Oglądnęłąm dzisiaj "Trio", a potem przyszło mi do głowy, żeby zobaczyć pierwszy odcinek serialu. I gdy tak go oglądałam doszłam do wniosku, że nie ma już tego Glee które kochałąm, jest jakaś hybryda i trzyma mnie przy niej tylko sentyment. Gdzie Glee takie, jakie kiedyś pokochałam?
Sądzę, że twórcy powinni sobie również obejrzeć pierwszy odcinek i zastanowić się co zrobić, żeby wrócić na właściwą ścieżkę. Serial stracił dużo z tego, co miał w sobie pozytywnego...
Na samym początku bardzo wyraźnie było widać temat tolerancji, może ze względu na dzieje absolwentów w NY nie ma już na to tyle czasu.. A myślę że to sprawiło, że pokochaliśmy ten serial ;D No i duży wpływ ma na to brak pierwszych ulubieńców :))
Ale.. Sue się chyba nie zmieniła, już chciałam napisać że nawet ona nie jest już tak samo wredna jak kiedyś, ale niee.. uśmiałam się na Trio ;D
Obejrzało by się wszystko raz jeszcze :))
Zgadzam się. Polecam odświeżyć sobie 1 i ew 2 sezon, wtedy widzi się kolosalną różnicę. I nie chodzi tu o kwestie miejsca kręcenia serialu (że kiedyś skupiał się tylko na Limie a teraz mamy 2 wątki) ale przede wszystkim fabuły. Na pewno duże znaczenie ma fakt podział na nowych i starych bohaterów, ale myślę że gdyby tylko scenarzyści poważnie podeszli do scharakteryzowania nowych bohaterów i trzymali się ich charakterystycznych cech charakteru to ich polubilibyśmy tak samo.
Kiedyś nie mogłam doczekać się nowego odcinka, teraz nawet zdarza mi się zapomnieć że właśnie wyszedł. Nadal mam sentyment do tego serialu (o czym świadczy serduszko przy ocenie) ale to już tylko sentyment a nie uwielbienie.
Tak samo u mnie:) Jakoś tak serial mniej wciąga, nie jest już taki śmieszny, błyskotliwy... I piosenki były fajniej realizowane, teraz niektóre mnie nudzą i mam ochotę je przewijać :/ Gdzieżby coś takiego mogło mieć miejsce w którymkolwiek z odcinków 1 albo 2 sezonu!
dokładnie! kiedyś myślałam, że Night of Neglected to jest najgorszy odcinek w historii, a teraz oglądnęłam go jeszcze raz i stwierdziłam, że jest świetny. Wszystko było jakieś takie lepsiejsze, miało ten kilmat. I scenariusz był porządnie napisany i przemyślany. Teraz mam wrażenie, że scenarzystom się już nie chce. Teraz oczkiem w głowie RM jest American Horror Story i chyba ma w dupie nasze Glee :(. szkoda
Popieram. Ja kiedyś strasznie lubiłam Glee w szczególności sezony 1-3, nawet kupiłam sobie specjalnie DvD, sezon 4 też był momentami dobry. W pierwszych sezonach było dużo dobrej muzyki, poruszanie bardzo ważnych tematów tzw Tabu, kiedyś Glee poświęcało uwagę takim gwiazdą światowej klasy jak Madonna, Michael Jackson, Journey, Bon Jovi itp. jednym słowem stare dobre hity które dostawały nową młodość. Teraz jest Bieber i reszta takiej "muzyki". Plus brak wielu starych i lubianych postaci. Niszczenie postaci (starych) które jeszcze zostały w serialu. Fabuła się kupy nie trzyma... Ja obejrzę z ciekawości odcinek 100 i ten następny gdzie będą wszystkie stare postacie tak żeby powspominać sobie.
myślę, że nawet nie chodzi o muzykę, bo Biebery zawsze były, od pierwszego sezonu, ale o to że wykonują je w oklepany sposób. oczywiście nie wszystkie, ale czasem mam wrażenie, że zamiast skupić się na tym, żeby piosenka miała duszę, skupiają się na tym, żeby miała idealną choreografię, stroje, naświetlenie... robi się hurtowa produkcja.
