Kate terroryzuje groźnego mordercę potluczoną butelką haha. To mnie najbardziej rozśmieszylo.
Ale to tylko przykład. Jeden z setek.
Najgorsza jest chyba całą fabuła. Za żadne skarby nie wiem o co chodziło. Nie było w tym żadnego sensu. I nie chodzi mi o to, że oni wyszli z grobów bo ten pomysł był ok. Chodzi mi o wszystko co działo się później. Dla porównania w serialu Lost zagubieni wszystko trzymało się kupy od początku do końca. Wątki były rzetelnie prowadzone. Natomiast w tym serialu jest tak okropny haos... tyle się dzieje i nic nie jest logiczne.
Serial był wciągający, ale jednocześnie bardzo irytujący jak dla mnie
Kiedy ludzie zrozumieją, że kino to nie dokumenty? Często twórcy stosują takie zabiegi specjalnie, by wzbudzać emocje w widzach. Np. kino azjatyckie często balansuje na granicy powagi, a właśnie absurdu i momentami żartu.
Uwaga, spojlery poniżej.
Co do sytuacji z Kate, to Phil "zagubił" się w roli posłańca, strażnika, zabójcy przywróconych do życia, czy jak go tam inaczej nazwać. Dla niego wiele rzeczy po powrocie po śmierci było jak coś, co przeżywał po raz pierwszy w życiu. Zabił Elishię i stwierdził, że jego cel życiowy, by zabić pozostałych przywróconych do życia nie ma sensu. Nagle docenił przebywanie z rodziną, miłość i pomaganie. Do czego zmierzam - on nie chciał Kate zabić, nie chciał stawiać oporu, by zdobyć jej zaufanie i wszystko jej wytłumaczyć.
Z resztą każdy taki strażnik-morderca miał problemy z wykonaniem zadania, zatracał się w miłości, byciu dobrym - patrz np. Sarah, która nie potrafiła zabić Jamesa i napisała mu list, że mimo że nie jest sobą, to dalej jest Sarah i dalej go kocha, a ich dziecko zostawiła pod opieką w dobrych rękach, dzięki czemu przeżyło.
Albo sam James - po powrocie do żywych bez zawahania pojechał spełnić swoje zadanie, a gdy tylko zobaczył Kate, zaczął mieć wątpliwości, powoli się zatracać, próbował zabić humanitarnie, a mimo to zbliżył się ponownie do Kate.
Z Willem to już w ogóle od samego początku było widać, że jest zabójcą, ale miłość do Elishii go powstrzymywała od spełnienia zadania. Miał flashbacki z poprzednich wcieleń, których było dużo i każde kończyło się tak samo - światem w płomieniach.
A wszystko było spowodowane zaburzeniem balansu przez Elishię, która wielokrotnie wskrzeszała siebie i Willa. Tylko tym razem przypadkiem wskrzesiła też i innych. Byli w sobie zakochani, ale jednocześnie byli ze sobą "połączeni" - nawet Elishia o tym wspominała w którymś z pierwszych odcinków. Elishia zaburzała balans wszechświata, a Will był najważniejszym strażnikiem, który musiał utrzymać ten balans w ryzach.
Każdy przywrócony do życia, który wyszedł z grobu miał do przerobienia jakąś lekcję, zrozumienie co było dla nich najważniejsze, czy też przebaczenie komuś.
Cały serial był o miłości, docenianiu w życiu tego co najważniejsze, przestrogą przed bawieniem się w Boga.
Także ja nie widzę tutaj żadnego chaosu czy niespójności. Jedynie końcówka nie jest do końca jasna, ale to może być otwarta furtka na ew. kolejny sezon lub ma po prostu zmuszać widza do rozmyśleń. Chris daje gwizdek Willa córce Jamesa i Sarah. Może Chris zginął, powrócił jako strażnik i przekazuje gwizdek córce, która w przyszłości może zostać najważniejszym strażnikiem. Gwizdek był powiązany ze strażnikami, nie był Jamesa, więc nie wiem, po co miałby jej go dawać jako jedyne co ocalało z pożaru. James i Sarah byli strażnikami, więc stąd moje przypuszczenie, że i ich dziecko może nim zostać w przyszłości.