To taki serialik oldschoolowy, według schematów serialowych z lat 70tych i 80tych. Castlepodobny. Przy czym ma mniej interesująco narysowanych bohaterów niż Castle, a wątki "kryminalne" w ogóle nie trzymają w napięciu. Rozwiązywanie spraw przychodzi banalnie łatwo, bez "poczucia zagrożenia".
O ile Castle doczekał się jakimś cudem kilku sezonów, o tyle ta forma raczej się szybko wypali. Dziwne, że już pierwsze odcinki wywołują uczucie pewnego znużenia. Dramaturgicznie słabe to jest po prostu.
Trochę lepiej wypadają scenki retrospekcyjno-historyczne, cofające nas do innych epok. Są momentami klimatyczne.
Niestety, wszystko to jest jałowe. Twórcy pazerni na kasę ani myślą nam wyjaśnić o co tu chodzi wystarczająco szybko. Najpierw muszą odłożyć na nowy dom albo apartament na Manhattanie, dopiero wtedy zastanowią się nad jakimś spójnym zakończeniem. Chyba mogą spać spokojnie, bo wciąż jest zapotrzebowanie na takie rzeczy, które pod względem wartości artystycznej zbliżone są do tasiemcowatych oper mydlanych. Dojrzewają kolejne pokolenia "gospodyń domowych", które przy schabowym wcinają odcinek za odcinkiem i nie mają w zasadzie żadnych wymagań. Schematom zadość uczyni scenariusz łączący głównego bohatera z atrakcyjną policjantką (tak jak w Castle). Głupie to wszystko okrutnie i to w dodatku w czasach, gdy świat serialowy został wzbogacony o całą masę produkcji inteligentnych, które przecież są dużo strawniejszą rozrywką, bo tam od głupoty, płycizny i szablonów zęby nie bolą.