Tak też to zauważyłam, myślę też że kiedyś piosenki były połączone z bohaterami, każdy śpiewał na dobrą sprawę o sobie i o sytuacji w jakiej się obecnie znajduje, o uczuciach i widać było że wszystko było szczerze i śpiewane z "serca" że tak to ujmę. A teraz wszystko jest oklepane i na odpierdziel. Tak samo (wiem że jest wielu fanów Rachel i Kurta) ale skupianie się głównie na tych postaciach też trochę traci, głównym życiowym problemem Glee najpierw było to czy Rachel dostanie rolę czy też nie, czy Rachel się odnajdzie, a kiedy to się udało to teraz główny problem to kłótnia (tak dla odmiany) dotycząca znów Rachel i Santany. Nie chodzi mi o to że te postacie są złe ale gdzie Brittany, Quinn, Mercedes, Mike, Puck?(Finn wiadomo nie ma) teraz ma nie być już Tiny. A do ekipy z NY ma dołączyć sztywny i pusty Sam - z którego za przeproszeniem zrobiono w tym sezonie idiotę i playboya który był już ze wszystkimi dziewczynami ze starego ND. Wiem że te postacie wyżej wymienione nie będą już na stałe w serialu, ale moim zdaniem przez to on traci
zgadzam się. Rachel, Kurt i Santana, to świetne postacie i nie wyobrażam sobie serialu bez nich, ale nie byłabym w stanie oglądać tak pożądanego spinn-offu ny, bo umarłabym z nudów. I wcale nie jestem jakoś podekscytowana na przeniesienie fabuły do ny, przez co zmniejszenie ilości postaci. Teraz jaki pretekst ma np. Mike, żeby pojawić się w serialu? w sensie kogo ma odwiedzać w ny? rachel? blaina? (to jak bardzo nie lubię Blaina, to chyba temat na inna dyskusję). Glee zawsze było o większej grupie ludzi. Jedni byli ważniejsi drudzy mniej, ale każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Największa różnica i zarazem minus to fabuła i mnóstwo dziwnych wątków - jednoodcinkowych, które nic nie wnoszą i nie pasują do niczego lub takich, które ciągną się kilka odcinków, a póżniej nagle się urywają bez żadnego wyjaśnienia.
Jak tu już ktoś wspomniał - za dużo postaci, a te nowe zupełnie nieprzemyślane. Brakuje też konsekwencji co do starych bohaterów. Rozumie, że każdy w ciągu swohjego życia się zmienia, ale to co zrobiono z Samem (nagle stał się playboyem, a jak podobała mu się Quenn był dosyć nieśmiały) i Tiną (kiedyś sympatyczna, lekko wycofana dziewczyna, teraz kapryśna i nieznośna) to już totalna przesada.
No i muzyka. W ostatnich dóch odcinkach trochę się poprawiło, ale ogólnie ten i poprzedni sezon również pod tym kątem są słabe. Często słucham piosenek z sezonów 1-3, od czwartego już tylko pojedyncze utowry. Kiedyś piosenki były powiązane z fabułą, teraz są tylko wypełniaczem. Do tego poziom muzycznym znacznie się obniżył. Wiele piosenek z sezonu 1-3 było lepszych od oryginałów, te z sezonów 4-5 są albo wierną kopią, ale słabsze od oryginałów.
co do ogólnego zepsucia Glee, to mnie się 4 sezon podobał. Uważam, że 5 to jest jakieś nieporozumienie. Chociaż, te ostatnie odc. już są progresywnie lepsze
kiedyś bylo fjane to, że te postacie nie były idealne, ale i tak się je lubilo, każdy miał jakieś wady , był czasem wredny itd. a teraz jest widoczny podział na tych dobrych i tych złych.
masz całkowitą rację :) ja ostatnio oglądałam wszystkie sezony ciągiem i moim zdaniem poziom się tragicznie obniżył ^^ nowe postacie są płaskie i albo są mi obojętne i w ogóle mnie nie obchodzi co się z nimi stanie albo ich kompletnie nie trawię (zwłaszcza Marley). A jeśli chodzi o stałych bohaterów to Rachel strasznie mnie wkurza - od początku była irytująca, ale w 5 sezonie jest naprawdę nie do zniesienia ^^ Blaine, którego uwielbiałam na początku, teraz też jest wybitnie irytujący i czasami zachowuje się jak Rachel. Nawet poziom piosenek się pogorszył, a repertuar jest jednolity - ja np.bardzo lubiłam wszystkie numery Pucka, a od kiedy on odszedł z McKinley to śpiewają praktycznie sam pop, albo jeżeli śpiewają jakąś rockową piosenkę to przerabiają ją na popową modłę (porównajcie sobie piosenkę Halestormu "Here's to us" z wykonaniem Rachel - imho żenada).Ja oglądam głównie z sentymentu, bo to nie jest już to co kiedyś niestety ;<