skojarzył mi się z typowym czarnym charakterem. Częsty błąd w serialach, do ważniejszych ról angażuje się zwykle lepszych/bardziej znanych/charyzmatycznych aktorów, w sytuacji w której ma być niespodzianką kto okaże się kim, osoba która ogląda seriale i widzi że niektóre twarze przewijają się w epizodycznych rolach czasami może się łatwo domyślić kto okaże się mordercą, miałem tak wiele razy choćby w Castle czy Mentaliście
ja tam się zorientowałam bo psychiatra miał wtopę - spytał, czy poza Abe'em Henry ma jakichś przyjaciół W SWOIM WIEKU - Henry był u niego pierwszy raz, nazwał Abe'a przyjacielem i nigdy nie podał jego wieku
faktycznie, duży błąd w scenariuszu, nawet nie zauważyłem tego, ale tak jak mówiłem wcześniej, ani chwili nie wątpiłem w to iż psycholog jest nieśmiertelnym, można było obsadzić mniej znaną twarz
No nie, to nie błąd w scenariuszu, ale bonus dla uważnych: wiedzą, że coś nie tak z panem psychiatrą :-) W tym serialu ciągle występuje ktoś znany jako postać drugoplanowa, więc na pierwszy rzut oka trudno stwierdzić, że akurat on jest tym drugim nieśmiertelnym.
A kolejnym dowcipem jest to, że Henry - którego psychiatra nazywa "Sherlockiem" i który faktycznie używa szerlokowych metod rozumowania - nie załapał tej wpadki.
Ja byłam prawie pewna od pierwszej sceny, kiedy pojawił się "brytyjski psychiatra". Każda kolejna to tylko zapewnienie, że jest Adamem. (;
Też się domyśliłem po znanej twarzy (koleś grał m.in w Pacific Rim) - ale to i tak nie umniejsza temu odcinkowi. Przy drugiej rozbierance solidnie się uśmiałem.
Wg mnie najlepszy odcinek w sezonie.
W ostatnim odcinku znowu coś takiego było - dość przewrotnie uczłowieczyli głównego złego, który co prawda mordował, ale przestępców. Fajny zabieg, otwiera wiele nowych możliwości pociągnięcia tej fabuły. Może Adam nie taki zły jak go malują?
Poza tym podobało mi się wkomponowanie bohaterów w tło historyczne, z którym pewnie widownia amerykańska nie jest, aż tak obyta jak Europejczycy, Złośliwe można też dodać, że obok tematu holocaustu i nazizmu było już zupełnie im znajome niewolnictwo. Najważniejsze jednak, że poprzez ten kontekst dostaliśmy dość wiele nowych informacji, mówiących nam sporo o Henrym, Abe-ie, a nawet wspomnianym już złym Adamie.
A nie mówiłam, że scenarzyści "Forever" to zmyślni goście? Seriale zalewa fala złych do szpiku kości czarnych charakterów, a oni niuansują charakter Adama... Oczywiście, może okazać się, że należy strzec się Greków, gdy przychodzą z darami :-)
Bardzo podoba mi się to rozbudowywanie historii Henry'ego i Abe'a. Powoli, przez analogię do współczesności, poznajemy przeszłość - i jest to przeszłość fascynująca. I ważne jest też, że Henry nie jest chodzącym ideałem - wypieranie ze świadomości procederu uprawianego przez ojca to ciekawy rys osobowości.
A ja też już pisałam, że przy pierwszym sezonie jeszcze scenarzyści nie mają wielkiego bólu głowy i problemu z klarownością wizji, więc też nie jestem (jeszcze) do końca skora do wielkich pochwał,
Ale już nawet abstrahując od naszego Greka i Jego daru, to podoba mi się uspokojenie tego wątku. Wcześniej zrobiło się tak intensywnie, że można się było zastanawiać, czy taki przeciwnik nie wypali się w przedbiegach do własnego końca (jak np. RJ w Mentaliście). Tymczasem zaczęto Go kreować na człowieka. Z takim podejściem relacja robi się dużo ciekawsza, mniej gwałtowna i chyba z dłuższą przydatnością do spożycia.
PS. Ciekawe, że nieśmiertelny gość szuka jakiegoś sztyletu, czyżby rozwiązanie tej wielkiej zagadki leżało w jakimś artefakcie...? To kolejny wątek, o który się martwię - pójdą w coś magicznego i przypadek losowy, czy może umotywują jakoś przesłanki tej nieśmiertelności, chodzącej po ludziach. Wcześniej trudno było znaleźć jakieś wspólne punkty zaczepienia w charakterystykach Adama i Henrego - teraz już by się dało postawić tu jakiś znak zapytania, a może i równości.
W przypadku Adama nie ma mowy o powtórce historii z RJ, bo znamy jego twarz :-) Oczywiście, może się okazać, że to tylko przypadek i że za Adamem stoi jakaś większa siła...
Sztylet jest narzędziem złowróżbnym, bo można nim odebrać życie, cudze lub swoje, nawet jeśli jest się nieśmiertelnym. A Adam z jakiegoś powodu mógłby chcieć zostać jedynym nieśmiertelnym... Swoją drogą, zastanawia mnie, czy nieśmiertelny może chcieć śmierci? Będąc w niezłym zdrowiu, mając wiedzę i doświadczenie, poznając ciągle nowych ludzi?
W Forever wyszli z konkretniej gęby, a w Mentaliście na pokazaniu gęby sprawę zakończono (ku zdziwieniu części widowni, która oczekiwała jakiegoś wyjaśnienia). Mi jednak chodziło o kreowanie postaci RJ na demona demonów, esencję zła. Co było na dłuższą metę dość nieznośne i czemu trudno było finalnie sprostać (scenarzyści postanowili zatem w ogóle się o to nie starać). W Forever byłoby to jednak do przełknięcia bo mowa nie jest o człowieku, a faktycznie kimś więcej. Tu niczego nie trzeba tłumaczyć - bo Adam jest postacią sci-fi i zwyczajnie może więcej.
Nie wiem czy nieśmiertelny może chcieć śmierci. Na początku denerwowała mnie ta pogoń za śmiercią u Henry-ego, ale później sam to wytłumaczył - jakoby nie chodziło mu o osiągnięcie samego efektu śmierci, ale chęci przeżycia procesu starzenia się, wraz z bliskimi (Abe...). To ma sens.
Co do Adama to po ostatnim odcinku ewentualną chęć pozbycia się nieśmiertelności można (zupełnie na wyrost) próbować uzasadnić jakąś samotnością. Lgnie On w końcu do Henry-ego, poznaje Abe'a, nazywa chyba nawet doktorka przyjacielem, przesyła gest przyjaźni. Tutaj widzę zresztą kolejną serialową analogię, mianowicie podobieństwo do relacji Hannibala i Willa. Hannibal wrabia Willa, oszukuje Go, manipuluje Nim, a jednocześnie podziwia Go i uważa za swojego przyjaciela. Will początkowo tego nie ogarnia (bo to nie jest normalne, ale Hannibal to jednak psychopata), jest poirytowany (http://linear-relationships.tumblr.com/post/78201390893/youre-an-idiot-hannibal ) zachowaniem Hanniego, później niby mu ulega, podejmując swoistą grę. Może tak ma wyglądać relacja Henry-ego i Adama? Już w tym odcinku doktorek został zmuszony do zatuszowania jego morderstwa (wyników z laboratorium).
Demoniczność RJ polegała m.in. na jego wszechmocy i wszechobecności. Takie cechy Adam może jeszcze nam pokazać. Np. gdy Henry nie zechce być jego Willem...
Chęć nawiązania kontaktu z innym człowiekiem dotkniętym tym samym błogosławieństwem/przekleństwem jest zrozumiała. Człowiek to zwierzę stadne. Łatwiej przechodzić przez wieki wespół w zespól :-)
Obiektywnie rzecz biorąc, co prawda Henry może w mniej lub bardziej dalekiej przyszłości stracić Abe'a, to przecież poznał Jo, może mieć kolejne dzieci... Zwłaszcza że chyba jak dotąd nie miał własnych. A chęci przeżycia procesu starzenia się, patrząc na moją 95-letnię babcię, nie mogłabym zrozumieć. To doświadczenie, którego warto uniknąć.